piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 11


Klaus:

               Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje życie może zawalić się w jednej chwili. Że może się zawalić z powodu śmierci jakiejś osoby. Że może w ogóle się zawalić.... Ta niezwykła, krucha i najbliższa memu sercu istota właśnie wbijała kołek w swoje delikatne ciało. Pod wpływem nadludzkiej siły dziewczyny jej skóra rozdarła się niczym kartka papieru po dotknięciu przez ostre narzędzie. Ujrzałem tylko jak kawałek drewna wydostaje się z Caroline przebijając jej tym samym plecy. Właśnie wtedy ocknąłem się. 
              Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, iż przez ten cały czas stałem jak jakiś idiota wpatrując się w samobójstwo mojej ukochanej. W niezwykle szybkim tempie złapałem bezwładne, opadające na ziemię ciało mojej anielicy. Kiedy tylko to zrobiłem poczułem, jak moje dłonie napełniają się niesamowicie znaną mi cieczą. Moim pokarmem. Krwią.  Życiodajny płyn wylewał się teraz z mojej najdroższej strumieniami, tworząc wielką, wręcz gigantyczną kałużę, w której pływała prawie cała łazienka. 
              Raptownie złapałem dłoń Caroline, która z sekundy na sekundę stawała się coraz to bardziej zimna. Pierwszy raz owładnęło mną przerażenie. W tamtej chwili zrozumiałem, że tak na prawdę nie potrzebuje do szczęścia niczego więcej prócz bliskości tej wspaniałej kobiety. Kobiety, która właśnie przeze mnie chciała targnąć się na własne życie. Nagle zacząłem potrząsać Caroline, w nadziei, iż w taki sposób przywrócę ją do życia.  
- Caroline patrz na mnie.. słyszysz?! - wrzasnąłem, cały czas potrząsając nią. - Nie wolno ci umrzeć, musisz żyć, rozumiesz musisz żyć!!! - krzyczałem na całe gardło. 
            Właśnie wtedy stało się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Po mojej twarzy spłynęła jedna wielka, słona łza. W jej ślad poszły także inne łzy, które spływały tak szybko, iż nawet nie nadążałem ich wycierać. Mimowolnie spojrzałem w twarz mojej lubej. O dziwo nie wyrażała smutku czy przerażenia..... Ona po prostu się uśmiechała.
             Jedną ręką zacząłem głaskać ją po policzku, cały czas nie przestając płakać. Delikatnie pochyliłem swoją głowę i złożyłem pocałunek na jej zimnych ustach. Moja dłoń nieświadomie powędrowała na jej szyję i nagle to poczułem. Moje palce wyczuły coś coraz słabiej pulsującego. Raptem dotarło do mnie, iż wyczułem tętno. 
- Ona nadal żyje..... Matko Caroline! - ciesząc się jak małe dziecko uścisnąłem bezwładne ciało mojej wybranki. 
- Uratuję cię, obiecuję - wtedy właśnie zorientowałem się, iż jest jeszcze szansa na uratowanie mojej ukochanej. 
                 Jeszcze przez parę sekund obejmowałem Caroline, po czym podniosłem ją. Szybkim krokiem wyszedłem z łazienki, tym samym wchodząc do mojej sypialni. Podbiegłem do biurka i jednym sprawnym ruchem zwaliłem wszystkie szkice i rysunki, które powolnie opadły na podłogę. Delikatnie położyłem na nim Caroline. Z szybkością światła udałem się po wszystkie potrzebne mi przyrządy. W chwilę później stałem już  nad moją ukochaną, która teraz była przeze mnie pozbawiana ubrań. Kiedy pozostała w samej bieliźnie mogłem zacząć zabawę w ,, Chirurga ''. Mocno pochwyciłem kołek, co do prawdy nie było takie łatwe, ponieważ nie mogłem opanować niezwykle silnego drżenia rąk. Jednym, sprawnym ruchem wyrwałem kawał drewna z klatki piersiowej Caroline. Gdy tylko to zrobiłem z rany wytrysnęła krew, niczym z gejzeru. Z paniką wepchnąłem w dziurę jakieś bandaże, byle tylko zahamować krwotok. Wiedziałem jednak, iż takie działanie nie przyniesie praktycznie żadnych skutków. 
- Cholera jasna! - wrzasnąłem, łapiąc się przy tym za głowę. Nie wiedziałem co mogę jeszcze dla niej zrobić.                   
                 Zacząłem chodzić po pomieszczeniu zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Byłem świadomy tego, że jeśli zaraz czegoś nie wymyślę to Caroline się wykrwawi. Pomyślałem nawet o tym, aby ściągnąć tu tę wredną, małą wiedźmę, ale po chwili stwierdziłem, że ona i tak nic już nie wskóra. Pozostawało mi tylko jedno wyjście. Niestety, nie byłem pewny czy w jakikolwiek sposób pomoże uratować moją księżniczkę. 
- To do dzieła... - powiedziałem sam do siebie. Błyskawicznie podwinąłem rękaw mojego swetra i przystawiłem nadgarstek do ust. Prędko przegryzłem skórę, po czym przystawiłem krwawiącą dłoń do ust mojej królewny. Widziałem jak powoli napełniają się szkarłatną cieczą. 
- No dalej, kochanie... Jeden mały łyczek.. - powiedziałem, lekko unosząc jej głowę. Najwidoczniej moje prośby podziałały, ponieważ krwi zaczęło ubywać. 
                Po kilkunastu minutach poczułem że słabnę. Moje oczy mimowolnie zaczęły się przymykać, a nad resztą ciała traciłem panowanie. Byłem zmuszony do zaprzestania oddawania krwi. Powoli odjąłem swoją rękę od Caroline i zacząłem rozmasowywać ranę, która w mgnieniu oka zaczęła się zabliźniać. Niestety mój organizm był na skraju wytrzymałości. Zresztą wcale nie dziwiło mnie to. Nawet tak potężna hybryda jak ja potrzebuje połowy krwi w ciele. Coraz bardziej słabłem. Wiedziałem, iż muszę jak najszybciej pożywić się. W tym celu ostatkiem sił przeniosłem Caroline na łóżko, a sam pognałem po woreczek z życiodajnym płynem.

