Caroline:
- Napijesz się czego? - spytał powoli podchodząc do kominka. Stojąc w salonie Mikaelson'ów czułam się bardzo dziwnie. Mówiąc szczerze, to bardzo nie lubiłam tego pomieszczenia. Było takie ponure, zimne i trochę przerażające. Jedynym ,, ciepłym akcentem'' całego pokoju był kominek dość pokaźnych rozmiarów. Pamiętam, że od dziecka lubiłam wpatrywać się w płomienie ognia. Były z jednej strony bardzo niebezpieczne, a z drugiej takie ciepłe i kojące.
- Caroline, słyszysz co do ciebie mówię? - głos Klausa raptownie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Yyy.. przepraszam zamyśliłam się....- odpowiedziałam tłumacząc się.
- Może usiądziesz? - Klaus spytał mnie z gigantycznym uśmiechem na ustach.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas stałam na środku salonu przygarbiona, z przechyloną w prawą stronę głową, tępo wpatrując się w szalejący ogień. Mój widok musiał być przekomiczny, ponieważ mina wampira mówiła sama za siebie.
Spiorunowałam go tylko wzrokiem, po czym zgrabnie podeszłam do niego, odbierając trunek który trzymał w lewej ręce. Oczywiście pierwotny przyglądał mi się z pozycji siedzącej wygodnie rozkładając się na kanapie. Kiedy wzięłam od niego szklankę z alkoholem on tylko poklepał miejsce obok siebie, po czym upił łyk Ja jednak stwierdziłam, iż bardziej taktownie będzie usiąść w fotelu na przeciwko.
- Dlaczego mnie tak nienawidzisz?- zapytał ze stoickim spokojem Klaus.
Kiedy usłyszałam jego pytanie myślałam, że się przewrócę, mimo tego, że siedziałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie wiedziałam jak zareagować. W ogóle nie wiedziałam dlaczego mnie o to pyta....
- Dlaczego uważasz, że cię nienawidzę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie chociaż wcale nie chciałam chciałam tego zrobić. Miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że jest chyba kompletnym idiotą skoro nie widzi co do niego czuję.... Poza tym tyle się między nami wydarzyło, że chyba tylko głupiec mógłby pytać się czy go nienawidzę...
- Widzę twoją niechęć do mojej osoby - stwierdził ze smutkiem.
,, No tak, miałam ci się rzucić w ramiona i usiąść nie obok ciebie ale na twoich kolanach.....'' - pomyślałam z politowaniem. W tamtej chwili w ogóle go nie rozumiałam. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Klaus, czy naprawdę uważasz, że gdybym cię nienawidziła to siedziałabym tu teraz z tobą z WŁASNEJ NIE PRZYMUSZANEJ WOLI?! - zapytałam unosząc ręce u górze.
Nie wiedziałam jak jaśniej mam mu powiedzieć, że mimo, iż jest wstrętnym, odrażającym potworem i na dodatek aroganckim chamem to trochę go lubię...... a może bardziej niż trochę....
- Czyli mnie lubisz... - powiedział z zawadiackim uśmiechem wampir.
- Powiedzmy, że troszeczkę.... - przyznałam odwzajemniając uśmiech. Klaus będąc niezwykle zadowolony z mojej odpowiedz upił łyk trunku, po czym delikatnie pokręcił głową i wstał.
- Chodź, coś ci pokarzę - podszedł do mnie i podał mi swoją dłoń.
Po chwili namysłu postanowiłam wstać z niezwykle wygodnego siedzenia i pomaszerować za pierwotnym, a raczej obok niego. Nie dziwiło mnie to, iż weszliśmy na górę, ale zaciekawił mnie fakt, iż podążaliśmy w kierunku nieznanego mi dotąd pomieszczenia. Jednego, czego byłam pewna było to, że na pewno nie jest to sypialnia Klausa. Ją znałam na pamięć.....
- No to jesteśmy na miejscu... - pierwotny stanął przed drzwiami - Gotowa?- kiwnęłam głową, choć coraz bardziej przestawała mi się podobać ta cała niespodzianka. - Spokojnie, nie ma tam żadnych trupów ani niczego w tym stylu, więc nie musisz się bać...- zapewnił mnie z rozbawianiem.
- Nic takiego nie przeszło mi przez myśl - udawałam naburmuszoną dziewczynkę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Yhm, oczywiście - roześmiał się po czym otworzył zamknięte na klucz drzwi.
Kiedy tylko weszłam do środka zdałam sobie sprawę z tego, iż jest to pracownia Klausa. Żadne słowa nie są w stanie opisać piękna wszystkich obrazów znajdujących się w tym miejscu. Podchodziłam do każdego z nich nie mogąc się nadziwić talentem wampira.
- Wiedziałam, że masz ogromny talent, ale te wszystkie obrazy są.... - urwałam nie potrafiąc urazić czaru jego dzieł.
- Podobają ci się? - zamruczał tuż nad moim uchem. Aż podskoczyłam ze strachu. Szybko jednak przypomniałam sobie, że Klaus po prostu lubi wzbudzać strach.
- Tak, są piękne.. - powiedziałam odwracając się do mojego rozmówcy.
Już w sekundę później zrozumiałam, iż był to nienajlepszy pomysł, bo teraz nasze twarze dzieliły tylko minimetry.
- Nie tak piękne jak ty.... - stwierdził cały czas patrząc się w moje oczy.
Nie wiem jak to się stało, ale nagle to ja zaczęłam przybliżać się coraz to bardziej do pierwotnego. Już miałam go pocałować kiedy on nagle odsunął się ode mnie przez cały czas się szczerząc.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zadał mi dość oczywiste pytanie, jednak ja całkowicie zbita z tropu nie do końca wiedziałam jak mam na nie odpowiedzieć ..
- Zrobić z czym?? - zapytałam patrząc się na niego jak typowa blondynka.
- Z twoimi przyjaciółmi...- odpowiedział ze współczuciem.
,, No fakt moi przyjaciele...., a raczej ich brak'' - przypomniałam sobie w ułamku sekundy. Sama w to nie wierzyłam, ale Klaus sprawił, że kompletnie zapomniałam o moich problemach.
- Nie chce o tym na razie mówić.... - stwierdziłam, po czym podeszłam do maleńkiego stoliczka, na którym leżał jakiś bardzo stary szkicownik. Delikatnie przewróciłam pierwszą kartkę i zaniemówiłam.
Nie wiem jakim cudem Nik zorientował się, że coś jest nie tak. W mgnieniu oka znalazł się przede mną. Jego reakcja była wręcz natychmiastowa, a ja usłyszałam tylko trzask zamykającego się rysownika.
- To nie tyła Elena prawda? Mimo tego że ta dziewczyna wyglądała tak samo jak ona, przecież..
- Myślę, że powinnaś się już położyć... - przerwał mi wściekle pierwotny.
- Do cholery Klaus, kto to był?!
- Pokój gościnny jest na przeciwko....
- Czyli mi nie powiesz tak?
- Nie teraz
- Dlaczego?!
- Caroline... Myślę, że zakończyliśmy już naszą rozmowę, a teraz pozwól, że odprowadzę cię do twojej sypialni. - ostatecznie zakończył wymianę zdań.
Na początku moja duma nie pozwalała mi tu pozostać ani chwili dużej, jednak prawie od razu zdałam sobie sprawę, że nie mogę wrócić do domu. Wściekła ominęłam wampira i skierowałam się w stronę wskazanego przez Klausa pokoju. Aby podkreślić moją złość z całej siły trzasnęłam drzwiami. Doskonale wiedziałam, że na pewno nie ujdzie to uwadze hybrydzie.
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było bardzo przestronne. Największe wrażenie zrobiło na mnie wielkie łoże z ogromnym baldachimem. Raptownie przypomniałam sobie chwile spędzone z pierwotnym na identycznym łożu. To sprawiło, że moja złość zwiększyła się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, jak on mógł odsunąć się ode mnie kiedy chciałam go pocałować!
Po dłuższej chwili namysłu postanowiłam wziąć prysznic, mając nadzieję że to pomoże opanować moje emocje. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i w godzinę później byłam już gotowa do snu. Miałam ogromne szczęście, ponieważ w szefie znalazłam całe mnóstwo słodkich piżam. Wybrałam niebieską z króciutkimi spodenkami i koszulką na ramiączkach. Perfekcyjnie przygotowana stwierdziłam, że już czas oddać się w objęcia Morfeusza, w końcu była już 12 w nocy. Sama nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko zleciał....
Ułożyłam się do snu i.... nic. Przewracałam się z boku na bok, liczyłam barany, robiłam wszystko byle by zasnąć, ale jak na złość nic mi nie pomagało. Po godzinie ,, żmudnej pracy '' wpadłam na najgłupszy pomysł w moim życiu. Coś tam we mnie w środku po cichutku podpowiadało mi, że może wycieczka do pokoju Klausa przyniosłaby mi spokój i przy nim mogłabym spokojnie zasnąć.... Dość długo biłam się z tą myślą. Dziwnie czułam się myśląc, że po naszej kłótni mógłby po prostu mnie stamtąd wyrzucić. ,, Caroline, odwagi, raz się żyje'' - dodałam sobie odwagi. Bez wahania wstałam z łóżka i udałam się w kierunku sypialni hybrydy......
A oto rozdział 17!!! Jeny, nawet nie wiem jam mam wszystkich przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam.... Mam nadzieję że uda mi się znaleźć chwilę czasu i dodać kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu, ale nie obiecuję.... Teraz bardzo was proszę o komentowanie. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z każdego komentarza, a za wszystkie które znajdują się pod poprzednimi rozdziałami bardzo, bardzo dziękuję!!!:)
Blog założony przeze mnie z myślą o niezwykłej miłości Caroline i Klausa bohaterów serialu Pamiętniki wampirów .....;)
sobota, 15 grudnia 2012
niedziela, 11 listopada 2012
Rozdział 16
Caroline:
Cholera! Dlaczego akurat moje życie musi być jednym wielkim bagnem!?Jak zwykle to ja muszę obrywać najbardziej w skórę. Jak zawsze... Najpierw śmierć Tylera, potem Klaus, no i jeszcze na dobitkę utrata przyjaciół. Świetnie, po prostu rewelacyjnie.
Jadąc do Grilla cały czas rozmyślałam o wszystkim co zaszło u Salvatorów. Miałam ochotę zatrzymać samochód i zacząć jak zawsze w takich sytuacjach ryczeć. Wypłakać wszystkie swoje smutki, wszystko to co mnie gnębi.... O nie ! Nie tym razem. Mam już dosyć użalania się nad sobą. Dosyć bezsensownego płaczu. W tamtej chwili jedyne czego było mi trzeba to osoby, która mnie przytuli, wysłucha, pocieszy... Niestety po chwili rozmyślań zdałam sobie sprawę z tego, iż ja nie posiadam już żadnej takiej osoby, żadnego przyjaciela.... Zastałam sama. Wszyscy mnie opuścili. Nadal nie mogłam zrozumieć kim trzeba być, żeby chcieć mnie tak perfidnie wykorzystać.... No fakt zapomniałam... Trzeba być Eleną.
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że w końcu dotarłam do miejscowego baru. Ospale wysiadłam z auta, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam od razu moje zmysły się wyczuliły.
- Poważnie!? - syknęłam, widząc Klausa wpatrującego się we mnie.
Klaus:
Siedziałem przy barze patrząc w oczy mojej królewny. Natychmiast zauważyłem, że coś jest nie tak. Caroline była strasznie blada, a jej twarz była wykrzywiona w grymasie złości i smutku. Powoli zaczęła zbliżać się w moim kierunku. Nie powiem, byłem tym nie lada zdziwiony, ponieważ byłem święcie przekonany, że po naszym ostatnim spotkaniu wampirzyca będzie mnie omijać szerokim łukiem. Ona natomiast bez pośpiechu przeszła przede mną, a następnie zajęła miejsce obok.
- Poproszę martini, albo nie... poproszę czystą... - powiedziała beznamiętnie do barmana.
Przez cały ten czas wpatrywałem się w nią z niemałym zdziwieniem.
- Jeny, przestań się w końcu tak na mnie gapić! - niespodziewanie moja bogini spiorunowała mnie wzrokiem. Prychnęła tylko, przerzuciwszy wzrok na palce, którymi nerwowo pukała czekając na alkohol.
- Nie wiedziałem, że anioły preferują ,,czystą,, - stwierdziłem z nutką sarkazmu. Nie musiałem długo czekać na reakcję Caroline. Momentalnie wybuchła śmiechem, po czym szybko schowała twarz w dłoniach.
- Nie będę płakać.... Nie będę płakać! - zaczęła po cichu powtarzać próbując uspokoić swój oddech.
- Caroline, co się stało? - zapytałem niepewnie po chwili milczenia.
- Nic, no może prócz tego, że życie mi się wali, ale to taki mały szczegół..... - powiedziała patrząc nieobecnie w moje oczy. Od razu zrozumiałem o co chodzi.
- Co oni ci zrobili? - zapytałem w ze złością i gniewem.
Kiedy Caroline usłyszała moje pytanie raptownie odwróciła się w stronę baru. Jej ręce drżały, a ona sama przygryzała wargę. Widziałem, że dziewczyna nie nie chce o tym mówić, jednak ja musiałem to wiedzieć. W tym też celu delikatnie ująłem ją za brodę, chcąc aby spojrzała mi w twarz. Na początku nie chciała się do mnie odwrócić, ale w końcu to zrobiła.
- Klaus, zrozum ja.....- na chwilkę przymknęła oczy, żeby po kilku sekundach znów je otworzyć. - ja nie chcę o tym mówić, naprawdę nie mam na to teraz siły. Jedyne co chce teraz zrobić to po prostu się uchlać. - powiedziała ze smutkiem.
- Przecież doskonale wiesz, że alkohol ci nie pomoże... - stwierdziłem głaszcząc ją po policzku.
- Wiem , ale jakoś nie mam lepszego pomysłu jak sobie pomóc... - powiedziała ledwo powstrzymując się od urojenia łez.
Caroline:
Już miałam wziąć w rękę kieliszek stojący przede mną, kiedy Klaus złapał moją dłoń. Próbowałam mu ją wyszarpnąć ale niestety przynosiło to marny efekt. Wampir szybko zaskoczył z krzesła i próbował mnie także do tego zmusić.
- Wyjdźmy na zewnątrz ... - powiedział patrząc na mnie błagalnie.
-Nie mam ochoty nigdzie się ruszać. - stwierdziłam ze złością. On jednak nie dawał za wygraną i dalej ciągnął mnie za rękę. Po chwili stawiania mu oporu, zdałam sobie sprawę, że to i tak nie ma sensu i równie szybko co on zeskoczyłam z krzesła.
Kiedy wyszliśmy z budynku Klaus zatrzymał się. Odgarnął kilka niesfornych loków z mojej twarzy, a potem delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Zapytam jeszcze raz, co się stało? - zapytał z troską i żalem
- Po tym jak wyszedłeś... - zaczęłam powoli - zadzwoniła do mnie Elena. Chciała, żebym przyszła do Salvatorów no i tak też zresztą później zrobiłam. Byli tam wszyscy, Bonnie, Damon, Stefan, Matt... Stefan powiedział, że nie znaleźli jeszcze żadnego sposobu na tworzenie hybryd, więc... Oni chcieli... - zatrzymałam, czując, że dłużej nie dam rady. - chcieli, żebym się jakoś tobą zajęła.... żebym poszła z tobą do łóżka, żeby cię udobruchać po to abyś ich nie zabijał... - dokończyłam siłując się sama ze sobą. Raptownie poczułam ciepło ciała Klausa. Właśnie tego potrzebowałam. Tego, żeby ktoś się mną zainteresował, przytulił.
- Idioci! Jeszcze dzisiaj będą martwi! - krzyknął Klaus cały czas przytulając mnie.
- Nie proszę cie Klaus, nie rób im krzywdy, błagam cie nie zabijaj ich... - nie wytrzymałam i potok łez spłynął po mojej twarzy. Wampir, widząc mój stan przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po włosach.
- Ciiii, już dobrze, nic im na razie nie zrobię - powiedział całując mnie w głowę.
Nieoczekiwanie mój telefon wydał dźwięk oznaczający nową wiadomość. Szybko odsunęłam się od hybrydy i przeczytałam smsa. Kiedy tylko to zrobiłam zaczęłam się śmiać przez łzy.
- O co chodzi? - spytał zdziwiony pierwotny.
- O to, że Elena jest u mnie w domu i cholernie chce ze mną porozmawiać...
- Choć... - powiedział tylko wampir po czym pociągnął mnie za sobą.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam niepewnie, domyślając się odpowiedzi.
- Dzisiaj nocujesz u mnie. - poinformował mnie z łobuzerskim uśmiechem. - No chyba, że wolisz wrócić do siebie....
Doskonale wiedział, że nie mogę, a raczej nie chcę wrócić do domu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w willi Klausa....
A oto kolejny, 16 już rozdział! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam was za to, że tak długo nie pisałam i za ten rozdział...;( Kurcze, wyszedł niesamowicie chaotycznie.... szkoda, że tak wyszło...:(
Nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o komentarze...:)
Cholera! Dlaczego akurat moje życie musi być jednym wielkim bagnem!?Jak zwykle to ja muszę obrywać najbardziej w skórę. Jak zawsze... Najpierw śmierć Tylera, potem Klaus, no i jeszcze na dobitkę utrata przyjaciół. Świetnie, po prostu rewelacyjnie.
Jadąc do Grilla cały czas rozmyślałam o wszystkim co zaszło u Salvatorów. Miałam ochotę zatrzymać samochód i zacząć jak zawsze w takich sytuacjach ryczeć. Wypłakać wszystkie swoje smutki, wszystko to co mnie gnębi.... O nie ! Nie tym razem. Mam już dosyć użalania się nad sobą. Dosyć bezsensownego płaczu. W tamtej chwili jedyne czego było mi trzeba to osoby, która mnie przytuli, wysłucha, pocieszy... Niestety po chwili rozmyślań zdałam sobie sprawę z tego, iż ja nie posiadam już żadnej takiej osoby, żadnego przyjaciela.... Zastałam sama. Wszyscy mnie opuścili. Nadal nie mogłam zrozumieć kim trzeba być, żeby chcieć mnie tak perfidnie wykorzystać.... No fakt zapomniałam... Trzeba być Eleną.
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że w końcu dotarłam do miejscowego baru. Ospale wysiadłam z auta, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam od razu moje zmysły się wyczuliły.
- Poważnie!? - syknęłam, widząc Klausa wpatrującego się we mnie.