Caroline:

               Ból. Niewyobrażalny i przenikający każdą komórkę mojego ciała ból. Nigdy nie sądziłam, że śmierć może aż tak boleć. Gdyby ktoś rok temu zapytał mnie co jest najgorzej znieść, bez wahania odpowiedziałabym, że przemianę w wampira czy jakikolwiek kontakt z werbeną. Jakże się myliłam. Dziś wiem, iż nie ma niczego gorszego niż przebicie serca kołkiem. Najgorsze było jednak to, że cały czas czułam ból. Przecież nie żyję!!! To nie możliwe!! Po śmierci przecież nic się nie czuje…. A może…… a może ja wcale nie jestem w niebie…… W końcu jestem jedną z potępionych……. To oczywiste…… JESTEM W PIEKLE..
- Jestem w piekle prawda?? – zapytałem słabym głosikiem, ledwo co oddychając. Prawdę mówiąc to walczyłam o każdy oddech. Zaczęłam bardzo powoli otwierać powieki, jednak obraz przed moimi oczyma cały czas był rozmazany. Pod swoim karkiem wyczuwałam coś strasznie twardego. Na moim brzuchu spoczywało dokładnie to samo co pod szyją, łudząco przypominało mi to ręce. Nagle ktoś delikatnie pocałował mnie w głowę. 
              W chwilę po tym usłyszałam ten niezwykły głos…. Głos anioła…
- Kochanie nie jesteś w piekle….. – zaczął powoli szeptać mi do ucha. – Sam nadal nie wierze w moje szczęście, ale żyjesz….. Nawe nie wiesz jak bardzo bałem się o ciebie…. Moja mała, słodka Caroline…. Moja bogini…. – Powiedział, po czym jego usta spoczęły na moich. Nie wiedziałam, że anioły potrafią tak wspaniale całować. 
               Raptownie mój stróż oderwał się ode mnie i na powrót położył się obok mnie nie wypuszczając mnie ze swojego żelaznego uścisku. Czułam się wtedy tak wspaniale… Czułam się jak w raju…
- Teraz już wiem.. Jestem w niebie.. – stwierdziłam delikatnie się uśmiechając. W odpowiedzi usłyszałam tylko łobuzerski śmiech. Ten śmiech….. śmiech, który był bardzo charakterystyczny i mógł należeć tylko do jednej osoby…. 
               Mimo ogromnego wysiłku zmusiłam swoje powieki do uniesienia się. Nagle ujrzałam To gigantyczne łóżko, Ten niezwykły pokój, To biurko, na którym znajdowały się Te niezwykłe rysunki… i On…. Leżał koło mnie jak zwykle bawiąc się kosmykami moich włosów. Na sam jego widok zrobiło mi się nie dobrze. W tamtej chwili przeklinałam wszystko co sprawiło, iż nadal jestem żywa. 
             Niespodziewanie z moich oczu wypłynęły łzy, tworząc gorące strumienie, które paliły moją skórę. Klaus powoli zbliżył swoją dłoń aby zapewne otrzeć moją twarz, ale ja raptownie odsunęłam się w bok..
- Aaaaaaaaaa niech to szlak! – zawyłam z bólu przekrzywiając się to z jednego boku na drugi. Robiąc szybki unik całkowicie zapomniałam o ranie, która jeszcze się nie zagoiła.
- Ciii, już dobrze… - Klaus mimowolnie objął mnie tak, że wszelkie próby wyrwania się z jego ramion były bezskuteczne.
             Dopiero wtedy dotarło do mnie że jestem w samej bieliźnie. Nie wiem jakim cudem, ale od razu poczułam się na tyle silna aby rozpocząć kłótnię o to, jak ktoś śmiał mnie rozebrać.