Klaus:
Siedziałem przy barze patrząc w oczy mojej królewny. Natychmiast zauważyłem, że coś jest nie tak. Caroline była strasznie blada, a jej twarz była wykrzywiona w grymasie złości i smutku. Powoli zaczęła zbliżać się w moim kierunku. Nie powiem, byłem tym nie lada zdziwiony, ponieważ byłem święcie przekonany, że po naszym ostatnim spotkaniu wampirzyca będzie mnie omijać szerokim łukiem. Ona natomiast bez pośpiechu przeszła przede mną, a następnie zajęła miejsce obok.
- Poproszę martini, albo nie... poproszę czystą... - powiedziała beznamiętnie do barmana.
Przez cały ten czas wpatrywałem się w nią z niemałym zdziwieniem.
- Jeny, przestań się w końcu tak na mnie gapić! - niespodziewanie moja bogini spiorunowała mnie wzrokiem. Prychnęła tylko, przerzuciwszy wzrok na palce, którymi nerwowo pukała czekając na alkohol.
- Nie wiedziałem, że anioły preferują ,,czystą,, - stwierdziłem z nutką sarkazmu. Nie musiałem długo czekać na reakcję Caroline. Momentalnie wybuchła śmiechem, po czym szybko schowała twarz w dłoniach.
- Nie będę płakać.... Nie będę płakać! - zaczęła po cichu powtarzać próbując uspokoić swój oddech.
- Caroline, co się stało? - zapytałem niepewnie po chwili milczenia.
- Nic, no może prócz tego, że życie mi się wali, ale to taki mały szczegół..... - powiedziała patrząc nieobecnie w moje oczy. Od razu zrozumiałem o co chodzi.
- Co oni ci zrobili? - zapytałem w ze złością i gniewem.
Kiedy Caroline usłyszała moje pytanie raptownie odwróciła się w stronę baru. Jej ręce drżały, a ona sama przygryzała wargę. Widziałem, że dziewczyna nie nie chce o tym mówić, jednak ja musiałem to wiedzieć. W tym też celu delikatnie ująłem ją za brodę, chcąc aby spojrzała mi w twarz. Na początku nie chciała się do mnie odwrócić, ale w końcu to zrobiła.
- Klaus, zrozum ja.....- na chwilkę przymknęła oczy, żeby po kilku sekundach znów je otworzyć. - ja nie chcę o tym mówić, naprawdę nie mam na to teraz siły. Jedyne co chce teraz zrobić to po prostu się uchlać. - powiedziała ze smutkiem.
- Przecież doskonale wiesz, że alkohol ci nie pomoże... - stwierdziłem głaszcząc ją po policzku.
- Wiem , ale jakoś nie mam lepszego pomysłu jak sobie pomóc... - powiedziała ledwo powstrzymując się od urojenia łez.
Caroline:
Już miałam wziąć w rękę kieliszek stojący przede mną, kiedy Klaus złapał moją dłoń. Próbowałam mu ją wyszarpnąć ale niestety przynosiło to marny efekt. Wampir szybko zaskoczył z krzesła i próbował mnie także do tego zmusić.
- Wyjdźmy na zewnątrz ... - powiedział patrząc na mnie błagalnie.
-Nie mam ochoty nigdzie się ruszać. - stwierdziłam ze złością. On jednak nie dawał za wygraną i dalej ciągnął mnie za rękę. Po chwili stawiania mu oporu, zdałam sobie sprawę, że to i tak nie ma sensu i równie szybko co on zeskoczyłam z krzesła.
Kiedy wyszliśmy z budynku Klaus zatrzymał się. Odgarnął kilka niesfornych loków z mojej twarzy, a potem delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Zapytam jeszcze raz, co się stało? - zapytał z troską i żalem
- Po tym jak wyszedłeś... - zaczęłam powoli - zadzwoniła do mnie Elena. Chciała, żebym przyszła do Salvatorów no i tak też zresztą później zrobiłam. Byli tam wszyscy, Bonnie, Damon, Stefan, Matt... Stefan powiedział, że nie znaleźli jeszcze żadnego sposobu na tworzenie hybryd, więc... Oni chcieli... - zatrzymałam, czując, że dłużej nie dam rady. - chcieli, żebym się jakoś tobą zajęła.... żebym poszła z tobą do łóżka, żeby cię udobruchać po to abyś ich nie zabijał... - dokończyłam siłując się sama ze sobą. Raptownie poczułam ciepło ciała Klausa. Właśnie tego potrzebowałam. Tego, żeby ktoś się mną zainteresował, przytulił.
- Idioci! Jeszcze dzisiaj będą martwi! - krzyknął Klaus cały czas przytulając mnie.
- Nie proszę cie Klaus, nie rób im krzywdy, błagam cie nie zabijaj ich... - nie wytrzymałam i potok łez spłynął po mojej twarzy. Wampir, widząc mój stan przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po włosach.
- Ciiii, już dobrze, nic im na razie nie zrobię - powiedział całując mnie w głowę.
Nieoczekiwanie mój telefon wydał dźwięk oznaczający nową wiadomość. Szybko odsunęłam się od hybrydy i przeczytałam smsa. Kiedy tylko to zrobiłam zaczęłam się śmiać przez łzy.
- O co chodzi? - spytał zdziwiony pierwotny.
- O to, że Elena jest u mnie w domu i cholernie chce ze mną porozmawiać...
- Choć... - powiedział tylko wampir po czym pociągnął mnie za sobą.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam niepewnie, domyślając się odpowiedzi.
- Dzisiaj nocujesz u mnie. - poinformował mnie z łobuzerskim uśmiechem. - No chyba, że wolisz wrócić do siebie....
Doskonale wiedział, że nie mogę, a raczej nie chcę wrócić do domu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w willi Klausa....
A oto kolejny, 16 już rozdział! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam was za to, że tak długo nie pisałam i za ten rozdział...;( Kurcze, wyszedł niesamowicie chaotycznie.... szkoda, że tak wyszło...:(
Nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o komentarze...:)
poniedziałek, 15 października 2012
Rozdział 15
Caroline:
Byłam naprawdę nieźle wkurzona. Jednego dnia moi ,, wspaniali '' przyjaciele ratują mnie od tej popieprzonej hybrydy, a już drugiego bezpardonowo zawracają mi głowę jakimiś cholernie ważnymi sprawami z znanego nam cyklu ,, jak uratować dupsko Elenki''....
,, Jeny, jak ja ich nie znoszę'' - przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odrzuciłam te myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że do puki nie spotkam się z nimi to nie dadzą mi spokoju.
Ospałym krokiem podeszłam do okna w celu sprawdzenia jaka pogoda panuje dziś w MF. Niestety widok za szybą nie napawał mnie optymizmem. Poranek był bardzo pochmurny, a w dodatku zanosiło się na niemały deszcz. Szybkim krokiem podeszłam do mojej ukochanej szafy. Z racji tego, iż było zimno postanowiłam założyć czarne rurki, biały T- shirt, na który zarzuciłam czarną skórzaną kurtką, a do tego założyłam przepiękne czarne szpilki. Do zestawu dodałam kilka dodatków w postaci turkusowego naszyjnika i kilku srebrnych pierścionków. Całość dopełniłam dość drapieżnym makijażem, a włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone.
Kiedy skończyłam szykować się do wyjścia postanowiłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze. Gdy do niego podeszłam ujrzałam przed sobą już nie roztrzepaną, głupawą i pustą nastolatką, ale prawdziwą kobietę, która jest pewna siebie, piękna i co najważniejsze niesamowicie niebezpieczna. Nie wiem dlaczego, ale od razu w mojej głowie pojawił się obraz, który strasznie mnie przeraził. Patrząc w swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, że brakuje mi osoby, która zapewne teraz stałaby za mną patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Czułam, że brakuje mi Klausa. Jego obecności, która sprawiała, że czułam się jak księżniczka, najpiękniejsza kobieta na świecie, jak czyjaś ukochana... jak jego ukochana...
Wypowiadając w myślach te słowa, zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam od pierwotnego na pożegnanie. Zrozumiałam powagę tego co mi powiedział.... Gdzieś tam w środku cieszyłam się z tego co wampir czuje do mnie, ale mój rozsądek wiedział, że nie mogę pozwolić sobie na odwzajemnienie tego uczucia. Po dłuższej chwili rozmyślań zdałem sobie sprawę, iż jest już 11:00.
Szybkim krokiem wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pognałam na spotkanie.
Klaus:
Życie jest naprawdę piękne! Od bardzo dawna nie czułem się tak dobrze. Miałem prawie wszystko, pieniądze, piękny dom, samochody i to co najważniejsze... czyli uczucie, jakim zaczynała darzyć mnie Caroline. Choć ona nadal uparcie twierdziła, że nic do mnie nie czuje to ja i tak znałem prawdę. Wszystko układało się po mojej myśli. Miałem już dokładny plan jak przekonać do siebie Caroline, a bal, który organizowała moja siostra był świetną okazją do zrealizowania go.....
Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo.. - powiedziałem obojętnym głosem.
- To ja Bonnie - usłyszałem w słuchawce głos wiedźmy. - Musimy porozmawiać. - powiedziała niezwykle stanowczo.
- Przykro mi NIE MAM CZASU - wysyczałem do słuchawki mając nadzieję, że ta mała da mi spokój.
- Nie obchodzi mnie to, czekam na ciebie o 15:00 w parku. - Stwierdziła, po czym rozłączyła się.
Nie mogłem uwierzyć w to, iż ta wredna czarownica bez większego strachu pomiatała sobie mną. Niestety wiedziałem, że skoro do mnie zadzwoniła to faktycznie musi mieć jakiś ważny powód.
Zdegustowany jej szczeniackimi i głupim zachowaniem postanowiłem wstąpić do baru na małego drinka.
- Hmmm.. jest dopiero 11:15, czyli mam jeszcze trochą czasu - wywnioskowałem spoglądając na zegarek.
Caroline:
Droga do Salvatorów minęła mi dość szybko, mimo iż wcale się tam nie spieszyłam. Kiedy dotarłam do celu powoli wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Bez pośpiechu zapukałam. Drzwi otworzyły się w sekundę później, a przede mną pojawiła się postać Eleny.
- Prosiłam cię o to, abyś się pospieszyła, a ty co zastanawiasz się 3 godziny co na siebie włożyć!?- wykrzyczała mi na powitanie wampirzyca.
O mały włos nie spadłam ze schodów ze zdziwienia, a raczej zszokowania jej zachowaniem.
- Też miło cię widzieć.... - powiedziałam powoli nadal nienaturalnie wytrzeszczając oczy. Elena tylko prychnęła ( niczym rasowy koń), wykrzywiła minę w grymasie złości po czym zaprosiła mnie wymuszonym gestem dłoni do środka. Mozolnie przekroczyłam próg domu, a następnie ruszyłam w kierunku salonu. Nie zdziwił mnie widok wszystkich zebranych, a mianowicie Stefana, Damona, Bonnie i Matta.
- O blondi zaszczyciła nas swoją obecnością, niewierze.... - pokiwał głową jak zwykle chamski Damon.
- Proszę cię skończ .... - przerwał mu znudzony całą sytuacją Stefan.
Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie aż taki straszny. ,, Musisz wytrzymać Caroline'' - powtarzałam sobie w myślach, ledwo co powstrzymując się wbicia kołka w tego wrednego palanta.
- Dobra, czego ode mnie chcecie? - zapytałam, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- Chodzi o to, że nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na tworzenie nowych hybryd, a jak wiesz Klaus nie ma zamiaru długo czekać więc... - poinformował mnie dość szybko młodszy Salvatore.
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam nie mając zielonego pojęcia o co im wszystkim chodzi.
- Było by miło gdybyś przekonała naszą kochaną hybrydkę, aby jeszcze trochę poczekał... no wiesz tu pogadasz, tam dasz buziaka... - zakończył ilustrując ostatnią część zdania.
Po prostu myślałam, że padnę. Nie sądziłam, że te hieny posunę się do tego stopnia, żeby tylko ratować swój tyłek. Nie mieściło mi się w głowie to, jak moje ,, przyjaciółki'' były w stanie zrobić mi coś takiego. Byłam w takim szoku, iż nie wiedziałam , ani co mam powiedzieć, ani co zrobić....
- Poważnie!?- zapytałam ledwo co stojąc na nogach. - Wiecie co... Mój Boże..... To mi się nawet w głowie nie mieści.... Jak wy możecie prosić mnie o coś takiego, po tym co przeszłam?? - wykrzyczałam, ostatkiem sił hamując łzy.
Nie czekając na reakcję wszystkich zebranych wybiegłam z domu. Wskoczyłam do auta i obrałam jeden kierunek, którym był oczywiście Grill.
I oto rozdział 15! PRZEPRASZAM, że tak długo nie pisałam, ale te wszystkie kartkówki i sprawdziany....:(
Co o tym sądzicie? Jak dla mnie jeden wielki gniot, ale cóż..... Mogę tylko powiedzieć na pocieszenie, że następny rozdział, przynajmniej w moim mniemaniu będzie dużo bardziej ciekawy.....;)
Byłam naprawdę nieźle wkurzona. Jednego dnia moi ,, wspaniali '' przyjaciele ratują mnie od tej popieprzonej hybrydy, a już drugiego bezpardonowo zawracają mi głowę jakimiś cholernie ważnymi sprawami z znanego nam cyklu ,, jak uratować dupsko Elenki''....
,, Jeny, jak ja ich nie znoszę'' - przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odrzuciłam te myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że do puki nie spotkam się z nimi to nie dadzą mi spokoju.
Ospałym krokiem podeszłam do okna w celu sprawdzenia jaka pogoda panuje dziś w MF. Niestety widok za szybą nie napawał mnie optymizmem. Poranek był bardzo pochmurny, a w dodatku zanosiło się na niemały deszcz. Szybkim krokiem podeszłam do mojej ukochanej szafy. Z racji tego, iż było zimno postanowiłam założyć czarne rurki, biały T- shirt, na który zarzuciłam czarną skórzaną kurtką, a do tego założyłam przepiękne czarne szpilki. Do zestawu dodałam kilka dodatków w postaci turkusowego naszyjnika i kilku srebrnych pierścionków. Całość dopełniłam dość drapieżnym makijażem, a włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone.
Kiedy skończyłam szykować się do wyjścia postanowiłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze. Gdy do niego podeszłam ujrzałam przed sobą już nie roztrzepaną, głupawą i pustą nastolatką, ale prawdziwą kobietę, która jest pewna siebie, piękna i co najważniejsze niesamowicie niebezpieczna. Nie wiem dlaczego, ale od razu w mojej głowie pojawił się obraz, który strasznie mnie przeraził. Patrząc w swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, że brakuje mi osoby, która zapewne teraz stałaby za mną patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Czułam, że brakuje mi Klausa. Jego obecności, która sprawiała, że czułam się jak księżniczka, najpiękniejsza kobieta na świecie, jak czyjaś ukochana... jak jego ukochana...
Wypowiadając w myślach te słowa, zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam od pierwotnego na pożegnanie. Zrozumiałam powagę tego co mi powiedział.... Gdzieś tam w środku cieszyłam się z tego co wampir czuje do mnie, ale mój rozsądek wiedział, że nie mogę pozwolić sobie na odwzajemnienie tego uczucia. Po dłuższej chwili rozmyślań zdałem sobie sprawę, iż jest już 11:00.
Szybkim krokiem wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pognałam na spotkanie.
Klaus:
Życie jest naprawdę piękne! Od bardzo dawna nie czułem się tak dobrze. Miałem prawie wszystko, pieniądze, piękny dom, samochody i to co najważniejsze... czyli uczucie, jakim zaczynała darzyć mnie Caroline. Choć ona nadal uparcie twierdziła, że nic do mnie nie czuje to ja i tak znałem prawdę. Wszystko układało się po mojej myśli. Miałem już dokładny plan jak przekonać do siebie Caroline, a bal, który organizowała moja siostra był świetną okazją do zrealizowania go.....
Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo.. - powiedziałem obojętnym głosem.
- To ja Bonnie - usłyszałem w słuchawce głos wiedźmy. - Musimy porozmawiać. - powiedziała niezwykle stanowczo.
- Przykro mi NIE MAM CZASU - wysyczałem do słuchawki mając nadzieję, że ta mała da mi spokój.
- Nie obchodzi mnie to, czekam na ciebie o 15:00 w parku. - Stwierdziła, po czym rozłączyła się.
Nie mogłem uwierzyć w to, iż ta wredna czarownica bez większego strachu pomiatała sobie mną. Niestety wiedziałem, że skoro do mnie zadzwoniła to faktycznie musi mieć jakiś ważny powód.
Zdegustowany jej szczeniackimi i głupim zachowaniem postanowiłem wstąpić do baru na małego drinka.
- Hmmm.. jest dopiero 11:15, czyli mam jeszcze trochą czasu - wywnioskowałem spoglądając na zegarek.
Caroline:
Droga do Salvatorów minęła mi dość szybko, mimo iż wcale się tam nie spieszyłam. Kiedy dotarłam do celu powoli wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Bez pośpiechu zapukałam. Drzwi otworzyły się w sekundę później, a przede mną pojawiła się postać Eleny.
- Prosiłam cię o to, abyś się pospieszyła, a ty co zastanawiasz się 3 godziny co na siebie włożyć!?- wykrzyczała mi na powitanie wampirzyca.
O mały włos nie spadłam ze schodów ze zdziwienia, a raczej zszokowania jej zachowaniem.
- Też miło cię widzieć.... - powiedziałam powoli nadal nienaturalnie wytrzeszczając oczy. Elena tylko prychnęła ( niczym rasowy koń), wykrzywiła minę w grymasie złości po czym zaprosiła mnie wymuszonym gestem dłoni do środka. Mozolnie przekroczyłam próg domu, a następnie ruszyłam w kierunku salonu. Nie zdziwił mnie widok wszystkich zebranych, a mianowicie Stefana, Damona, Bonnie i Matta.
- O blondi zaszczyciła nas swoją obecnością, niewierze.... - pokiwał głową jak zwykle chamski Damon.
- Proszę cię skończ .... - przerwał mu znudzony całą sytuacją Stefan.
Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie aż taki straszny. ,, Musisz wytrzymać Caroline'' - powtarzałam sobie w myślach, ledwo co powstrzymując się wbicia kołka w tego wrednego palanta.
- Dobra, czego ode mnie chcecie? - zapytałam, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- Chodzi o to, że nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na tworzenie nowych hybryd, a jak wiesz Klaus nie ma zamiaru długo czekać więc... - poinformował mnie dość szybko młodszy Salvatore.
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam nie mając zielonego pojęcia o co im wszystkim chodzi.
- Było by miło gdybyś przekonała naszą kochaną hybrydkę, aby jeszcze trochę poczekał... no wiesz tu pogadasz, tam dasz buziaka... - zakończył ilustrując ostatnią część zdania.
Po prostu myślałam, że padnę. Nie sądziłam, że te hieny posunę się do tego stopnia, żeby tylko ratować swój tyłek. Nie mieściło mi się w głowie to, jak moje ,, przyjaciółki'' były w stanie zrobić mi coś takiego. Byłam w takim szoku, iż nie wiedziałam , ani co mam powiedzieć, ani co zrobić....