- Ty wredny chamie! Kto ci kazał mnie rozbierać co? – powiedziałam to próbując podnieść ton głosu. Klaus tylko spojrzał na mnie z niedowierzaniem. W jego oczach nie było widać speszenia, czy zawstydzenia. On po prostu był zszokowany.
- Co tak się patrzysz? Co chcesz mi wcisnąć bajkę że to pewnie krasnoludki, albo smerfy pozbawiły mnie ubrań? – zapytałam, tym razem ze wściekłością. Mina wampira nie zmieniła się ani trochę, może prócz tego, że można się w niej było dopatrzeć jeszcze  niedowierzania.
 - Nie poznaje cię Croline.. – powiedział ze smutkiem. – Sądzisz, w czasie ratowania twojego życia zastanawiałem się czy jesteś ubrana, czy też nie?! – spytał chyba sam nie wierząc w to co mówi.
- A czy prosiłam cię o to żebyś mnie ratował? Jak myślisz przez kogo próbowałam się zabić? – wysyczałam lekko unosząc swoje ciało. Niestety, ból szybko położył mnie z powrotem na łóżko.
- Wiem, że próbowałaś popełnić samobójstwo przeze mnie. Wiem o tym, ale uwierz mi ja wtedy naprawdę nie byłem sobą… - przerwał ocierając palcami oczy. – Przepraszam, za moje zachowanie, ale niestety nie cofnę już czasu. Rozumiem, iż po tym co ci zrobiłem możesz czuć do mnie tylko wstręt i odrazę, ale nie potrafiłbym żyć z myślą, że moja ukochana umarła z mojego powodu. Zrozum musiałem cię ratować. Jeśli nie dla ciebie to dla siebie. Caroline, zbyt bardzo cię kocham żeby cię stracić. – zakończył, po czym pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Jakim cudem, znaczy.. jak ty … no wiesz… jak ty mnie .. – nie mogłam dokończyć. Nie wiem z jakich powodów cały czas nie dochodziło do mnie to że nadal żyję.
- Okazało się że nie przebiłaś serca, a tylko się o nie otarłaś. Gdyby było inaczej nawet moja krew nic by nie dała … -stwierdził z rezygnacją w głosie.
- Ale jak to twoja krew? O czym ty mówisz? -  zapytałam cały czas nie rozumiejąc jego słów.
- Gdyby nie to, że oddałem ci prawie połowę swojej krwi, to nie sądzę żebyśmy sobie teraz tak spokojnie leżeli… - zaśmiał się pierwotny.
- O Matko! Przecież ty mogłeś się wykrwawić! Przecież nawet  ty możesz się wykrwawić! Jeny? Nic ci nie jest? Jak mogłeś się aż tak narażać? – zaczęłam histerycznie wykrzykiwać. – Ty… ty zrobiłeś to dla…. Dla mnie? – spytałam z niedowierzaniem. Nie rozumiałam. Przecież ktoś taki jak Klaus nie przejmuje się innymi osobami…. Chyba że.. że je naprawdę…. Kocha….
- Właśnie na tym polega miłość Caroline. Nie ważne jest to czy przeżyję ja, ważne jest to abyś to ty żyła. To właśnie ty jesteś dla mnie najważniejsza. – wyznał uśmiechając się do mnie delikatnie. 
              Szczerze mówiąc to sama nie wiedziałam co dokładnie w tamtej chwili myślałam. Bardzo prawdopodobne było to, iż wcale nie myślałam. Moje ledwo co bijące serce przejęło władzę nad umysłem. Nie wiem czemu pocałowałam hybrydę.