- Poważnie!?- zapytałam ledwo co stojąc na nogach. - Wiecie co... Mój Boże..... To mi się nawet w głowie nie mieści.... Jak wy możecie prosić mnie o coś takiego, po tym co przeszłam?? - wykrzyczałam, ostatkiem sił hamując łzy.
Nie czekając na reakcję wszystkich zebranych wybiegłam z domu. Wskoczyłam do auta i obrałam jeden kierunek, którym był oczywiście Grill.
I oto rozdział 15! PRZEPRASZAM, że tak długo nie pisałam, ale te wszystkie kartkówki i sprawdziany....:(
Co o tym sądzicie? Jak dla mnie jeden wielki gniot, ale cóż..... Mogę tylko powiedzieć na pocieszenie, że następny rozdział, przynajmniej w moim mniemaniu będzie dużo bardziej ciekawy.....;)
czwartek, 27 września 2012
Rozdział 14
Klaus:
Nie wiem co się ze mną stało. Jak mogłem tak po prostu wypuścić stąd Caroline? Dlaczego nie powiedziałem tej bandzie dzieciaków całej prawdy? Sam nie wiedziałem jak mam sobie to wszystko wytłumaczyć. Przecież ludzie, a raczej wampiry nie zmieniają się od tak z dnia na dzień, nawet kiedy czują coś więcej do drugiej osoby.... Nie rozumiałem jak mogłem być takim idiotą i pokazać wszystkim jaki to ja jestem wspaniały i troskliwy. Niech to szlag! Ani Caroline, ani jej przyjaciele nie mogli uważać mnie za słabego. Musiałem jak najszybciej wymyślić coś co znowu wzbudziłoby w nich przerażenie.
- Cześć braciszku! - nagle w drzwiach stanęła Rebekah. Byłem lekko zszokowany jej świetnym humorem. Już dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej.
- Coś się stało? - zapytałem ostrożnie wiedząc, iż z pewnością moja siostra zaraz zacznie prosić mnie o coś w moim mniemaniu niedorzecznego.
- Nik, nawet nie zgadniesz z kim rozmawiałam - zaczęła powoli podchodzić do fotela, w którym wypoczywałem. - Dzisiaj całkiem przypadkiem spotkałam się z panią burmistrz. Rozmawiałyśmy przez chwilę o jakiś głupotach, aż w końcu pani Lockwood złożyła mi bardzo ciekawą propozycję. - moja siostrzyczka uśmiechnęła się przebiegle.
- Niech zgadnę, pani burmistrz da ci gigantyczną nagrodę jak tylko pozbędziesz się mnie z miasta? - Powiedziałem z udawaną przebiegłością wpatrując się w szklankę z whisky.
- Po pierwsze nie, po drugie, wydaje mi się, iż pani Lockwood darzy cię sympatią, a po trzecie zapytała mnie czy nie zechciałabym urządzić przyjęcia z okazji... no nie ważne z jakiej tam okazji, to jak zgadzasz się?
- Rebekah, ile razy mam ci powtarzać, iż nie życzę sobie, aby w moim domu organizowano jakiekolwiek bale... - przypomniałem z frustracją, choć byłem święcie przekonany, że moja siostra już dawno podjęła decyzję za mnie.
- Wiesz co? Mam to gdzieś! I dla twojej wiadomości bal odbędzie się za 3 dni...
- Nawet nie wiesz jaka jesteś.. denerwująca... - ująłem dość delikatnie nie chcąc użyć nieprzyzwoitych sformułowań. Wściekły na siostrę wyszedłem z domu. Dokładnie wiedziałem do kąt poprowadzą mnie nogi.
Caroline:
Koszmary, to najgorsza rzecz jaka może spotkać osobę, która pragnie tylko spokojnie spać. Najgorsze było to, że niestety w koszmarach pojawiają się postacie, a raczej potwory, których najbardziej się boimy. W moim przypadku był to oczywiście Klaus. Jedna scena za drugą pojawiały się w moim umyśle i wszystkie były związane oczywiście z nim.
Nie wiem jakim cudem nagle obudziłam się. W sekundę później cholernie żałowałam, że nadal nie dręczą mnie zmory. Jak zwykle rzeczywistość musiała być jeszcze bardziej okrutna.
- Bardzo niespokojnie spałaś - stwierdził z szelmowskim uśmiechem Klaus. Jak gdyby nigdy nic leżał sobie obok mnie spokojnie wpatrując się w moje oczy.
- Nie ma się co dziwić, śniłam o wielkim potworze - powiedziałam próbując wydostać się z łóżka. Oczywiście niestety nie było mi to dane, ponieważ jakieś wielkie łapsko wciskało moje żebra w materac.
- Czyżbyś mówiła o mnie słonko? - zapytał z niedowierzaniem - Oj , chyba się obrażę... - powiedział robiąc minę złego pięciolatka.
Niestety na moje nieszczęście nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Wampir, chcąc podtrzymać mój dobry humor zaczął mnie łaskotać..... Poważnie?? Nie zdawałam sobie sprawy, że osoba mająca ponad 1000 lat jest jeszcze na tyle dziecinna, a tym bardziej iż jest to najpotężniejsza hybryda stąpająca po tej ziemi... No cóż najwyraźniej pozory mylą.
-Przestań, błagam - zachichotałam, ledwo co powstrzymując się od płaczu.
Klaus w końcu przestał, lecz po chwili zrobił coś co było dla mnie jeszcze gorsze. Poczułam jak jego wargi dotykają moich. Jeszcze nigdy Klaus nie całował mnie z taką czułością i miłością. Raptownie odsunęłam się od niego, na co on tylko posmutniał.
- Klaus, nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania, ja nadal uważam, że to co między nami zaszło to był po prostu błąd - powiedziałam szczerze, nie owijając w bawełnę.
- Ach, to tak... - stwierdził z wyczuwalną irytacją wampir
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego ile złego wyrządziłeś mnie i moim przyjaciołom. Tego nie da się od razu odbudować. Ja wierze w to, że chcesz się zmienić, ale...
- A kto powiedział, że mam zamiar się zmieniać? - przerwał mi nagle Klaus. - Caroline, ja nie mam zamiaru ani trochę się zmieniać, ba mam zamiar nadal szantażować twoich przyjaciół, a co do ciebie kochanie... - powiedział gładząc mnie po policzku - Czy chcesz czy nie oboje wiemy, że i tak już należysz do mnie.. - zakończył uśmiechając się cwaniacko.
- Chyba sobie kpisz! - powiedziałam najwścieklej jak potrafiłam - nigdy nie należałam, nie należę i nie będę należeć do ciebie, jasne!? - wrzasnęłam rzucając się na Klausa, podduszając go, a jednocześnie wyszczerzając kły.
Pierwotny praktycznie od razu zamienił nas miejscami, z tym że mnie nie podduszał.
- Pozwól, że o tym będę decydował ja... - stwierdził, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Po dłuższej chwili szarpania się z hybrydą, w końcu zostałam uwolniona.
- Wynoś się stąd - krzyknęłam i w mgnieniu oka znajdując się przy drzwiach. Klaus popatrzył na mnie z rozśmieszeniem i podszedł do mnie. Mimowolnie zadrżałam czując na swoim dekolcie jego lodowaty oddech.
Usłyszałam tylko powiedziane szeptem ,,.. ja też cię kocham '' i nagle go nie było. Przez chwilę stałam jak słup soli, puki nie usłyszałam dzwoniącego telefonu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż już świta. ,, Jak dobrze, że mama pojechała w nocy do pracy'' - przeszło mi przez myśl kiedy odbierałam telefon.
- Halo.. - Powiedziałam powoli, siłując się z każdą literą.
- Hej Caroline, z tej strony Elena, wiesz mamy do ciebie sprawę, wiem, wiem, nie powinnam zawracać ci niczym głowy po wczorajszych wydarzeniach, ale to naprawdę pilne. Zjaw się jak najszybciej u Salvatorów ok?? - powiedziała na jednym oddechu.
- Dobrze, pa... - powiedziałam kończąc rozmowę.
,, Kolejny raz nie obchodzi ich to co przeżywam ja, tylko oczywiście Elena... '' - stwierdziłam z goryczą, po czym zaczęłam szykować się do wyjścia.
Co sądzicie o nowym rozdziale??? Mnie szczerze mówiąc się nie podoba:( No, ale cóż, komentowanie i ocenę pozostawiam wam... :)
Nie wiem co się ze mną stało. Jak mogłem tak po prostu wypuścić stąd Caroline? Dlaczego nie powiedziałem tej bandzie dzieciaków całej prawdy? Sam nie wiedziałem jak mam sobie to wszystko wytłumaczyć. Przecież ludzie, a raczej wampiry nie zmieniają się od tak z dnia na dzień, nawet kiedy czują coś więcej do drugiej osoby.... Nie rozumiałem jak mogłem być takim idiotą i pokazać wszystkim jaki to ja jestem wspaniały i troskliwy. Niech to szlag! Ani Caroline, ani jej przyjaciele nie mogli uważać mnie za słabego. Musiałem jak najszybciej wymyślić coś co znowu wzbudziłoby w nich przerażenie.
- Cześć braciszku! - nagle w drzwiach stanęła Rebekah. Byłem lekko zszokowany jej świetnym humorem. Już dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej.
- Coś się stało? - zapytałem ostrożnie wiedząc, iż z pewnością moja siostra zaraz zacznie prosić mnie o coś w moim mniemaniu niedorzecznego.
- Nik, nawet nie zgadniesz z kim rozmawiałam - zaczęła powoli podchodzić do fotela, w którym wypoczywałem. - Dzisiaj całkiem przypadkiem spotkałam się z panią burmistrz. Rozmawiałyśmy przez chwilę o jakiś głupotach, aż w końcu pani Lockwood złożyła mi bardzo ciekawą propozycję. - moja siostrzyczka uśmiechnęła się przebiegle.
- Niech zgadnę, pani burmistrz da ci gigantyczną nagrodę jak tylko pozbędziesz się mnie z miasta? - Powiedziałem z udawaną przebiegłością wpatrując się w szklankę z whisky.
- Po pierwsze nie, po drugie, wydaje mi się, iż pani Lockwood darzy cię sympatią, a po trzecie zapytała mnie czy nie zechciałabym urządzić przyjęcia z okazji... no nie ważne z jakiej tam okazji, to jak zgadzasz się?
- Rebekah, ile razy mam ci powtarzać, iż nie życzę sobie, aby w moim domu organizowano jakiekolwiek bale... - przypomniałem z frustracją, choć byłem święcie przekonany, że moja siostra już dawno podjęła decyzję za mnie.
- Wiesz co? Mam to gdzieś! I dla twojej wiadomości bal odbędzie się za 3 dni...
- Nawet nie wiesz jaka jesteś.. denerwująca... - ująłem dość delikatnie nie chcąc użyć nieprzyzwoitych sformułowań. Wściekły na siostrę wyszedłem z domu. Dokładnie wiedziałem do kąt poprowadzą mnie nogi.
Caroline:
Koszmary, to najgorsza rzecz jaka może spotkać osobę, która pragnie tylko spokojnie spać. Najgorsze było to, że niestety w koszmarach pojawiają się postacie, a raczej potwory, których najbardziej się boimy. W moim przypadku był to oczywiście Klaus. Jedna scena za drugą pojawiały się w moim umyśle i wszystkie były związane oczywiście z nim.
Nie wiem jakim cudem nagle obudziłam się. W sekundę później cholernie żałowałam, że nadal nie dręczą mnie zmory. Jak zwykle rzeczywistość musiała być jeszcze bardziej okrutna.
- Bardzo niespokojnie spałaś - stwierdził z szelmowskim uśmiechem Klaus. Jak gdyby nigdy nic leżał sobie obok mnie spokojnie wpatrując się w moje oczy.
- Nie ma się co dziwić, śniłam o wielkim potworze - powiedziałam próbując wydostać się z łóżka. Oczywiście niestety nie było mi to dane, ponieważ jakieś wielkie łapsko wciskało moje żebra w materac.
- Czyżbyś mówiła o mnie słonko? - zapytał z niedowierzaniem - Oj , chyba się obrażę... - powiedział robiąc minę złego pięciolatka.
Niestety na moje nieszczęście nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Wampir, chcąc podtrzymać mój dobry humor zaczął mnie łaskotać..... Poważnie?? Nie zdawałam sobie sprawy, że osoba mająca ponad 1000 lat jest jeszcze na tyle dziecinna, a tym bardziej iż jest to najpotężniejsza hybryda stąpająca po tej ziemi... No cóż najwyraźniej pozory mylą.
-Przestań, błagam - zachichotałam, ledwo co powstrzymując się od płaczu.
Klaus w końcu przestał, lecz po chwili zrobił coś co było dla mnie jeszcze gorsze. Poczułam jak jego wargi dotykają moich. Jeszcze nigdy Klaus nie całował mnie z taką czułością i miłością. Raptownie odsunęłam się od niego, na co on tylko posmutniał.
- Klaus, nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania, ja nadal uważam, że to co między nami zaszło to był po prostu błąd - powiedziałam szczerze, nie owijając w bawełnę.
- Ach, to tak... - stwierdził z wyczuwalną irytacją wampir
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego ile złego wyrządziłeś mnie i moim przyjaciołom. Tego nie da się od razu odbudować. Ja wierze w to, że chcesz się zmienić, ale...
- A kto powiedział, że mam zamiar się zmieniać? - przerwał mi nagle Klaus. - Caroline, ja nie mam zamiaru ani trochę się zmieniać, ba mam zamiar nadal szantażować twoich przyjaciół, a co do ciebie kochanie... - powiedział gładząc mnie po policzku - Czy chcesz czy nie oboje wiemy, że i tak już należysz do mnie.. - zakończył uśmiechając się cwaniacko.
- Chyba sobie kpisz! - powiedziałam najwścieklej jak potrafiłam - nigdy nie należałam, nie należę i nie będę należeć do ciebie, jasne!? - wrzasnęłam rzucając się na Klausa, podduszając go, a jednocześnie wyszczerzając kły.
Pierwotny praktycznie od razu zamienił nas miejscami, z tym że mnie nie podduszał.
- Pozwól, że o tym będę decydował ja... - stwierdził, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Po dłuższej chwili szarpania się z hybrydą, w końcu zostałam uwolniona.
- Wynoś się stąd - krzyknęłam i w mgnieniu oka znajdując się przy drzwiach. Klaus popatrzył na mnie z rozśmieszeniem i podszedł do mnie. Mimowolnie zadrżałam czując na swoim dekolcie jego lodowaty oddech.
Usłyszałam tylko powiedziane szeptem ,,.. ja też cię kocham '' i nagle go nie było. Przez chwilę stałam jak słup soli, puki nie usłyszałam dzwoniącego telefonu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż już świta. ,, Jak dobrze, że mama pojechała w nocy do pracy'' - przeszło mi przez myśl kiedy odbierałam telefon.
- Halo.. - Powiedziałam powoli, siłując się z każdą literą.
- Hej Caroline, z tej strony Elena, wiesz mamy do ciebie sprawę, wiem, wiem, nie powinnam zawracać ci niczym głowy po wczorajszych wydarzeniach, ale to naprawdę pilne. Zjaw się jak najszybciej u Salvatorów ok?? - powiedziała na jednym oddechu.
- Dobrze, pa... - powiedziałam kończąc rozmowę.
,, Kolejny raz nie obchodzi ich to co przeżywam ja, tylko oczywiście Elena... '' - stwierdziłam z goryczą, po czym zaczęłam szykować się do wyjścia.
Co sądzicie o nowym rozdziale??? Mnie szczerze mówiąc się nie podoba:( No, ale cóż, komentowanie i ocenę pozostawiam wam... :)
niedziela, 16 września 2012
Rozdział 13
Klaus:
Jak ja nienawidzę tego cholernego dzwonka! Dopiero w tamtej chwili tak dosadnie sobie to uzmysłowiłem. Nie dość, że byłem wściekły na Caroline za jej męczeńskie wyznanie w stylu -,, wiesz, coś do ciebie czuję, ale nie możemy być razem bo muszę być lojalna wobec moich przyjaciół, którzy bez wahania oddali mnie tobie na pewną śmierć byle ratować tą tępą Elenkę '' - to jeszcze jacyś pieprzeni nieproszeni goście.
Naładowany po brzegi furią zsunąłem się z łóżka. Szybko narzuciłem na siebie szlafrok i po raz ostatni przed wyjściem zerknąłem na wampirzycę. Siedziała skulona cały czas wpatrując się we mnie. Patrzyła w taki dziwny sposób. Sam nie wiedziałem czy jest na mnie zła, czy też na siebie. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały ona szybko odwróciła głowę, jakby wstydziła się tego, że przed chwilą patrzyła na mnie. Zrobiłem głęboki wdech i nie zastanawiając się nad tym dłużej powędrowałem w stronę drzwi. W wampirzym tempie zbiegłem ze schodów i otworzyłem drzwi.
Widok przede mną o mało co nie powalił mnie z nóg. Moja szczęka powędrowała w dół, a źrenice rozszerzyły się z niedowierzaniem. Byłem tak zszokowany, że przez parę sekund nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po chwili otrząsnąłem się, a moja twarz przybrała wyraz rasowego zabójcy.
- Witam, choć powiem szczerze, że nie spodziewałem się was o tak wczesnej porze. - powiedziałem wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Klaus, przyszliśmy po Caroline - odezwała się wiedźma, cała dygocząc ze strachu.
- Oj, na faktycznie, wcześnie się wam o niej przypomniało... - zakpiłem. Mimo wszystko byłem pewien podziwu dla całej tej zgrai. Bonnie, Stefan, Damon, a nawet sama Elena postanowili zawalczyć o ,, przyjaciółkę'' . ,,No cóż, zaczyna robić się ciekawie...'' - pomyślałem z przekąsem
- Gdybyś chciał wiedzieć - zaczął ze złością Damon - to próbujemy już od trzech dni dostać się do tej twojej nory, ale niestety nawet moc Bonnie nie pomogła.
- Nie ma co się dziwić, to istne lokum szatana - nagle wtrąciła Elena.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to jak się zmieniła. Wydawało mi się, że jest bardziej odważna i pewna siebie, ale może to tylko pozory, gra żeby mnie zmylić.
- Oj, no w końcu się spotykamy. - powiedziałem do wampirzycy. - Pewnie słyszałaś już, iż od pewnego czasu poszukuję cię słonko.
- Czego chcesz? - zapytała niesamowicie oschle.
- Nie będziemy rozmawiali o takich sprawach przed drzwiami, proszę wejdźcie.- skinąłem ręką i czekałem na reakcję tych idiotów. Oczywiście czarownica przez chwilę stawiała opory, ale w końcu wszyscy weszli do środka.
- A więc wracając do twojej sprawy - wskazałem ręką na brunetkę - wyjścia są dwa. Albo wszystkich was zabiję, albo znajdziecie jakichś sposób na to, abym nadal mógł tworzyć hybrydy. - zakończyłem ze słodkim uśmiechem. Miny moich słuchaczy były bardzo nietęgie. Można by było rzec, iż są przerażeni.
- A co z Caroline? - zapytał jedyny opanowany z całej ich grupy Stefan.
- Nic mi nie jest... - usłyszałem głos mojej anielicy rozbrzmiewający kilka kroków za mną.
Raptownie odwróciłem się i ujrzałem ją w całej okazałości. Stała bosa, a jej ciało okrywała jedynie jakaś pognieciona koszula, zapewne z mojej szafy.
- O mój Boże! Caroline co no ci zrobił!? - krzyknęła Elena jednocześnie podbiegając do mojej królewny. Dopiero teraz dotarło do mnie, że moja bogini jest cała zapłakana i nieobecnie wpatruje się w podłogę.
Caroline:
Poczułam jak ktoś, chyba Elena przytula mnie. Dziwnie czułam się w jej ramionach, z pewnością dlatego, że to nie była już moja stara przyjaciółka, ale jakaś obca wampirzyca. Po chwili przygniatania mnie do siebie dziewczyna odsunęła się ode mnie na krok, po czym zwróciła się do Klausa.
- Coś ty jej zrobił!? - wrzasnęła dygocząc ze wściekłości.
Wampir popatrzył na nią z obojętnością, a po chwili jego spojrzenie powędrowało na mnie. Patrzył ze smutkiem, jakby chciał mnie za coś przeprosić.
- Nie martwcie się moi drodzy, jak widać byłem wielkoduszny i nie zabiłem jej.. - wysyczał, cały czas patrząc na mnie. - Dla rozwiania waszych wątpliwości dodam tylko, iż wszystko co zrobiłem z tą dziewczyną było wymuszone przeze mnie - dodał, po czym uśmiechnął się triumfalnie. - Po prostu użyłem swojego uroku.
Kiedy usłyszałam to co powiedział Klaus prawie się przewróciłam. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Nie wiedziałam tylko po co skłamał. Przecież mógł im powiedzieć, że tak po prostu spaliśmy ze sobą, a tym samym definitywnie odepchnąć ode mnie moich przyjaciół. Czułam jak krew pulsuje mi w uszach, a tętno niebezpiecznie przyspiesza.
- Jak mogłeś!? - nagle usłyszałam głos Bonnie. - Jak można być takim potworem!? - pytała podchodząc do hybrydy.
- Wolę być potworem niż kłamcą - stwierdził, spoglądając na mulatkę. - No dobrze dosyć tych wzniosłych rozmów. Daje wam kilka dni na odnalezienie jakiegoś sposobu na tworzenie hybryd. A teraz możecie już odejść. - dokończył wskazując dłonią na drzwi.
Kątem oka zobaczyłam jak wszyscy zaczynają wychodzić. Nie wiem co się ze mną działo, ale nie byłam wstanie zrobić nawet kroku. Cały czas patrzyliśmy się na siebie. Klaus patrzył na mnie ze złością, a ja z niedowierzaniem.
- Caroline już dobrze, choć ze mną - poczułam jak ktoś obejmuje mnie w tali - zapewne, żebym się nie przewróciła - a potem ciągnie w stronę drzwi. Dopiero na zewnątrz uświadomiłam sobie że tym ,, kimś'' była Elena.
Wszystko potem działo się niezwykle szybko. Co prawda jazda samochodem była koszmarem. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cisza może być aż tak mącząca. Na szczęście szybko znaleźliśmy się pod moim domem. Oczywiście ma progu czekała na mnie już zapłakana mama. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę było opowiadanie tego wszystkiego. W mgnieniu oka przywitałam się z nią i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że jest wczesny wieczór. Podłam niczym nieżywa na łóżko mając nadzieję, że od razu zasnę. Niestety, wspomnienia były silniejsze niż zmęczenie...
Przepraszam! Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale niestety jest już rok szkolny. Obiecuję tylko, iż od teraz postaram się częściej dodawać rozdziały, tym bardziej że mam w głowie zarys całej historii, włącznie z zakończeniem.... Ale spokojnie jeszcze trochę pozostało do napisanie przed epilogiem;)
PS. I jak? Co sądzicie o tym rozdziale? Bardzo proszę o komentowanie!!! Nawet nie wiecie ile każdy komentarz dla mnie znaczy:)
Jak ja nienawidzę tego cholernego dzwonka! Dopiero w tamtej chwili tak dosadnie sobie to uzmysłowiłem. Nie dość, że byłem wściekły na Caroline za jej męczeńskie wyznanie w stylu -,, wiesz, coś do ciebie czuję, ale nie możemy być razem bo muszę być lojalna wobec moich przyjaciół, którzy bez wahania oddali mnie tobie na pewną śmierć byle ratować tą tępą Elenkę '' - to jeszcze jacyś pieprzeni nieproszeni goście.
Naładowany po brzegi furią zsunąłem się z łóżka. Szybko narzuciłem na siebie szlafrok i po raz ostatni przed wyjściem zerknąłem na wampirzycę. Siedziała skulona cały czas wpatrując się we mnie. Patrzyła w taki dziwny sposób. Sam nie wiedziałem czy jest na mnie zła, czy też na siebie. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały ona szybko odwróciła głowę, jakby wstydziła się tego, że przed chwilą patrzyła na mnie. Zrobiłem głęboki wdech i nie zastanawiając się nad tym dłużej powędrowałem w stronę drzwi. W wampirzym tempie zbiegłem ze schodów i otworzyłem drzwi.
Widok przede mną o mało co nie powalił mnie z nóg. Moja szczęka powędrowała w dół, a źrenice rozszerzyły się z niedowierzaniem. Byłem tak zszokowany, że przez parę sekund nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po chwili otrząsnąłem się, a moja twarz przybrała wyraz rasowego zabójcy.
- Witam, choć powiem szczerze, że nie spodziewałem się was o tak wczesnej porze. - powiedziałem wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Klaus, przyszliśmy po Caroline - odezwała się wiedźma, cała dygocząc ze strachu.
- Oj, na faktycznie, wcześnie się wam o niej przypomniało... - zakpiłem. Mimo wszystko byłem pewien podziwu dla całej tej zgrai. Bonnie, Stefan, Damon, a nawet sama Elena postanowili zawalczyć o ,, przyjaciółkę'' . ,,No cóż, zaczyna robić się ciekawie...'' - pomyślałem z przekąsem
- Gdybyś chciał wiedzieć - zaczął ze złością Damon - to próbujemy już od trzech dni dostać się do tej twojej nory, ale niestety nawet moc Bonnie nie pomogła.
- Nie ma co się dziwić, to istne lokum szatana - nagle wtrąciła Elena.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to jak się zmieniła. Wydawało mi się, że jest bardziej odważna i pewna siebie, ale może to tylko pozory, gra żeby mnie zmylić.
- Oj, no w końcu się spotykamy. - powiedziałem do wampirzycy. - Pewnie słyszałaś już, iż od pewnego czasu poszukuję cię słonko.
- Czego chcesz? - zapytała niesamowicie oschle.
- Nie będziemy rozmawiali o takich sprawach przed drzwiami, proszę wejdźcie.- skinąłem ręką i czekałem na reakcję tych idiotów. Oczywiście czarownica przez chwilę stawiała opory, ale w końcu wszyscy weszli do środka.
- A więc wracając do twojej sprawy - wskazałem ręką na brunetkę - wyjścia są dwa. Albo wszystkich was zabiję, albo znajdziecie jakichś sposób na to, abym nadal mógł tworzyć hybrydy. - zakończyłem ze słodkim uśmiechem. Miny moich słuchaczy były bardzo nietęgie. Można by było rzec, iż są przerażeni.
- A co z Caroline? - zapytał jedyny opanowany z całej ich grupy Stefan.
- Nic mi nie jest... - usłyszałem głos mojej anielicy rozbrzmiewający kilka kroków za mną.
Raptownie odwróciłem się i ujrzałem ją w całej okazałości. Stała bosa, a jej ciało okrywała jedynie jakaś pognieciona koszula, zapewne z mojej szafy.
- O mój Boże! Caroline co no ci zrobił!? - krzyknęła Elena jednocześnie podbiegając do mojej królewny. Dopiero teraz dotarło do mnie, że moja bogini jest cała zapłakana i nieobecnie wpatruje się w podłogę.
Caroline:
Poczułam jak ktoś, chyba Elena przytula mnie. Dziwnie czułam się w jej ramionach, z pewnością dlatego, że to nie była już moja stara przyjaciółka, ale jakaś obca wampirzyca. Po chwili przygniatania mnie do siebie dziewczyna odsunęła się ode mnie na krok, po czym zwróciła się do Klausa.
- Coś ty jej zrobił!? - wrzasnęła dygocząc ze wściekłości.
Wampir popatrzył na nią z obojętnością, a po chwili jego spojrzenie powędrowało na mnie. Patrzył ze smutkiem, jakby chciał mnie za coś przeprosić.
- Nie martwcie się moi drodzy, jak widać byłem wielkoduszny i nie zabiłem jej.. - wysyczał, cały czas patrząc na mnie. - Dla rozwiania waszych wątpliwości dodam tylko, iż wszystko co zrobiłem z tą dziewczyną było wymuszone przeze mnie - dodał, po czym uśmiechnął się triumfalnie. - Po prostu użyłem swojego uroku.
Kiedy usłyszałam to co powiedział Klaus prawie się przewróciłam. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Nie wiedziałam tylko po co skłamał. Przecież mógł im powiedzieć, że tak po prostu spaliśmy ze sobą, a tym samym definitywnie odepchnąć ode mnie moich przyjaciół. Czułam jak krew pulsuje mi w uszach, a tętno niebezpiecznie przyspiesza.
- Jak mogłeś!? - nagle usłyszałam głos Bonnie. - Jak można być takim potworem!? - pytała podchodząc do hybrydy.
- Wolę być potworem niż kłamcą - stwierdził, spoglądając na mulatkę. - No dobrze dosyć tych wzniosłych rozmów. Daje wam kilka dni na odnalezienie jakiegoś sposobu na tworzenie hybryd. A teraz możecie już odejść. - dokończył wskazując dłonią na drzwi.
Kątem oka zobaczyłam jak wszyscy zaczynają wychodzić. Nie wiem co się ze mną działo, ale nie byłam wstanie zrobić nawet kroku. Cały czas patrzyliśmy się na siebie. Klaus patrzył na mnie ze złością, a ja z niedowierzaniem.
- Caroline już dobrze, choć ze mną - poczułam jak ktoś obejmuje mnie w tali - zapewne, żebym się nie przewróciła - a potem ciągnie w stronę drzwi. Dopiero na zewnątrz uświadomiłam sobie że tym ,, kimś'' była Elena.
Wszystko potem działo się niezwykle szybko. Co prawda jazda samochodem była koszmarem. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cisza może być aż tak mącząca. Na szczęście szybko znaleźliśmy się pod moim domem. Oczywiście ma progu czekała na mnie już zapłakana mama. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę było opowiadanie tego wszystkiego. W mgnieniu oka przywitałam się z nią i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że jest wczesny wieczór. Podłam niczym nieżywa na łóżko mając nadzieję, że od razu zasnę. Niestety, wspomnienia były silniejsze niż zmęczenie...
Przepraszam! Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale niestety jest już rok szkolny. Obiecuję tylko, iż od teraz postaram się częściej dodawać rozdziały, tym bardziej że mam w głowie zarys całej historii, włącznie z zakończeniem.... Ale spokojnie jeszcze trochę pozostało do napisanie przed epilogiem;)
PS. I jak? Co sądzicie o tym rozdziale? Bardzo proszę o komentowanie!!! Nawet nie wiecie ile każdy komentarz dla mnie znaczy:)
poniedziałek, 3 września 2012
Otagowana....;)
Hmmm... od czego by tu
zacząć..., no cóż, może od tego, iż zostałam otagowana przez Esme.
Powiem, że jeszcze sama nie do końca rozumiem zasady ,, tagowania'' , ale
postaram się coś z siebie wydusić i napisać..:)
Zasady:
1. Po przeczytaniu 11 pytań odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz 10 osób, które tagujesz i
zamieszczasz linki do ich blogów.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały
odpowiedzieć osoby otagowane.
4. Powiadom osoby wybrane przez ciebie, że zostały
otagowane.
5. Daj Taga osobą, które jeszcze go nie miały.
Pytania, z którymi się zmierzyłam...;)
1. Skąd pomysł na to, aby założyć bloga?
- Pewnego, bardzo pochmurnego dnia od niechcenia
przeglądałam stronę z nowinkami na temat TVD i to właśnie tam natknęłam się
na artykuł o różnych blogach z tematyką ,,serialową ''. Po kilku
dniach i kilku przeczytanych przeze mnie opowiadaniach postanowiłam sprawdzić
swoje siły i dokładnie 10 lipca napisałam pierwszą notkę, jeszcze na
Onecie..... i tak to się zaczęło..:)
2. Dlaczego piszesz opowiadanie o nich/niej/nim?
- Piszę opowiadanie o Caroline i Klausie, ponieważ
zaintrygowała mnie ich więź, a raczej wizja ich związku w przyszłości...
3. Skąd masz inspirację na to, aby pisać?
- Wiem, że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale nie mam
żadnego szczególnego źródła inspiracji. Po prostu wykonując praktycznie
każdą czynność zastanawiam się o czym dokładnie mógłby być kolejny rozdział....
4. Lubisz czytać?
- Raczej tak.
5. Jaki jest twój ulubiony film/filmy?
- Nie mam jednego, ulubionego filmu. Jeśli mam wymienić
kilka z tych ,, naj'' to będą to:
Adwokat diabła, Ojciec chrzestny, Gladiator, Pearl
Harbor, Zapach kobiety, Titanic ;), Prestiż, Iluzjonista, Batman ( wszystkie
części), ... i wiele innych....
6. Jaki jest twój ulubiony pisarz/pisarka?
- Nie posiadam takowego.....:)
7. Ulubione danie?
- Jest kilka potraw, które naprawdę lubię, a są to:
Spaghetti, pizza, krewetki( pod każdą postacią),
lasagne, chińszczyzna, musaka....
8. Czy twoi przyjaciele wiedzą o tym, że piszesz bloga?
- Nie i nie chcę żeby wiedzieli....
9. Ulubiony napój?
- Kawa.
10. Kim chcesz zostać w przyszłości?
- Tajemnica....;)
11. Myślałaś kiedyś o tym, aby wydać książkę?
- Tak, ale stwierdziłam, że nie mam najmniejszego talentu
więc......:(
Osoby, które ,, otagowałam ''
PS. Sorki, miało być 10 wytypowanych osób, ale niestety, nie udało
się, ponieważ pozostałe blogi, które czytam zostały już otagowane...;)
Pytania....
1. Czy wiesz już, jak dokładnie potoczą się losy bohaterów twojego
opowiadania?
2. Co robisz w wolnych chwilach?
3. Masz rodzeństwo?
4. Jaka jest twoja ulubiona książka?
5. Czy lubisz czytać lektury szkolne?
6. Co napędza cię do dalszego pisania?
7. Czy ktokolwiek, prócz ciebie oczywiście wie, że prowadzisz
bloga?
8. Jaki jest twój ulubiony serial?
9. Jakiej muzyki słuchasz?
10. Masz zwierzątka, jeśli tak to jakie?
11. Czy blogowanie to twój nałóg?
:)
sobota, 1 września 2012
Rozdział 12
,,(...) i spotkały się ich usta... Spotkały się jakimś bezgrzesznym pocałunkiem, jak bezgrzeszna jest sama miłość. ''
Caroline:
Ból
ustąpił. Nie czułam nic prócz ciepła jego ust, jego ciała. Jedyne słowo
jakie idealnie wpasowywało się w moje uczucia to pożądanie. W tamtej chwili
chciałam tylko jednego i wcale nie obchodziło mnie to czy to co robiłam było
dobre czy złe. Pragnęłam tylko, aby jego ciało przywierało do mojego. Aby
jego usta nie schodziły z moich. Łaknęłam jego dotyku niczym powietrza. Mimo
tego, iż w mojej głowie krzyczało tysiące, a może nawet miliony głosów, które
ciągle podpowiadały, że właśnie popełniam największy błąd w swoim życiu, że w
ten sposób poddaję się, że on dostał to czego chciał, że po prostu wygrał.....
Poczułam
jak pocałunki Klausa stają się coraz to bardziej łapczywe i brutalne.
Wiedziałam, że już nie wystarczają mu moje wargi. Zaczął schodzić coraz niżej,
błądząc przy tym rękoma po moim ciele. Nagle jego dłoń dotknęła rany, która od
razu dała o sobie znać. Jęknęłam, czując powracający ból. Mój kochanek od razu
się ode mnie odsuną i spojrzał w moje oczy.
- Nie możemy tego zrobić... - mówił, cały czas przyglądając
się ranie. Raptownie uśmiechnął się delikatnie. -Wiem, że w moich ustach
zabrzmi to dość dziwnie, ale naprawdę jesteś jeszcze zbyt słaba na ,, taki
wycisk''.. - po wypowiedzeniu przez Klausa ostatnich dwóch słów oboje
zaczęliśmy się szczerze śmiać.
Nie
wiedziałam w którym momencie bariera między nami została całkowicie załamana.
Przez tyle czasu próbowałam sobie wmówić, że tak naprawdę Klaus nic dla mnie
nie znaczy. Że to tylko mój wróg.... Teraz jednak byłam już pewna tego, iż
coś do niego czuję, ale jeszcze nie potrafiłam zweryfikować tego uczucia.
Mogłam odkryć tę tajemnicę na wiele sposobów, ale zdecydowanie chciałam iść
drogą na skróty, więc wybrałam rozwiązanie najbardziej ,, gorszące'', a zarazem
najbardziej w stylu Caroline Forbes...
- Wydaje mi się... - zaczęłam mruczeć, dotykając przy tym
ręką dłoni wampira. - ... iż mój stan zdrowia jest już całkiem stabilny panie
,, doktorze'' - powiedziałam nie ukrywając śmiechu. Krwiopijca pokręcił tylko
delikatnie głową, po czym posłał mi ten nieziemski, łobuzerski uśmieszek.
- A więc doktorze Mikaelson, na czym to skończyliśmy..... -
powiedziałam po czym jednym, dość zgrabnym ruchem zdarłam z hybrydy
koszulę.