Co o tym sądzicie?? Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale niestety nie miałam internetu :(....
Bardzo proszę o komentarze... To dzięki nim mam jeszcze więcej zapału aby pisać kolejne rozdziały..:)
PS. W kolejnym rozdziale będzie BARDZO gorąco..;) 
             


czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 10

Klaus:

                 Szybkim krokiem wyszedłem z sypialni. Zbiegając ze schodów cały czas myślałem o mojej królewnie. Byliśmy już tak blisko siebie, a tu nagle ktoś musiał nam przerwać tą wspaniałą chwilę. ,, Przynajmniej dla mnie była ona wspaniała'' - pomyślałem z wyższością.
                Nie dało się ukryć, iż byłem wściekły na tą marną istotę, która właśnie stała przed drzwiami mojej willi. ,, Może i dobrze, w końcu już tak dawno nie piłem świeżej krwi'' - przeszło mi przez myśl, na co moje usta mimowolnie wykrzywiły się w szyderczym uśmieszku. Kiedy w końcu dotarłem do gigantycznych, dębowych drzwi szybko otworzyłem je nie mogąc się doczekać ,, posiłku''. Widok przede mną niestety bardzo mnie rozczarował.
- Kol, czego chcesz? - zapytałem choć wcale nie miałem ochoty wysłuchiwać jego głupich próśb.
- Oj braciszku, to ty nawet nie chcesz się witać z kochaną rodzinką tylko od razu takie oschłe ,, czego chcesz'' - powiedział ledwo co stojąc na nogach. Mówił takim bełkotem, iż ledwo co zrozumiałem co mi powiedział.
- Nie sądziłem, że wampir, a zwłaszcza pierwotny wampir może się aż tak schlać..... - stwierdziłem, podtrzymując lecącego na mnie brata. - Zapytam z ciekawości, ile musiałeś wypić, żeby doprowadzić się do tak opłakanego stanu? - zapytałem, ciągnąc po podłodze moje nowo nabyte ,, żywe zwłoki'', po czym wrzuciłem braciszka na jeden z pobliskich foteli.
- No wiesz, jak to jest Klausik, z jedną dziewczyną jeden drink, z drugą drugi i tak się ich dzisiaj troszkę uzbierało.. - mówił cały czas przechylając się to do tyłu to do przodu. - Bracie, - zaczął, udając powagę - czy mógłbyś mnie odwieźć do mojego domu? - zapytał mnie z miną trzylatka, proszącego matkę o nową zabawkę. -  Jeśli mi pomożesz i odwieziesz mnie to czeka cię wspaniała nagroda... - powiedział unosząc jedną brew.
- A cóż to za nagroda? - spytałem z udawaną ciekawością.
- W domu czekają na nas dwie piękne panienki z grupą krwi BRh+, twoją ulubioną - zmrużył oczy zapewne wyobrażając sobie delektowanie się niezwykłym smakiem życiodajnego płynu spływającego z rozszarpanej szyi pięknej i młodej dziewczyny. Przez moment w mojej wyobraźni także pojawił się ten niezwykle przyjemny obraz, ale zaraz został wypchnięty przez twarz mojej ukochanej. Zaśmiałem się do swoich myśli.                        
                Z bujania w obłokach wyrwało mnie głośne odchrząkiwanie mojego rozmówcy.
- No już dobrze, odwiozę cię, ale bez żadnego picia krwi, ok? - zapytałem, na co Kol kiwną głową, choć jego twarz wyrażała rozczarowanie. W wampirzym tempie zaniosłem go do samochodu, po czym równie szybko ruszyliśmy w podróż.