Wampir nie czekając ani chwili dłużej rzucił się na mnie, a następnie
zdarł ze mnie górną część bielizny. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie czułam się
skrępowana, co więcej w czasie, kiedy mój kochaś zachwycał i bawił się
moim dekoltem ja zabrałam się za zdejmowanie jego spodni. Niestety, odpięcie
tego pieprzonego paska sprawiło mi niesamowitą trudność. Klaus, widząc jak
siłuję się z materiałem, postanowił ułatwić mi zadanie. Z pół uśmieszkiem
pozbawił się dolnej części garderoby.
W chwilę
później powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, z tą jednak
różnicą, iż teraz jego usta zdawały się schodzić coraz to niżej. Kiedy doszedł
do punktu docelowego moje ciało eksplodowało, a ja byłam w stanie wydać z
siebie jęk rozkoszy. Pierwszy raz czułam coś tak niezwykłego. Jedyne co byłam w
stanie wtedy robić, to błagać mojego ,, boga'' aby
nie przestawał. Nie mogłam wyobrazić sobie czegoś wspanialszego i dającego
tyle radości.
Jednak do
czasu, a raczej do momentu kiedy Klaus znalazł się we mnie. Jedyne słowa jakie
mogą opisać uczucia mną targające to euforia, podniecenie i
nieokiełznane pożądanie. Ta mieszanka uczuć nasilała się z każdym jego ruchem
czy dotknięciem. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, iż mimo tego, że z jednej
strony wszystko nas od siebie odpycha, to z drugiej zaś czułam że wiąże nas coś
silnego, na wzór przeznaczenia. Po niezwykle długich chwilach uniesień i
zachwytu oboje padliśmy na łóżko. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam w
objęciach hybrydy.
Klaus:
Nie mogłem
w to uwierzyć! Właśnie leżąc obejmowałem moją księżniczkę, która jeszcze
spokojnie spała. Czułem bijącą od niej radość. Sam jednak musiałem przyznać, iż
dzisiejsza noc była naprawdę magiczna. Nie byłem w stanie okiełznać mojego
szczęścia. Szczęścia spowodowanego przebywaniem z tą niezwykłą kobietą. Od
momentu pierwszego ratowania jej życia nie rozumiałem co mnie do niej tak
przyciągało. A może inaczej, co mnie w niej tak pociągało.... Na pewno wygląd,
który przyprawiał nie jednego mężczyznę o zawrót głowy. Było w niej tyle
siły, odwagi i dobroci, że nawet takie monstrum jak ja musiało się w niej
prędzej czy później zakochać.
,,
Przeciwieństwa się przyciągają '' - przypomniałem sobie zdanie często
wypowiadane przez ludzi. Mimowolnie zaśmiałem się z duchu z niedorzeczności
tych słów, ponieważ zaraz przed moimi oczyma ukazała się postać silnej
wampirzycy pewnej każdego swojego słowa czy też ruchu.
Morderczej, zabójczo pięknej i niebezpiecznej... Taki model Caroline dużo
bardziej pasował do mnie.
Przypadkowo spojrzałem za okno. Musiał być już ranek, ponieważ nie tylko było
już bardzo widoczne słońce i jego promienie, ale także słyszałem w oddali
szumy aut, w których zapewne ludzie pędzili do pracy. Nagle moja bogini
delikatnie wzdrygnęła się, po czym odwróciła się w moją stronę,
ukazując przy tym swoją idealną twarz.
Caroline:
Nie mogłam pozbierać myśli. Cały czas myślałam o poprzedniej nocy..... Cieszyłam się z tego co między nami zaszło, ale równocześnie zastanawiałam się co mam dalej robić. Przecież było oczywiste, że Klaus jest moim wrogiem..... No właśnie kolejny dylemat. Był on wrogiem moim czy Eleny? Nie wiedziałam co zrobić.. Z zadumy wyrwał mnie głos wampira.
- Coś nie tak? - zapytał ze słodką troską w głosie. - Widzę,
że coś cię trapi kotku.. - mówiąc to posłał mi szelmowski uśmiech i oparł się
na jednym łokciu.
- Widzisz.... - zaczęłam lecz nie dane mi było
skończyć ponieważ Klaus zamknął moje usta w pocałunku.
Kiedy po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie na nowo rozpoczęłam mój
monolog.
- Klaus, to co było wczoraj było naprawdę niezwykłe, ale
oboje wiemy, a przynajmniej mam taką nadzieję, iż to nie może się
więcej powróżyć. My nie możemy być razem. To się nie uda, więc lepiej
zakończyć to jak najszybciej. - powiedziałam nie odrywając wzroku z oczu
hybrydy. Widziałam, jak moje słowa ranią go, ale nie miałam innego wyjścia,
musiałam to powiedzieć. Niespodziewanie na jego twarzy zawitał
nieodgadniony uśmiech.
- Ach, no tak zapomniałem.. - powiedział ze sztucznym
przejęciem. - Oczywiście, boisz się tego co by na to wszystko powiedzieli twoi
przyjaciele, czyż nie? - zapytał za wściekłością.
- Nie chodzi mi tylko o to - zaczęłam się tłumaczyć, jak
dziecko, które właśnie zbiło wazon. - Nie mogłabym być, a tym bardziej sypiać z
osobą która bez skrupułów wymordowałaby całe to miasto w tym także moich
przyjaciół... - zakończyłam patrząc na niego z bólem.
- No popatrz, jakoś w nocy nie miałaś większych problemów z
przespaniem się ze mną, ba nawet się o to prosiłaś! - wysyczał z satysfakcją i
pogardą w głosie.
Nie
wytrzymałam i z całej siły uderzyłam go w policzek.
Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. No cóż, jakby nie patrzeć
to zostałam przygnieciona do łóżka, a moje ręce były wciskane w materac przez
dłonie Klausa.
- Puszczaj mnie! - wrzasnęłam mu prosto w twarz.
- Nigdy więcej nie waż się tego robić jasne? - spytał ze
wściekłością. Nie miałam zamiaru zrobić mu przyjemności i odpowiedzieć.
- Oddałam się w ręce diabła... - syknęłam, próbując się
uwolnić.
- Oj kochanie nie musisz mi pochlebiać... - stwierdził, po
czym jego usta wylądowały na moich.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Klaus raptownie uniósł
głowę. ,, Już drugi raz uratował mnie ten dzwonek '' - pomyślałam z
ulgą.
Oj, oj, oj...... Wiem, rozdział jest straszny.....
Przepraszam wszystkich czytelników za to badziewie.... No cóż miałam nadzieję,
iż wyjdzie jakoś lepiej, a tu jak zwykle klapa....
Ps. Proszę o komentarze, choć pierwszy raz boję się to
pisać, ponieważ niestety za ten rozdział mogę zostać zmieszana z
błotem.... :(
piątek, 24 sierpnia 2012
Rozdział 11
Klaus:
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje życie może zawalić się w
jednej chwili. Że może się zawalić z powodu śmierci jakiejś osoby. Że może w
ogóle się zawalić.... Ta niezwykła, krucha i najbliższa memu sercu istota
właśnie wbijała kołek w swoje delikatne ciało. Pod wpływem nadludzkiej siły
dziewczyny jej skóra rozdarła się niczym kartka papieru po dotknięciu przez
ostre narzędzie. Ujrzałem tylko jak kawałek drewna wydostaje się z Caroline
przebijając jej tym samym plecy. Właśnie wtedy ocknąłem się.
Dopiero teraz
zdałem sobie sprawę, iż przez ten cały czas stałem jak jakiś idiota wpatrując
się w samobójstwo mojej ukochanej. W niezwykle szybkim tempie
złapałem bezwładne, opadające na ziemię ciało mojej anielicy. Kiedy tylko to
zrobiłem poczułem, jak moje dłonie napełniają się niesamowicie znaną mi cieczą.
Moim pokarmem. Krwią. Życiodajny płyn wylewał się teraz z mojej
najdroższej strumieniami, tworząc wielką, wręcz gigantyczną kałużę, w której
pływała prawie cała łazienka.
Raptownie złapałem dłoń Caroline, która z
sekundy na sekundę stawała się coraz to bardziej zimna. Pierwszy raz owładnęło
mną przerażenie. W tamtej chwili zrozumiałem, że tak na prawdę nie potrzebuje
do szczęścia niczego więcej prócz bliskości tej wspaniałej
kobiety. Kobiety, która właśnie przeze mnie chciała targnąć się na własne
życie. Nagle zacząłem potrząsać Caroline, w nadziei, iż w taki sposób przywrócę
ją do życia.
- Caroline patrz na mnie.. słyszysz?! - wrzasnąłem, cały czas
potrząsając nią. - Nie wolno ci umrzeć, musisz żyć, rozumiesz musisz żyć!!! -
krzyczałem na całe gardło.
Właśnie wtedy stało się coś, czego nigdy się nie
spodziewałem. Po mojej twarzy spłynęła jedna wielka, słona łza. W jej ślad
poszły także inne łzy, które spływały tak szybko, iż nawet nie nadążałem ich wycierać.
Mimowolnie spojrzałem w twarz mojej lubej. O dziwo nie wyrażała smutku czy
przerażenia..... Ona po prostu się uśmiechała.
Jedną ręką zacząłem głaskać ją
po policzku, cały czas nie przestając płakać. Delikatnie pochyliłem swoją głowę
i złożyłem pocałunek na jej zimnych ustach. Moja dłoń nieświadomie powędrowała
na jej szyję i nagle to poczułem. Moje palce wyczuły coś coraz słabiej
pulsującego. Raptem dotarło do mnie, iż wyczułem tętno.
- Ona nadal żyje..... Matko Caroline! - ciesząc się jak małe dziecko
uścisnąłem bezwładne ciało mojej wybranki.
- Uratuję cię, obiecuję - wtedy właśnie zorientowałem się, iż jest
jeszcze szansa na uratowanie mojej ukochanej.
Jeszcze przez parę sekund
obejmowałem Caroline, po czym podniosłem ją. Szybkim krokiem wyszedłem z
łazienki, tym samym wchodząc do mojej sypialni. Podbiegłem do biurka i jednym
sprawnym ruchem zwaliłem wszystkie szkice i rysunki, które powolnie opadły na
podłogę. Delikatnie położyłem na nim Caroline. Z szybkością światła udałem się
po wszystkie potrzebne mi przyrządy. W chwilę później stałem już nad moją
ukochaną, która teraz była przeze mnie pozbawiana ubrań. Kiedy pozostała w
samej bieliźnie mogłem zacząć zabawę w ,, Chirurga ''. Mocno pochwyciłem kołek,
co do prawdy nie było takie łatwe, ponieważ nie mogłem opanować niezwykle
silnego drżenia rąk. Jednym, sprawnym ruchem wyrwałem kawał drewna z klatki
piersiowej Caroline. Gdy tylko to zrobiłem z rany wytrysnęła krew, niczym z
gejzeru. Z paniką wepchnąłem w dziurę jakieś bandaże, byle tylko zahamować
krwotok. Wiedziałem jednak, iż takie działanie nie przyniesie praktycznie
żadnych skutków.
- Cholera jasna! - wrzasnąłem, łapiąc się przy tym za głowę. Nie
wiedziałem co mogę jeszcze dla niej zrobić.
Zacząłem chodzić po pomieszczeniu
zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Byłem świadomy tego, że jeśli zaraz
czegoś nie wymyślę to Caroline się wykrwawi. Pomyślałem nawet o tym, aby
ściągnąć tu tę wredną, małą wiedźmę, ale po chwili stwierdziłem, że ona i tak
nic już nie wskóra. Pozostawało mi tylko jedno wyjście. Niestety, nie
byłem pewny czy w jakikolwiek sposób pomoże uratować moją księżniczkę.
- To do dzieła... - powiedziałem sam do siebie. Błyskawicznie
podwinąłem rękaw mojego swetra i przystawiłem nadgarstek do ust. Prędko
przegryzłem skórę, po czym przystawiłem krwawiącą dłoń do ust mojej królewny.
Widziałem jak powoli napełniają się szkarłatną cieczą.
- No dalej, kochanie... Jeden mały łyczek.. - powiedziałem, lekko
unosząc jej głowę. Najwidoczniej moje prośby podziałały, ponieważ krwi zaczęło
ubywać.
Po kilkunastu minutach poczułem że słabnę. Moje oczy mimowolnie zaczęły
się przymykać, a nad resztą ciała traciłem panowanie. Byłem zmuszony do
zaprzestania oddawania krwi. Powoli odjąłem swoją rękę od Caroline i zacząłem
rozmasowywać ranę, która w mgnieniu oka zaczęła się zabliźniać. Niestety mój
organizm był na skraju wytrzymałości. Zresztą wcale nie dziwiło mnie to. Nawet
tak potężna hybryda jak ja potrzebuje połowy krwi w ciele. Coraz bardziej
słabłem. Wiedziałem, iż muszę jak najszybciej pożywić się. W tym celu ostatkiem
sił przeniosłem Caroline na łóżko, a sam pognałem po woreczek z życiodajnym
płynem.
Caroline:
Ból. Niewyobrażalny i przenikający każdą komórkę mojego ciała ból.
Nigdy nie sądziłam, że śmierć może aż tak boleć. Gdyby ktoś rok temu zapytał
mnie co jest najgorzej znieść, bez wahania odpowiedziałabym, że przemianę w
wampira czy jakikolwiek kontakt z werbeną. Jakże się myliłam. Dziś wiem, iż nie
ma niczego gorszego niż przebicie serca kołkiem. Najgorsze było jednak to, że
cały czas czułam ból. Przecież nie żyję!!! To nie możliwe!! Po śmierci przecież
nic się nie czuje…. A może…… a może ja wcale nie jestem w niebie…… W końcu
jestem jedną z potępionych……. To oczywiste…… JESTEM W PIEKLE..
- Jestem w piekle prawda?? – zapytałem słabym głosikiem, ledwo co
oddychając. Prawdę mówiąc to walczyłam o każdy oddech. Zaczęłam bardzo powoli
otwierać powieki, jednak obraz przed moimi oczyma cały czas był rozmazany. Pod
swoim karkiem wyczuwałam coś strasznie twardego. Na moim brzuchu spoczywało
dokładnie to samo co pod szyją, łudząco przypominało mi to ręce. Nagle ktoś
delikatnie pocałował mnie w głowę.
W chwilę po tym usłyszałam ten niezwykły
głos…. Głos anioła…
- Kochanie nie jesteś w piekle….. – zaczął powoli szeptać mi do
ucha. – Sam nadal nie wierze w moje szczęście, ale żyjesz….. Nawe nie wiesz jak bardzo bałem się o ciebie…. Moja mała, słodka Caroline…. Moja bogini…. – Powiedział,
po czym jego usta spoczęły na moich. Nie wiedziałam, że anioły potrafią tak
wspaniale całować.
Raptownie mój stróż oderwał się ode mnie i na powrót położył
się obok mnie nie wypuszczając mnie ze swojego żelaznego uścisku. Czułam się
wtedy tak wspaniale… Czułam się jak w raju…
- Teraz już wiem.. Jestem w niebie.. – stwierdziłam delikatnie się
uśmiechając. W odpowiedzi usłyszałam tylko łobuzerski śmiech. Ten śmiech…..
śmiech, który był bardzo charakterystyczny i mógł należeć tylko do jednej
osoby….
Mimo ogromnego wysiłku zmusiłam swoje powieki do uniesienia się. Nagle
ujrzałam To gigantyczne łóżko, Ten niezwykły pokój, To biurko, na którym
znajdowały się Te niezwykłe rysunki… i On…. Leżał koło mnie jak zwykle bawiąc
się kosmykami moich włosów. Na sam jego widok zrobiło mi się nie dobrze. W
tamtej chwili przeklinałam wszystko co sprawiło, iż nadal jestem żywa.
Niespodziewanie z moich oczu wypłynęły łzy, tworząc gorące strumienie, które
paliły moją skórę. Klaus powoli zbliżył swoją dłoń aby zapewne otrzeć moją
twarz, ale ja raptownie odsunęłam się w bok..
- Aaaaaaaaaa niech to szlak! – zawyłam z bólu przekrzywiając się
to z jednego boku na drugi. Robiąc szybki unik całkowicie zapomniałam o ranie,
która jeszcze się nie zagoiła.
- Ciii, już dobrze… - Klaus mimowolnie objął mnie tak, że wszelkie
próby wyrwania się z jego ramion były bezskuteczne.
Dopiero wtedy dotarło do mnie że jestem w samej bieliźnie. Nie
wiem jakim cudem, ale od razu poczułam się na tyle silna aby rozpocząć kłótnię
o to, jak ktoś śmiał mnie rozebrać.
- Ty wredny chamie! Kto ci kazał mnie rozbierać co? – powiedziałam
to próbując podnieść ton głosu. Klaus tylko spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
W jego oczach nie było widać speszenia, czy zawstydzenia. On po prostu był
zszokowany.
- Co tak się patrzysz? Co chcesz mi wcisnąć bajkę że to pewnie
krasnoludki, albo smerfy pozbawiły mnie ubrań? – zapytałam, tym razem ze
wściekłością. Mina wampira nie zmieniła się ani trochę, może prócz tego, że
można się w niej było dopatrzeć jeszcze
niedowierzania.
- Nie poznaje cię Croline..
– powiedział ze smutkiem. – Sądzisz, w czasie ratowania twojego życia
zastanawiałem się czy jesteś ubrana, czy też nie?! – spytał chyba sam nie
wierząc w to co mówi.
- A czy prosiłam cię o to żebyś mnie ratował? Jak myślisz przez
kogo próbowałam się zabić? – wysyczałam lekko unosząc swoje ciało. Niestety,
ból szybko położył mnie z powrotem na łóżko.
- Wiem, że próbowałaś popełnić samobójstwo przeze mnie. Wiem
o tym, ale uwierz mi ja wtedy naprawdę nie byłem sobą… - przerwał ocierając
palcami oczy. – Przepraszam, za moje zachowanie, ale niestety nie cofnę już
czasu. Rozumiem, iż po tym co ci zrobiłem możesz czuć do mnie tylko wstręt i
odrazę, ale nie potrafiłbym żyć z myślą, że moja ukochana umarła z mojego
powodu. Zrozum musiałem cię ratować. Jeśli nie dla ciebie to dla siebie. Caroline,
zbyt bardzo cię kocham żeby cię stracić. – zakończył, po czym pocałował mnie
delikatnie w czoło.
- Jakim cudem, znaczy.. jak ty … no wiesz… jak ty mnie .. – nie
mogłam dokończyć. Nie wiem z jakich powodów cały czas nie dochodziło do mnie to
że nadal żyję.
- Okazało się że nie przebiłaś serca, a tylko się o nie otarłaś.
Gdyby było inaczej nawet moja krew nic by nie dała … -stwierdził z rezygnacją w
głosie.
- Ale jak to twoja krew? O czym ty mówisz? - zapytałam cały czas nie rozumiejąc jego słów.
- Gdyby nie to, że oddałem ci prawie połowę swojej krwi, to nie
sądzę żebyśmy sobie teraz tak spokojnie leżeli… - zaśmiał się pierwotny.
- O Matko! Przecież ty mogłeś się wykrwawić! Przecież nawet ty możesz się wykrwawić! Jeny? Nic ci nie
jest? Jak mogłeś się aż tak narażać? – zaczęłam histerycznie wykrzykiwać. – Ty…
ty zrobiłeś to dla…. Dla mnie? – spytałam z niedowierzaniem. Nie rozumiałam.
Przecież ktoś taki jak Klaus nie przejmuje się innymi osobami…. Chyba że.. że
je naprawdę…. Kocha….
- Właśnie na tym polega miłość Caroline. Nie ważne jest to czy
przeżyję ja, ważne jest to abyś to ty żyła. To właśnie ty jesteś dla mnie
najważniejsza. – wyznał uśmiechając się do mnie delikatnie.
Szczerze mówiąc to
sama nie wiedziałam co dokładnie w tamtej chwili myślałam. Bardzo prawdopodobne
było to, iż wcale nie myślałam. Moje ledwo co bijące serce przejęło władzę nad
umysłem. Nie wiem czemu pocałowałam hybrydę.
Co o tym sądzicie?? Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale niestety nie miałam internetu :(....
Bardzo proszę o komentarze... To dzięki nim mam jeszcze więcej zapału aby pisać kolejne rozdziały..:)
PS. W kolejnym rozdziale będzie BARDZO gorąco..;)
czwartek, 16 sierpnia 2012
Rozdział 10
Klaus:
Szybkim krokiem wyszedłem z sypialni. Zbiegając ze schodów cały czas myślałem o mojej królewnie. Byliśmy już tak blisko siebie, a tu nagle ktoś musiał nam przerwać tą wspaniałą chwilę. ,, Przynajmniej dla mnie była ona wspaniała'' - pomyślałem z wyższością.
Nie dało się ukryć, iż byłem wściekły na tą marną istotę, która właśnie stała przed drzwiami mojej willi. ,, Może i dobrze, w końcu już tak dawno nie piłem świeżej krwi'' - przeszło mi przez myśl, na co moje usta mimowolnie wykrzywiły się w szyderczym uśmieszku. Kiedy w końcu dotarłem do gigantycznych, dębowych drzwi szybko otworzyłem je nie mogąc się doczekać ,, posiłku''. Widok przede mną niestety bardzo mnie rozczarował.
- Kol, czego chcesz? - zapytałem choć wcale nie miałem ochoty wysłuchiwać jego głupich próśb.
- Oj braciszku, to ty nawet nie chcesz się witać z kochaną rodzinką tylko od razu takie oschłe ,, czego chcesz'' - powiedział ledwo co stojąc na nogach. Mówił takim bełkotem, iż ledwo co zrozumiałem co mi powiedział.
- Nie sądziłem, że wampir, a zwłaszcza pierwotny wampir może się aż tak schlać..... - stwierdziłem, podtrzymując lecącego na mnie brata. - Zapytam z ciekawości, ile musiałeś wypić, żeby doprowadzić się do tak opłakanego stanu? - zapytałem, ciągnąc po podłodze moje nowo nabyte ,, żywe zwłoki'', po czym wrzuciłem braciszka na jeden z pobliskich foteli.
- No wiesz, jak to jest Klausik, z jedną dziewczyną jeden drink, z drugą drugi i tak się ich dzisiaj troszkę uzbierało.. - mówił cały czas przechylając się to do tyłu to do przodu. - Bracie, - zaczął, udając powagę - czy mógłbyś mnie odwieźć do mojego domu? - zapytał mnie z miną trzylatka, proszącego matkę o nową zabawkę. - Jeśli mi pomożesz i odwieziesz mnie to czeka cię wspaniała nagroda... - powiedział unosząc jedną brew.
- A cóż to za nagroda? - spytałem z udawaną ciekawością.
- W domu czekają na nas dwie piękne panienki z grupą krwi BRh+, twoją ulubioną - zmrużył oczy zapewne wyobrażając sobie delektowanie się niezwykłym smakiem życiodajnego płynu spływającego z rozszarpanej szyi pięknej i młodej dziewczyny. Przez moment w mojej wyobraźni także pojawił się ten niezwykle przyjemny obraz, ale zaraz został wypchnięty przez twarz mojej ukochanej. Zaśmiałem się do swoich myśli.
Z bujania w obłokach wyrwało mnie głośne odchrząkiwanie mojego rozmówcy.
- No już dobrze, odwiozę cię, ale bez żadnego picia krwi, ok? - zapytałem, na co Kol kiwną głową, choć jego twarz wyrażała rozczarowanie. W wampirzym tempie zaniosłem go do samochodu, po czym równie szybko ruszyliśmy w podróż.
Caroline:
Przez cały czas przysłuchiwałam się rozmowie braci. Kiedy tylko usłyszałam pisk opon odjeżdżającego ferrari od razu wzięłam się do pracy. Cel był jeden - jak najszybciej się stąd wydostać. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe jak by się mogło wydawać.
Stanęłam na środku pokoju i rozejrzałam się uważnie. Moją uwagę przykuło biurko. W mgnieniu oka znalazłam się przy nim. Wszędzie leżały rysunki, na których to nie znajdował się kto inny jak sama ja. Wzięłam do ręki jeden z nich. Przedstawiał od mnie taką radosną, uśmiechniętą, po prostu szczęśliwą. Przez chwilę wpatrywałam się w oczy dziewczyny, tak niezwykle podobnej do mnie.
Nagle otrząsnęłam się z rozmyśleń. Bardzo szybko zaczęłam przeszukiwać wszystkie szuflady robiąc przy tym niezły bałagan. Niestety, nie znajdowało się tam nic pomocnego mi w ucieczce. Kolejnym przeszukiwanym przeze mnie meblem była gigantyczna szafa. Jedyne, co tom znalazłam to sterta ubrań, o dziwo nie tylko męskich.
Przerażona własną bezsilnością zaczęłam przechadzać się w tę i z powrotem. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam ani telefonu, ani tego pieprzonego kluczyka otwierającego okno. Raptownie przypomniałam sobie o tym, że przecież mogę jeszcze przeszukać łazienkę. Momentalnie skierowałam się w stronę drzwi. Doskonale wiedziałam, że pozostało mi już niewiele czasu do powrotu Klausa.
Kiedy przekroczyłam jej próg wręcz oniemiałam. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było tak piękne, że aż zapierało dech w piersiach. Łazienka wykonana była w stylu antycznym. Cały wystrój był utrzymywany w kolorystyce złota połączonego z beżem. Największą uwagę skupiała ogromna wanna w kształcie okręgu, nad którą górowały cztery kolumny jońskie, wokół których wiły się piękne rośliny. Nad umywalką znajdowało się wspaniałe lustro. Jego rama nie dość iż była złota, to jeszcze wysadzana mnóstwem szlachetnych kamieni.
Kiedy zobaczyłam w nim swoje odbicie przeraziłam się. Nie mogłam uwierzyć, że ta przybita i zrozpaczona osoba przede mną to właśnie ja. To właśnie w tym momencie całkowicie się poddałam. Miałam tylko dwa wyjścia - albo oddać się hybrydzie, albo się zabić. Z dwóch opcji bez wahania podjęłam się zrealizowania tej drugiej.
Szybko pobiegłam do sypialni i beż większego problemu rozerwałam jedyne drewniane krzesło, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Razem z świeżo utworzonym kołkiem podbiegłam do lustra. Dłonią wyczułam miejsce najdogodniejsze do przebicia własnego serca. Przyłożyłam w wyznaczone miejsce kołek i po raz ostatni spojrzałam we własne odbicie.
- A jednak Klaus miał rację, przed nim nie ucieknę.. - zaśmiałam się gożko.
- Ja zawsze mam rację Caroline - nagle usłyszałam głos, który dochodził z progu łazienki. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam właśnie jego. Mojego wroga i oprawcę. Klausa.
- Jeden krok a ten kołek znajdzie się w moim sercu. - powiedziałam niezwykle stanowczo, cofając się o jeden krok do tyłu. Spojrzałam w oczy wampira, które na powrót odzyskały swoją naturalną barwę.
- Caroline, proszę, nie rób tego. Naprawdę nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło. To wszystko przez tą furię, która spowodowała, że zacząłem przemieniać się w wilka. Nie wiem jak mam cię przeprosić, abyś mi wybaczyła..... - mówił to z takim bólem i rozpaczą.... ,, O nie Caroline, to tylko pozory, musisz pamiętać co jeszcze wczoraj chciał ci zrobić'' - podpowiadał mi niezwykle głośny głos w głowie.
Nie mogłam mu uwierzyć. Nie mogłam pozwolić na to, aby powtórzyła się taka sama sytuacja jak wczoraj. Musiałam to skończyć.
- Przykro mi, ale nie mogę ci uwierzyć, nie potrafię..... - I właśnie wtedy zrobiłam to.
Moje dłonie wepchnęły drewno w moje ciało. Poczułam jak niewyobrażalny ból przeszywa moje ciało. Z rąk spływała mi krew. Nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Słyszałam jakichś krzyk, ale nie potrafiłam go zidentyfikować. Czułam, jak pochłania mnie ciemność. Mimo to byłam taka spokojna i szczęśliwa. Nagle wszystko zniknęło. Pozostała tylko ciemność i mrok.
O kurcze, to już 10 rozdział!:) Wiem, że jest strasznie nudny i krótki, ale miałam niepohamowaną ochotę na opublikowanie kolejnego posta;) Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem..... W tym czasie BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE i oczywiście z całego serca dziękuję wszystkim komentującym...
Szybkim krokiem wyszedłem z sypialni. Zbiegając ze schodów cały czas myślałem o mojej królewnie. Byliśmy już tak blisko siebie, a tu nagle ktoś musiał nam przerwać tą wspaniałą chwilę. ,, Przynajmniej dla mnie była ona wspaniała'' - pomyślałem z wyższością.
Nie dało się ukryć, iż byłem wściekły na tą marną istotę, która właśnie stała przed drzwiami mojej willi. ,, Może i dobrze, w końcu już tak dawno nie piłem świeżej krwi'' - przeszło mi przez myśl, na co moje usta mimowolnie wykrzywiły się w szyderczym uśmieszku. Kiedy w końcu dotarłem do gigantycznych, dębowych drzwi szybko otworzyłem je nie mogąc się doczekać ,, posiłku''. Widok przede mną niestety bardzo mnie rozczarował.
- Kol, czego chcesz? - zapytałem choć wcale nie miałem ochoty wysłuchiwać jego głupich próśb.
- Oj braciszku, to ty nawet nie chcesz się witać z kochaną rodzinką tylko od razu takie oschłe ,, czego chcesz'' - powiedział ledwo co stojąc na nogach. Mówił takim bełkotem, iż ledwo co zrozumiałem co mi powiedział.
- Nie sądziłem, że wampir, a zwłaszcza pierwotny wampir może się aż tak schlać..... - stwierdziłem, podtrzymując lecącego na mnie brata. - Zapytam z ciekawości, ile musiałeś wypić, żeby doprowadzić się do tak opłakanego stanu? - zapytałem, ciągnąc po podłodze moje nowo nabyte ,, żywe zwłoki'', po czym wrzuciłem braciszka na jeden z pobliskich foteli.
- No wiesz, jak to jest Klausik, z jedną dziewczyną jeden drink, z drugą drugi i tak się ich dzisiaj troszkę uzbierało.. - mówił cały czas przechylając się to do tyłu to do przodu. - Bracie, - zaczął, udając powagę - czy mógłbyś mnie odwieźć do mojego domu? - zapytał mnie z miną trzylatka, proszącego matkę o nową zabawkę. - Jeśli mi pomożesz i odwieziesz mnie to czeka cię wspaniała nagroda... - powiedział unosząc jedną brew.
- A cóż to za nagroda? - spytałem z udawaną ciekawością.
- W domu czekają na nas dwie piękne panienki z grupą krwi BRh+, twoją ulubioną - zmrużył oczy zapewne wyobrażając sobie delektowanie się niezwykłym smakiem życiodajnego płynu spływającego z rozszarpanej szyi pięknej i młodej dziewczyny. Przez moment w mojej wyobraźni także pojawił się ten niezwykle przyjemny obraz, ale zaraz został wypchnięty przez twarz mojej ukochanej. Zaśmiałem się do swoich myśli.
Z bujania w obłokach wyrwało mnie głośne odchrząkiwanie mojego rozmówcy.
- No już dobrze, odwiozę cię, ale bez żadnego picia krwi, ok? - zapytałem, na co Kol kiwną głową, choć jego twarz wyrażała rozczarowanie. W wampirzym tempie zaniosłem go do samochodu, po czym równie szybko ruszyliśmy w podróż.
Caroline:
Przez cały czas przysłuchiwałam się rozmowie braci. Kiedy tylko usłyszałam pisk opon odjeżdżającego ferrari od razu wzięłam się do pracy. Cel był jeden - jak najszybciej się stąd wydostać. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe jak by się mogło wydawać.
Stanęłam na środku pokoju i rozejrzałam się uważnie. Moją uwagę przykuło biurko. W mgnieniu oka znalazłam się przy nim. Wszędzie leżały rysunki, na których to nie znajdował się kto inny jak sama ja. Wzięłam do ręki jeden z nich. Przedstawiał od mnie taką radosną, uśmiechniętą, po prostu szczęśliwą. Przez chwilę wpatrywałam się w oczy dziewczyny, tak niezwykle podobnej do mnie.
Nagle otrząsnęłam się z rozmyśleń. Bardzo szybko zaczęłam przeszukiwać wszystkie szuflady robiąc przy tym niezły bałagan. Niestety, nie znajdowało się tam nic pomocnego mi w ucieczce. Kolejnym przeszukiwanym przeze mnie meblem była gigantyczna szafa. Jedyne, co tom znalazłam to sterta ubrań, o dziwo nie tylko męskich.
Przerażona własną bezsilnością zaczęłam przechadzać się w tę i z powrotem. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam ani telefonu, ani tego pieprzonego kluczyka otwierającego okno. Raptownie przypomniałam sobie o tym, że przecież mogę jeszcze przeszukać łazienkę. Momentalnie skierowałam się w stronę drzwi. Doskonale wiedziałam, że pozostało mi już niewiele czasu do powrotu Klausa.
Kiedy przekroczyłam jej próg wręcz oniemiałam. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było tak piękne, że aż zapierało dech w piersiach. Łazienka wykonana była w stylu antycznym. Cały wystrój był utrzymywany w kolorystyce złota połączonego z beżem. Największą uwagę skupiała ogromna wanna w kształcie okręgu, nad którą górowały cztery kolumny jońskie, wokół których wiły się piękne rośliny. Nad umywalką znajdowało się wspaniałe lustro. Jego rama nie dość iż była złota, to jeszcze wysadzana mnóstwem szlachetnych kamieni.
Kiedy zobaczyłam w nim swoje odbicie przeraziłam się. Nie mogłam uwierzyć, że ta przybita i zrozpaczona osoba przede mną to właśnie ja. To właśnie w tym momencie całkowicie się poddałam. Miałam tylko dwa wyjścia - albo oddać się hybrydzie, albo się zabić. Z dwóch opcji bez wahania podjęłam się zrealizowania tej drugiej.
Szybko pobiegłam do sypialni i beż większego problemu rozerwałam jedyne drewniane krzesło, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Razem z świeżo utworzonym kołkiem podbiegłam do lustra. Dłonią wyczułam miejsce najdogodniejsze do przebicia własnego serca. Przyłożyłam w wyznaczone miejsce kołek i po raz ostatni spojrzałam we własne odbicie.
- A jednak Klaus miał rację, przed nim nie ucieknę.. - zaśmiałam się gożko.
- Ja zawsze mam rację Caroline - nagle usłyszałam głos, który dochodził z progu łazienki. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam właśnie jego. Mojego wroga i oprawcę. Klausa.
- Jeden krok a ten kołek znajdzie się w moim sercu. - powiedziałam niezwykle stanowczo, cofając się o jeden krok do tyłu. Spojrzałam w oczy wampira, które na powrót odzyskały swoją naturalną barwę.
- Caroline, proszę, nie rób tego. Naprawdę nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło. To wszystko przez tą furię, która spowodowała, że zacząłem przemieniać się w wilka. Nie wiem jak mam cię przeprosić, abyś mi wybaczyła..... - mówił to z takim bólem i rozpaczą.... ,, O nie Caroline, to tylko pozory, musisz pamiętać co jeszcze wczoraj chciał ci zrobić'' - podpowiadał mi niezwykle głośny głos w głowie.
Nie mogłam mu uwierzyć. Nie mogłam pozwolić na to, aby powtórzyła się taka sama sytuacja jak wczoraj. Musiałam to skończyć.
- Przykro mi, ale nie mogę ci uwierzyć, nie potrafię..... - I właśnie wtedy zrobiłam to.
Moje dłonie wepchnęły drewno w moje ciało. Poczułam jak niewyobrażalny ból przeszywa moje ciało. Z rąk spływała mi krew. Nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Słyszałam jakichś krzyk, ale nie potrafiłam go zidentyfikować. Czułam, jak pochłania mnie ciemność. Mimo to byłam taka spokojna i szczęśliwa. Nagle wszystko zniknęło. Pozostała tylko ciemność i mrok.
O kurcze, to już 10 rozdział!:) Wiem, że jest strasznie nudny i krótki, ale miałam niepohamowaną ochotę na opublikowanie kolejnego posta;) Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem..... W tym czasie BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE i oczywiście z całego serca dziękuję wszystkim komentującym...
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Rozdział 9
Klaus:
Stałem w progu tego przeklętego domu. Czułem, jak moje ciało pod wpływem furii pobudza moją wilczą naturę. Moja głowa pękała od bólu, który paraliżował wszystkie mięśnie. Moje źrenice co chwila zmieniały kolor z żółtego na czarny. Jedną ręką przytrzymywałem się futryny byle tylko nie upaść na kolana. Byłem świadomy tego, że moje kły coraz to bardziej się wydłużają.
Raptownie podniosłem wzrok na wszystkich zgromadzonych. Dokładnie przyglądałem się ich twarzą. Prawie wszyscy byli przerażeni, prócz niej. Moja anielica stała teraz cały czas wpatrując się w moje oczy. Była taka bezbronna, delikatna i ... kusząca. Ledwo co powstrzymywałem się, aby nie podbiedz i nie rzucić się na nią dziko ją całując. Do mojej głowy przyszedł piekielny pomysł. Najpierw zaśmiałem się w myślach, a po chwili bez żadnego skrępowania zacząłem śmiać się na głos. Mój śmiech, połączony z warczeniem, był tak przerażający, iż ta mała wiedźma ze strachu rozpłakała się.
Powoli przekroczyłem próg i zwróciłem się do tych parszywców.
- Moi drodzy przyjaciele - rzuciłem z sarkazmem w głosie. - Nie sądziłem, że jesteście na tyle odważni, aby znowu ze mną zadzierać. Bardzo niemądrze postąpiliście przemieniając doppelganger'a w wampira! - krzyknąłem, a raczej warknąłem obnażając kły. - A teraz powiedzcie mi, gdzie jest nasza gwiazda wieczoru, wasza słodka Elenka?? - zapytałem ze sztuczną uprzejmością.
- Nigdy jej nie dostaniesz, słyszysz? - krzyknął wściekły Damon. Podszedł do mnie powolnym krokiem z miną mordercy. Ledwo co powstrzymywałem się od śmiech widząc jego udawaną determinację. Wampir wyczuł moje rozbawienie, po czym wrzasnął ze złością.
- Wynoś się stąd, albo rozwaliny ci łeb!
- Czyżby? - powiedziałem z ironią. Biedak, pomyślałem przez ułamek sekundy, lecz potem moje wyrzuty sumienia zeszły na drugi plan. Raptownie złapałem krzesło, które stało tuż obok mnie. Bez większego wysiłku wyłamałem z niego jedną nogę i z całą siłą i impetem cisnąłem nią w brzuch Damona. Zrobiłem to na tyle mocno, że druga część drewna przebiła jego plecy. Momentalnie usłyszałem krzyki czarownicy i Rozpruwacza, którzy od razu wstali na równe nogi. Ucieszyło mnie ich zachowanie, ale brakowało mi czegoś jeszcze. No tak..... - raptownie zdałem sobie sprawę, iż wcale nie usłyszałem wrzasków mojej
bogini..
Już chciałem odwrócić się w jej stronę, ale nagle Damon zwrócił się do mnie.
- Ty sukinsynie, jeszcze się policzymy... - powiedział ostatkiem sił, po czym jego bezwładne ciało upadło na ziemię.
Caroline:
Patrzyłam, jak twarz Damona ląduje na dywanie. Pierwszy raz nie wyczuwałam jego oddechu i bicia serca. Do głowy przychodziły mi najczarniejsze myśli, a ja nawet nie próbowałam ich odtrącać. Doskonale wiedziałam, że nawet jeśli Klaus nie przebił mu serca, to za chwilę może się wykrwawić. Mimo, że nie przepadałam za starszym z braci Salvatore, to w tym momencie poczułam, że nie wyobrażam sobie życia bez tego, aroganckiego, wrednego dupka. Wiedziałam tylko tyle, że jeśli ja mu teraz nie pomogę to nikt ze strachu o własne życie tego nie uczyni.
- Klaus, zostaw go.... - powiedziałam powoli zbliżając się do hybrydy, a tym samym do ledwie co żyjącego wampira. Moje kroki były spokojne i nad wyraz opanowane, mimo że w środku drżałam ze strachu. Czułam na sobie spojrzenia Bonnie i Stefana, których jak gdyby ,, wmurowało'' moje zachowanie.
Kiedy już miałam pochylić się nad krwiopijcą poczułam jak coś bardzo silnego krępuje moje dłonie.
- Caroline, to że go nie dobiłem nie oznacza, że możesz mu pomóc... - wymruczał do mojego ucha Klaus.
- Caroline.. - krzyknęła czarownica płacząc jak małe dziecko. - Proszę zostaw ją, błagam cie!! - powiedziała ocierając łzy.
- Waszej przyjaciółce nic się nie stanie jeśli tylko zjawi się tu Elena.. - mówiąc to raptownie i boleśnie zmienił naszą pozycję. Teraz stał tuż za mną, praktycznie to ocierał się o mnie. Moje ręce trzymał z tyłu jedną ręką, a drugą obejmował mnie w pasie.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie bałam się być w jego ,, uścisku''. Modliłam się, aby czarownica coś wymyśliła. Niestety, ona tylko tępo wpatrywała się w moje oczy jakby chciała mi powiedzieć - ,, Przepraszam Caroline, ale nie mogę zrobić tego Elenie, to ona jest moją najlepszą przyjaciółką...''.
- No dobrze, rozumiem.. - rzucił obojętnie Klaus.
Raptownie przechylił moją głowę na bok, a następnie odgarnął włosy z mojej szyi. Czułam jak jego usta zbliżają się do niej. Czułam na sobie jego oddech. Nagle, zdałam sobie sprawę, że przez cały czas z moich oczu wypływa słony płyn. Wiedziałam, iż zaraz nadejdzie mój koniec, ale nie zamierzałam protestować. Byłam taka zmęczona...
- Stój! - Krzyknął niespodziewanie Stefan. - Spróbujmy się dogadać, ale najpierw puść Caroline... - powiedział stanowczo, a zarazem ze zdenerwowaniem.
- Nie jestem głupi, przyjacielu - powiedział spokojnie mój oprawca. - Trudno, będę musiał zabić tę ślicznotkę. - mówiąc to przejechał opuszkiem palców po moim policzku. - Albo nie mam lepszy pomysł. Będę ją więził dopóki nie dostanę wampirzycy. Do tego czasu Caroline będzie przechodziła różnego rodzaju tortury itp.. jednym słowem piekło na ziemi. A i jeszcze jedno.... macie 3 dni... - powiedział i w wampirzym tempie porwał mnie ze sobą.
Kiedy otworzyłam oczy nadal staliśmy w tej samej pozycji. Spostrzegłam, że stoimy w lasku nie daleko domu Salvatorów.
- Caroline posłuchaj mnie - Klaus nagle szepnął mi do ucha. - Nic ci nie zrobię, ale teraz masz z całej siły krzyknąć tak, jakbym cię ugryzł dobrze??
Nie wiedziałam co mam zrobić. Przerazić swoich przyjaciół, czy sprzeciwić się Klausowi. Nagle dotarło do mnie, że oto właśnie moi ,, przyjaciele'' olali mnie i zostawili na pastwę losu szalonej hybrydy. Po chwili kiwnęłam na znak zgody i z całej siły wydarłam się.
- Co jak co, ale masz naprawdę silny głos - zaśmiał się wampir. - Grzeczna dziewczynka....a teraz wracamy do domu. - wyszeptał i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w jego sypialni. Jak zwykle zresztą...
- Mógłbyś mnie puścić... - powiedziałam dobitnie, cały czas próbując wyswobodzić się z uścisku wyswobodzić. Usłyszałam w odpowiedzi tylko jego śmiech. Wyczuwałam w jego zachowaniu coś co przerażało mnie bardziej niż jego złość. Wyczuwałam coś w rodzaju dzikości, nieopamiętania,..... chorego pożądania.
- Hmmm, co by tu z tobą zrobić?? - zaczął głośno się zastanawiać.
- Powiedziałeś że nic mi nie zrobisz!!! Obiecałeś mi to.. - powiedziałam prawie płacząc. - Proszę puść mnie.
- Obiecaj, że nie będziesz uciekać - szepnął, po czym delikatnie zaczął całować moją szyję. Zawsze kiedy to robił traciłam zdrowy rozsądek i rzucałam się w wir jego pocałunków, jednak tym razem było inaczej.
- Dobrze, a teraz mnie puść - powiedziałam bardzo stanowczo, co najwyraźniej go nie ucieszyło.
Krwiopijca rozluźnił uścisk, a ja od razu wyrwałam się z jego objęć. Powoli odwróciłam się w jego stronę, i to co zobaczyłam utwierdziło mnie w moich wcześniejszych hipotezach. Zobaczyłam przed sobą zwierze, a nie człowieka, czy wampira. Nie mogłam oderwać wzroku od jego żółtych źrenic. Były takie dzikie, nieznane, a co najważniejsze bardzo niebezpieczne.
- Boisz się mnie... - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem. Wiedział, że ma rację.
W tym momencie widziałam przed sobą psychopatę, a nie osobę czułą i delikatną potrafiącą oddać dla mnie wszystko.
- Tak, masz rację boję się ciebie jak cholera - stwierdziłam szczerze. - Ale boję się tylko dlatego, że nie jesteś sobą, nie wiem co masz zamiar ze mną zrobić... - dokończyłam spuszczając głowę.
- A jak myślisz najdroższa? - spytał po czym oczywiście rzucił mnie na swoje łóżko.
Już myślałam, że zdarzę uciec, ale niestety przeliczyłam się. Był zbyt silny, a ja zresztą nie miałam już siły walczyć. Poddałam się. Gdy mój kat rozrywał mój T - shirt nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Klaus nagle uniósł głowę i wytężył wszystkie zmysły. Potem znowu pochylił się nade mną
- Przykro mi księżniczko, ale niestety nasze tortury muszę przełożyć na jutro - mówiąc to zaśmiał się złowrogo, tak abym zrozumiała co ma na myśli mówiąc o ,, torturach''. - Wyśpij się kochanie, bo jutro zaczynamy od rana - na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze. - Nie próbuj wyskakiwać przez okno bo po pierwsze jest zamknięte na klucz, a po drugie jest kuloodporne. Tuż obok jest łazienka, z której możesz korzystać. Drzwi do pokoju zamknę na klucz, więc nie próbuj uciekać. - powiedział z drwiącym uśmieszkiem na ustach. - Przede mną nie uciekniesz najdroższa... - powiedział po czym zniknął zamykając drzwi.
Usiadłam na skraju łoża i zaczęłam płakać. Nie miałam żadnego pomysłu jak wydostać się z tego piekła. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić i to jak najszybciej.....
I jak??? Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale zrozumcie... Brak weny dawał się we znaki.... Bardzo proszę o komentarze i także gorąco dziękuję wszystkim komentującym... :)
Stałem w progu tego przeklętego domu. Czułem, jak moje ciało pod wpływem furii pobudza moją wilczą naturę. Moja głowa pękała od bólu, który paraliżował wszystkie mięśnie. Moje źrenice co chwila zmieniały kolor z żółtego na czarny. Jedną ręką przytrzymywałem się futryny byle tylko nie upaść na kolana. Byłem świadomy tego, że moje kły coraz to bardziej się wydłużają.
Raptownie podniosłem wzrok na wszystkich zgromadzonych. Dokładnie przyglądałem się ich twarzą. Prawie wszyscy byli przerażeni, prócz niej. Moja anielica stała teraz cały czas wpatrując się w moje oczy. Była taka bezbronna, delikatna i ... kusząca. Ledwo co powstrzymywałem się, aby nie podbiedz i nie rzucić się na nią dziko ją całując. Do mojej głowy przyszedł piekielny pomysł. Najpierw zaśmiałem się w myślach, a po chwili bez żadnego skrępowania zacząłem śmiać się na głos. Mój śmiech, połączony z warczeniem, był tak przerażający, iż ta mała wiedźma ze strachu rozpłakała się.
Powoli przekroczyłem próg i zwróciłem się do tych parszywców.
- Moi drodzy przyjaciele - rzuciłem z sarkazmem w głosie. - Nie sądziłem, że jesteście na tyle odważni, aby znowu ze mną zadzierać. Bardzo niemądrze postąpiliście przemieniając doppelganger'a w wampira! - krzyknąłem, a raczej warknąłem obnażając kły. - A teraz powiedzcie mi, gdzie jest nasza gwiazda wieczoru, wasza słodka Elenka?? - zapytałem ze sztuczną uprzejmością.
- Nigdy jej nie dostaniesz, słyszysz? - krzyknął wściekły Damon. Podszedł do mnie powolnym krokiem z miną mordercy. Ledwo co powstrzymywałem się od śmiech widząc jego udawaną determinację. Wampir wyczuł moje rozbawienie, po czym wrzasnął ze złością.
- Wynoś się stąd, albo rozwaliny ci łeb!
- Czyżby? - powiedziałem z ironią. Biedak, pomyślałem przez ułamek sekundy, lecz potem moje wyrzuty sumienia zeszły na drugi plan. Raptownie złapałem krzesło, które stało tuż obok mnie. Bez większego wysiłku wyłamałem z niego jedną nogę i z całą siłą i impetem cisnąłem nią w brzuch Damona. Zrobiłem to na tyle mocno, że druga część drewna przebiła jego plecy. Momentalnie usłyszałem krzyki czarownicy i Rozpruwacza, którzy od razu wstali na równe nogi. Ucieszyło mnie ich zachowanie, ale brakowało mi czegoś jeszcze. No tak..... - raptownie zdałem sobie sprawę, iż wcale nie usłyszałem wrzasków mojej
bogini..
Już chciałem odwrócić się w jej stronę, ale nagle Damon zwrócił się do mnie.
- Ty sukinsynie, jeszcze się policzymy... - powiedział ostatkiem sił, po czym jego bezwładne ciało upadło na ziemię.
Caroline:
Patrzyłam, jak twarz Damona ląduje na dywanie. Pierwszy raz nie wyczuwałam jego oddechu i bicia serca. Do głowy przychodziły mi najczarniejsze myśli, a ja nawet nie próbowałam ich odtrącać. Doskonale wiedziałam, że nawet jeśli Klaus nie przebił mu serca, to za chwilę może się wykrwawić. Mimo, że nie przepadałam za starszym z braci Salvatore, to w tym momencie poczułam, że nie wyobrażam sobie życia bez tego, aroganckiego, wrednego dupka. Wiedziałam tylko tyle, że jeśli ja mu teraz nie pomogę to nikt ze strachu o własne życie tego nie uczyni.
- Klaus, zostaw go.... - powiedziałam powoli zbliżając się do hybrydy, a tym samym do ledwie co żyjącego wampira. Moje kroki były spokojne i nad wyraz opanowane, mimo że w środku drżałam ze strachu. Czułam na sobie spojrzenia Bonnie i Stefana, których jak gdyby ,, wmurowało'' moje zachowanie.
Kiedy już miałam pochylić się nad krwiopijcą poczułam jak coś bardzo silnego krępuje moje dłonie.
- Caroline, to że go nie dobiłem nie oznacza, że możesz mu pomóc... - wymruczał do mojego ucha Klaus.
- Caroline.. - krzyknęła czarownica płacząc jak małe dziecko. - Proszę zostaw ją, błagam cie!! - powiedziała ocierając łzy.
- Waszej przyjaciółce nic się nie stanie jeśli tylko zjawi się tu Elena.. - mówiąc to raptownie i boleśnie zmienił naszą pozycję. Teraz stał tuż za mną, praktycznie to ocierał się o mnie. Moje ręce trzymał z tyłu jedną ręką, a drugą obejmował mnie w pasie.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie bałam się być w jego ,, uścisku''. Modliłam się, aby czarownica coś wymyśliła. Niestety, ona tylko tępo wpatrywała się w moje oczy jakby chciała mi powiedzieć - ,, Przepraszam Caroline, ale nie mogę zrobić tego Elenie, to ona jest moją najlepszą przyjaciółką...''.
- No dobrze, rozumiem.. - rzucił obojętnie Klaus.
Raptownie przechylił moją głowę na bok, a następnie odgarnął włosy z mojej szyi. Czułam jak jego usta zbliżają się do niej. Czułam na sobie jego oddech. Nagle, zdałam sobie sprawę, że przez cały czas z moich oczu wypływa słony płyn. Wiedziałam, iż zaraz nadejdzie mój koniec, ale nie zamierzałam protestować. Byłam taka zmęczona...
- Stój! - Krzyknął niespodziewanie Stefan. - Spróbujmy się dogadać, ale najpierw puść Caroline... - powiedział stanowczo, a zarazem ze zdenerwowaniem.
- Nie jestem głupi, przyjacielu - powiedział spokojnie mój oprawca. - Trudno, będę musiał zabić tę ślicznotkę. - mówiąc to przejechał opuszkiem palców po moim policzku. - Albo nie mam lepszy pomysł. Będę ją więził dopóki nie dostanę wampirzycy. Do tego czasu Caroline będzie przechodziła różnego rodzaju tortury itp.. jednym słowem piekło na ziemi. A i jeszcze jedno.... macie 3 dni... - powiedział i w wampirzym tempie porwał mnie ze sobą.
Kiedy otworzyłam oczy nadal staliśmy w tej samej pozycji. Spostrzegłam, że stoimy w lasku nie daleko domu Salvatorów.
- Caroline posłuchaj mnie - Klaus nagle szepnął mi do ucha. - Nic ci nie zrobię, ale teraz masz z całej siły krzyknąć tak, jakbym cię ugryzł dobrze??
Nie wiedziałam co mam zrobić. Przerazić swoich przyjaciół, czy sprzeciwić się Klausowi. Nagle dotarło do mnie, że oto właśnie moi ,, przyjaciele'' olali mnie i zostawili na pastwę losu szalonej hybrydy. Po chwili kiwnęłam na znak zgody i z całej siły wydarłam się.
- Co jak co, ale masz naprawdę silny głos - zaśmiał się wampir. - Grzeczna dziewczynka....a teraz wracamy do domu. - wyszeptał i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w jego sypialni. Jak zwykle zresztą...
- Mógłbyś mnie puścić... - powiedziałam dobitnie, cały czas próbując wyswobodzić się z uścisku wyswobodzić. Usłyszałam w odpowiedzi tylko jego śmiech. Wyczuwałam w jego zachowaniu coś co przerażało mnie bardziej niż jego złość. Wyczuwałam coś w rodzaju dzikości, nieopamiętania,..... chorego pożądania.
- Hmmm, co by tu z tobą zrobić?? - zaczął głośno się zastanawiać.
- Powiedziałeś że nic mi nie zrobisz!!! Obiecałeś mi to.. - powiedziałam prawie płacząc. - Proszę puść mnie.
- Obiecaj, że nie będziesz uciekać - szepnął, po czym delikatnie zaczął całować moją szyję. Zawsze kiedy to robił traciłam zdrowy rozsądek i rzucałam się w wir jego pocałunków, jednak tym razem było inaczej.
- Dobrze, a teraz mnie puść - powiedziałam bardzo stanowczo, co najwyraźniej go nie ucieszyło.
Krwiopijca rozluźnił uścisk, a ja od razu wyrwałam się z jego objęć. Powoli odwróciłam się w jego stronę, i to co zobaczyłam utwierdziło mnie w moich wcześniejszych hipotezach. Zobaczyłam przed sobą zwierze, a nie człowieka, czy wampira. Nie mogłam oderwać wzroku od jego żółtych źrenic. Były takie dzikie, nieznane, a co najważniejsze bardzo niebezpieczne.
- Boisz się mnie... - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem. Wiedział, że ma rację.
W tym momencie widziałam przed sobą psychopatę, a nie osobę czułą i delikatną potrafiącą oddać dla mnie wszystko.
- Tak, masz rację boję się ciebie jak cholera - stwierdziłam szczerze. - Ale boję się tylko dlatego, że nie jesteś sobą, nie wiem co masz zamiar ze mną zrobić... - dokończyłam spuszczając głowę.
- A jak myślisz najdroższa? - spytał po czym oczywiście rzucił mnie na swoje łóżko.
Już myślałam, że zdarzę uciec, ale niestety przeliczyłam się. Był zbyt silny, a ja zresztą nie miałam już siły walczyć. Poddałam się. Gdy mój kat rozrywał mój T - shirt nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Klaus nagle uniósł głowę i wytężył wszystkie zmysły. Potem znowu pochylił się nade mną
- Przykro mi księżniczko, ale niestety nasze tortury muszę przełożyć na jutro - mówiąc to zaśmiał się złowrogo, tak abym zrozumiała co ma na myśli mówiąc o ,, torturach''. - Wyśpij się kochanie, bo jutro zaczynamy od rana - na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze. - Nie próbuj wyskakiwać przez okno bo po pierwsze jest zamknięte na klucz, a po drugie jest kuloodporne. Tuż obok jest łazienka, z której możesz korzystać. Drzwi do pokoju zamknę na klucz, więc nie próbuj uciekać. - powiedział z drwiącym uśmieszkiem na ustach. - Przede mną nie uciekniesz najdroższa... - powiedział po czym zniknął zamykając drzwi.
Usiadłam na skraju łoża i zaczęłam płakać. Nie miałam żadnego pomysłu jak wydostać się z tego piekła. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić i to jak najszybciej.....
I jak??? Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale zrozumcie... Brak weny dawał się we znaki.... Bardzo proszę o komentarze i także gorąco dziękuję wszystkim komentującym... :)
środa, 8 sierpnia 2012
Rozdział 8
Caroline:
Stałam w bezruchu. Właściwie to ledwo co stałam, ponieważ moje nogi były w tym momencie jak z galarety. Jeden fałszywy ruch i już lądowałabym w objęciach Klausa. No właśnie, Klaus. Stał teraz kilka kroków przede mną i wpatrywał się w moją twarz. Spojrzałam na niego. Jego oczy były takie smutne, wręcz przepełnione rozpaczą.
Poczułam dziwną ciężkość na sercu. Przez chwilę zastanawiałam się czym ten przedziwny stan może być spowodowany, ale w końcu do mnie dotarło. Wyrzuty sumienia.... Rzecz, z którą zwyczajny śmiertelnik styka się codziennie, jednak dla naszej rasy są one wyjątkiem. Dziwiło mnie to, iż uczucie zamiast stopniowo zanikać coraz bardziej nasilało się. Próbowałam je jakoś stłumić, ale nic nie działało. ,, Ach, te pieprzone wyrzuty sumienia'' - pomyślałam ze złością. Musiałam coś zrobić. Musiałam coś powiedzieć.
- Nie wierzę ci! - krzyknęłam podchodząc do wampira. - Nienawidzę cie, słyszysz NIENAWIDZĘ ! - wrzasnęłam, dzieląc na sylaby ostatnie słowo.
Pierwotny cały czas wpatrywał się w moje oczy. Po chwili jego usta wykrzywiły się pod wpływem szyderczego uśmieszku. Zaczął śmiać się delikatnie kiwając głową.
- Tak cię to śmieszy!? - zapytałam z frustracją. Niewiele myśląc rozprostowałam dłoń i z całej siły zamachnęłam ją chcąc uderzyć hybrydę. Niestety, moja ręka została zatrzymana w locie. Mimo to, że krwiopijca ściskał moją dłoń z całej siły, to i tak cały czas pozostawał w świetnym nastroju.
- To ja ci niewierze, Caroline - zaczął powoli, dokładnie akcentując każde słowo. - Mówisz, że mnie nienawidzisz, a prawda jest taka, iż czujesz w stosunku do mnie zupełnie coś odwrotnego... - przerwał przygryzając wargę.
Naprawdę ciężko było ocenić mój poziom wściekłości w tamtej chwili. Gniew rozsadzał mnie wręcz od środka.
- Jesteś bezczelny sugerując, że cię... - nie wiedząc czemu przerwałam. Słowo, które chciałam wypowiedzieć po prostu nie przeszło mi przez gardło. Nie mogłam go wypowiedzieć na głos. Nie przy nim. Bałam się, że jeśli to zrobię to będę mogła naprawdę go pokochać, a to było zakazane.
- ..Sugerując, że mnie kochasz - dokończył za mnie mój rozmówca. - Najdroższa, to nie bezczelność, a zwyczajna szczerość. - mówił tak przekonująco, iż sama nie wiedziałam co jest dobre, a co złe. - Doskonale wiem, że twoje swoje serce i tak już należy do mnie - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem coraz to bardziej się do mnie przybliżając. - Nie odpuszczę i czy tego chcesz czy nie i tak będę o ciebie walczył.- powiedział z zaciekłą miną. - Zobaczysz, prędzej czy później i tak będziesz moja... - dokończył, dotykając opuszkami palców moich ust. Drżałam. Fala gorąca przebiegła przez moje ciało.
Wampir w niezwykłym tempie przybliżył swoje usta do moich. Czułam już jego oddech, ale nagle odwróciłam głowę. Przed sobą ujrzałam okno, a za nim tylko czarne niebo. Była już noc. Nagle przypomniałam sobie o tym, iż miałam odwiedzić Elenę. Szybko wyrwałam się z ramion Klausa.
- Muszę wracać... - powiedziałam niepewnie. Pierwotny spoglądał na mnie lekko uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy.... - powiedział unosząc jeszcze bardziej kąciki swoich ust. Westchnęłam krótko, po czym rzuciłam na odchodne:
- Ja mam nadzieję, iż ta chwila nie nastąpi szybko. - powiedziałam, a już po chwili pędziłam w kierunku domu Salvatorów.
Klaus:
Patrzyłem przez okno jak moja anielica oddala się. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co jej dzisiaj powiedziałem. ,, Jaki ze mnie idiota!'' - skarciłem się w myślach. Zastanawiałem się, jak mogłem tak daleko się posunąć. Mimowolnie zaśmiałem się, kiedy przed moimi oczyma pojawiła się moja najdroższa. Nie wiem jakim cudem, ale ta dziewczyna działała na mnie jak narkotyk. Z każdym dniem chciałem jej coraz więcej. Chciałem codziennie budzić się koło tej niezwykłej kobiety. Jej uśmiech, głos, wzrok....
Z zamyślenia wyrwał mnie huk trzaskających drzwi. Niechętnie odwróciłem się w stronę wejścia.
- Witaj Nik - rzuciła obojętnie blond wampirzyca. - Co porabia mój ukochany braciszek? - zapytała z uciążliwą troską w głosie.
- Jak widzisz siostrzyczko, nic, ale to nic nie robię... odpoczywam.. - powiedziałem obojętnym tonem.
Od niechcenia spojrzałem na moja siostrę, która zaczęła głośno wdychać powietrze. Patrzyłem na nią pytająco, lecz zamiast odpowiedzi zobaczyłem na jaj twarzy grymas złości.
- Co się znowu stało? - zapytałem ze znudzeniem, niczym matka pytająca setny raz czy jej córeczka zechce zjeść obiad.
- Ok, rozumiem, że możesz być trochę przybity tym, że nie możesz tworzyć tej swojej ,, hybrydziej rodzinki'' no ale chyba nie musisz od razu sprowadzać sobie tutaj na pocieszenie tej pustej Caroline.... - powiedziała z frustracją w głosie.
Rzadko kiedy nie mogłem nadążyć za Rebekah'ą ale tym razem doprawdy narzuciła zbyt szybkie tempo. Zignorowałem to co powiedziała w stosunku do Caroline, ponieważ w przeciwnym razie byłaby martwa, ale o co jej chodziło, kiedy mówiła o hybrydach?
- Rebekah, powiedz mi proszę, o co ci chodziło kiedy powiedziałaś, że nie mogę tworzyć hybryd? - zapytałem z niezwykle wyczuwalnym zdenerwowaniem.
Moja siostra spojrzała na mnie jak na kretyna i oznajmiła:
- To ty nie wiesz, że Elena jest wampirem? - zapytała z szokiem. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nie czekając ani minuty dużej złapałem kluczyki, a chwilę później siedziałem już w czarnym ferrari.
Caroline:
Bardzo szybkim krokiem zmierzałam do posiadłości Salvatorów. Był bardzo ciepły wieczór, więc wcale nie odczuwałam zimna. Szłam alejką cały czas wpatrując się w gwiazdy.
Kiedy dotarłam już do celu przystanęłam na chwilę. Nie wiedziałam dokładnie która jest godzina, ale byłam pewna, iż moi przyjaciele już od dawna na mnie czekają. Ospałym ruchem dłoni zapukałam w wielkie drzwi. Po paru sekundach w wejściu ujrzałam nie kogo innego jak samego Damona.
- Siema Blondi - powitał mnie z szyderczym uśmieszkiem. - Jak tam pogawędka z Klausem? - zapytał z ciekawością w głosie.
- Jaka pogawędka? - próbowałam udać głupią, ale niestety, nie wychodziło mi to najlepiej.
- Oj, nie udawaj niewiniątka wiemy, że przez ostatnich, ładnych parę godzinek byłaś w rezydencji hybrydy. No przyznaj się co tam robiliście? No bo chyba nie graliście w chińczyka? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
Nic nie odpowiedziałam, a zamiast tego odepchnęłam wampira na bok, a sama wparowałam pełna wściekłości do wnętrza domu. Widok przede mną wcale nie nie zszokował. Stefan i Bonnie siedzieli w kręgu świec. Na kolanach wiedźmy znajdowała się mapa MF, a w dłoni trzymała jakiś dziwny wisiorek.
- Wyjaśnijcie mi jakim prawem śledziliście mnie za pomocą magii? - spytałam patrząc prosto w oczy czarownicy.
- Martwiliśmy się o ciebie.... miałaś być o 15:00 , a jest już 22: 39 - powiedział Stefan ukradkiem spoglądając na zegarek.
- To nie jest wasza sprawa gdzie... - nie zdążyłam dokończyć. Moją wypowiedź przerwał niewyobrażalny trzask. Wszyscy odwróciliśmy się w kierunku, z którego dochodził niemiłosierny hałas. W progu stał on..... Klaus....
I oto właśnie rozdział 8 !!!!! Wiem, że jest niesamowicie nudny, ale musiałam jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji między Klausem, a Caroline.....;) Bardzooooooooooo proszę o komentarze!! :)
Stałam w bezruchu. Właściwie to ledwo co stałam, ponieważ moje nogi były w tym momencie jak z galarety. Jeden fałszywy ruch i już lądowałabym w objęciach Klausa. No właśnie, Klaus. Stał teraz kilka kroków przede mną i wpatrywał się w moją twarz. Spojrzałam na niego. Jego oczy były takie smutne, wręcz przepełnione rozpaczą.
Poczułam dziwną ciężkość na sercu. Przez chwilę zastanawiałam się czym ten przedziwny stan może być spowodowany, ale w końcu do mnie dotarło. Wyrzuty sumienia.... Rzecz, z którą zwyczajny śmiertelnik styka się codziennie, jednak dla naszej rasy są one wyjątkiem. Dziwiło mnie to, iż uczucie zamiast stopniowo zanikać coraz bardziej nasilało się. Próbowałam je jakoś stłumić, ale nic nie działało. ,, Ach, te pieprzone wyrzuty sumienia'' - pomyślałam ze złością. Musiałam coś zrobić. Musiałam coś powiedzieć.
- Nie wierzę ci! - krzyknęłam podchodząc do wampira. - Nienawidzę cie, słyszysz NIENAWIDZĘ ! - wrzasnęłam, dzieląc na sylaby ostatnie słowo.
Pierwotny cały czas wpatrywał się w moje oczy. Po chwili jego usta wykrzywiły się pod wpływem szyderczego uśmieszku. Zaczął śmiać się delikatnie kiwając głową.
- Tak cię to śmieszy!? - zapytałam z frustracją. Niewiele myśląc rozprostowałam dłoń i z całej siły zamachnęłam ją chcąc uderzyć hybrydę. Niestety, moja ręka została zatrzymana w locie. Mimo to, że krwiopijca ściskał moją dłoń z całej siły, to i tak cały czas pozostawał w świetnym nastroju.
- To ja ci niewierze, Caroline - zaczął powoli, dokładnie akcentując każde słowo. - Mówisz, że mnie nienawidzisz, a prawda jest taka, iż czujesz w stosunku do mnie zupełnie coś odwrotnego... - przerwał przygryzając wargę.
Naprawdę ciężko było ocenić mój poziom wściekłości w tamtej chwili. Gniew rozsadzał mnie wręcz od środka.
- Jesteś bezczelny sugerując, że cię... - nie wiedząc czemu przerwałam. Słowo, które chciałam wypowiedzieć po prostu nie przeszło mi przez gardło. Nie mogłam go wypowiedzieć na głos. Nie przy nim. Bałam się, że jeśli to zrobię to będę mogła naprawdę go pokochać, a to było zakazane.
- ..Sugerując, że mnie kochasz - dokończył za mnie mój rozmówca. - Najdroższa, to nie bezczelność, a zwyczajna szczerość. - mówił tak przekonująco, iż sama nie wiedziałam co jest dobre, a co złe. - Doskonale wiem, że twoje swoje serce i tak już należy do mnie - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem coraz to bardziej się do mnie przybliżając. - Nie odpuszczę i czy tego chcesz czy nie i tak będę o ciebie walczył.- powiedział z zaciekłą miną. - Zobaczysz, prędzej czy później i tak będziesz moja... - dokończył, dotykając opuszkami palców moich ust. Drżałam. Fala gorąca przebiegła przez moje ciało.
Wampir w niezwykłym tempie przybliżył swoje usta do moich. Czułam już jego oddech, ale nagle odwróciłam głowę. Przed sobą ujrzałam okno, a za nim tylko czarne niebo. Była już noc. Nagle przypomniałam sobie o tym, iż miałam odwiedzić Elenę. Szybko wyrwałam się z ramion Klausa.
- Muszę wracać... - powiedziałam niepewnie. Pierwotny spoglądał na mnie lekko uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy.... - powiedział unosząc jeszcze bardziej kąciki swoich ust. Westchnęłam krótko, po czym rzuciłam na odchodne:
- Ja mam nadzieję, iż ta chwila nie nastąpi szybko. - powiedziałam, a już po chwili pędziłam w kierunku domu Salvatorów.
Klaus:
Patrzyłem przez okno jak moja anielica oddala się. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co jej dzisiaj powiedziałem. ,, Jaki ze mnie idiota!'' - skarciłem się w myślach. Zastanawiałem się, jak mogłem tak daleko się posunąć. Mimowolnie zaśmiałem się, kiedy przed moimi oczyma pojawiła się moja najdroższa. Nie wiem jakim cudem, ale ta dziewczyna działała na mnie jak narkotyk. Z każdym dniem chciałem jej coraz więcej. Chciałem codziennie budzić się koło tej niezwykłej kobiety. Jej uśmiech, głos, wzrok....
Z zamyślenia wyrwał mnie huk trzaskających drzwi. Niechętnie odwróciłem się w stronę wejścia.
- Witaj Nik - rzuciła obojętnie blond wampirzyca. - Co porabia mój ukochany braciszek? - zapytała z uciążliwą troską w głosie.
- Jak widzisz siostrzyczko, nic, ale to nic nie robię... odpoczywam.. - powiedziałem obojętnym tonem.
Od niechcenia spojrzałem na moja siostrę, która zaczęła głośno wdychać powietrze. Patrzyłem na nią pytająco, lecz zamiast odpowiedzi zobaczyłem na jaj twarzy grymas złości.
- Co się znowu stało? - zapytałem ze znudzeniem, niczym matka pytająca setny raz czy jej córeczka zechce zjeść obiad.
- Ok, rozumiem, że możesz być trochę przybity tym, że nie możesz tworzyć tej swojej ,, hybrydziej rodzinki'' no ale chyba nie musisz od razu sprowadzać sobie tutaj na pocieszenie tej pustej Caroline.... - powiedziała z frustracją w głosie.
Rzadko kiedy nie mogłem nadążyć za Rebekah'ą ale tym razem doprawdy narzuciła zbyt szybkie tempo. Zignorowałem to co powiedziała w stosunku do Caroline, ponieważ w przeciwnym razie byłaby martwa, ale o co jej chodziło, kiedy mówiła o hybrydach?
- Rebekah, powiedz mi proszę, o co ci chodziło kiedy powiedziałaś, że nie mogę tworzyć hybryd? - zapytałem z niezwykle wyczuwalnym zdenerwowaniem.
Moja siostra spojrzała na mnie jak na kretyna i oznajmiła:
- To ty nie wiesz, że Elena jest wampirem? - zapytała z szokiem. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nie czekając ani minuty dużej złapałem kluczyki, a chwilę później siedziałem już w czarnym ferrari.
Caroline:
Bardzo szybkim krokiem zmierzałam do posiadłości Salvatorów. Był bardzo ciepły wieczór, więc wcale nie odczuwałam zimna. Szłam alejką cały czas wpatrując się w gwiazdy.
Kiedy dotarłam już do celu przystanęłam na chwilę. Nie wiedziałam dokładnie która jest godzina, ale byłam pewna, iż moi przyjaciele już od dawna na mnie czekają. Ospałym ruchem dłoni zapukałam w wielkie drzwi. Po paru sekundach w wejściu ujrzałam nie kogo innego jak samego Damona.
- Siema Blondi - powitał mnie z szyderczym uśmieszkiem. - Jak tam pogawędka z Klausem? - zapytał z ciekawością w głosie.
- Jaka pogawędka? - próbowałam udać głupią, ale niestety, nie wychodziło mi to najlepiej.
- Oj, nie udawaj niewiniątka wiemy, że przez ostatnich, ładnych parę godzinek byłaś w rezydencji hybrydy. No przyznaj się co tam robiliście? No bo chyba nie graliście w chińczyka? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
Nic nie odpowiedziałam, a zamiast tego odepchnęłam wampira na bok, a sama wparowałam pełna wściekłości do wnętrza domu. Widok przede mną wcale nie nie zszokował. Stefan i Bonnie siedzieli w kręgu świec. Na kolanach wiedźmy znajdowała się mapa MF, a w dłoni trzymała jakiś dziwny wisiorek.
- Wyjaśnijcie mi jakim prawem śledziliście mnie za pomocą magii? - spytałam patrząc prosto w oczy czarownicy.
- Martwiliśmy się o ciebie.... miałaś być o 15:00 , a jest już 22: 39 - powiedział Stefan ukradkiem spoglądając na zegarek.
- To nie jest wasza sprawa gdzie... - nie zdążyłam dokończyć. Moją wypowiedź przerwał niewyobrażalny trzask. Wszyscy odwróciliśmy się w kierunku, z którego dochodził niemiłosierny hałas. W progu stał on..... Klaus....
I oto właśnie rozdział 8 !!!!! Wiem, że jest niesamowicie nudny, ale musiałam jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji między Klausem, a Caroline.....;) Bardzooooooooooo proszę o komentarze!! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)