Caroline:

               Przez cały czas przysłuchiwałam się rozmowie braci. Kiedy tylko usłyszałam pisk opon odjeżdżającego ferrari od razu wzięłam się do pracy. Cel był jeden - jak najszybciej się stąd wydostać. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe jak by się mogło wydawać.
             Stanęłam na środku pokoju i rozejrzałam się uważnie. Moją uwagę przykuło biurko. W mgnieniu oka znalazłam się przy nim. Wszędzie leżały rysunki, na których to nie znajdował się kto inny jak sama ja. Wzięłam do ręki jeden z nich. Przedstawiał od mnie taką radosną, uśmiechniętą, po prostu szczęśliwą. Przez chwilę wpatrywałam się w oczy dziewczyny, tak niezwykle podobnej do mnie.
           Nagle otrząsnęłam się z rozmyśleń. Bardzo szybko zaczęłam przeszukiwać wszystkie szuflady robiąc przy tym niezły bałagan. Niestety, nie znajdowało się tam nic pomocnego mi w ucieczce. Kolejnym przeszukiwanym przeze mnie meblem była gigantyczna szafa. Jedyne, co tom znalazłam to sterta ubrań, o dziwo nie tylko męskich.
           Przerażona własną bezsilnością zaczęłam przechadzać się w tę i z powrotem. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam ani telefonu, ani tego pieprzonego kluczyka otwierającego okno. Raptownie przypomniałam sobie o tym, że przecież mogę jeszcze przeszukać łazienkę. Momentalnie skierowałam się w stronę drzwi. Doskonale wiedziałam, że pozostało mi już niewiele czasu do powrotu Klausa.
            Kiedy przekroczyłam jej próg wręcz oniemiałam. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było tak piękne, że aż zapierało dech w piersiach. Łazienka wykonana była w stylu antycznym. Cały wystrój był utrzymywany w kolorystyce złota połączonego z beżem. Największą uwagę skupiała ogromna wanna w kształcie okręgu, nad którą górowały cztery kolumny jońskie, wokół których wiły się piękne rośliny. Nad umywalką znajdowało się wspaniałe lustro. Jego rama nie dość iż była złota, to jeszcze wysadzana mnóstwem szlachetnych kamieni.
            Kiedy zobaczyłam w nim swoje odbicie przeraziłam się. Nie mogłam uwierzyć, że ta przybita i zrozpaczona osoba przede mną to właśnie ja. To właśnie w tym momencie całkowicie się poddałam. Miałam tylko dwa wyjścia -  albo oddać się hybrydzie, albo się zabić. Z dwóch opcji bez wahania podjęłam się zrealizowania tej drugiej.
           Szybko pobiegłam do sypialni i beż większego problemu rozerwałam jedyne drewniane krzesło, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Razem z świeżo utworzonym kołkiem podbiegłam do lustra. Dłonią wyczułam miejsce najdogodniejsze do przebicia własnego serca. Przyłożyłam w wyznaczone miejsce kołek i po raz ostatni spojrzałam we własne odbicie.
- A jednak Klaus miał rację, przed nim nie ucieknę.. - zaśmiałam się gożko.
- Ja zawsze mam rację Caroline - nagle usłyszałam głos, który dochodził z progu łazienki. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam właśnie jego. Mojego wroga i oprawcę. Klausa.
- Jeden krok a ten kołek znajdzie się w moim sercu. - powiedziałam niezwykle stanowczo, cofając się o jeden krok do tyłu. Spojrzałam w oczy wampira, które na powrót odzyskały swoją naturalną barwę.
- Caroline, proszę, nie rób tego. Naprawdę nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło. To wszystko przez tą furię, która spowodowała, że zacząłem przemieniać się w wilka. Nie wiem jak mam cię przeprosić, abyś mi wybaczyła..... - mówił to z takim bólem i rozpaczą.... ,, O nie Caroline, to tylko pozory, musisz pamiętać co jeszcze wczoraj chciał ci zrobić'' - podpowiadał mi niezwykle głośny głos w głowie.
              Nie mogłam mu uwierzyć. Nie mogłam pozwolić na to, aby powtórzyła się taka sama sytuacja jak wczoraj. Musiałam to skończyć.
- Przykro mi, ale nie mogę ci uwierzyć, nie potrafię..... - I właśnie wtedy zrobiłam to.
             Moje dłonie wepchnęły drewno w moje ciało. Poczułam jak niewyobrażalny ból przeszywa moje ciało. Z rąk spływała mi krew. Nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Słyszałam jakichś krzyk, ale nie potrafiłam go zidentyfikować. Czułam, jak pochłania mnie ciemność. Mimo to byłam taka spokojna i szczęśliwa. Nagle wszystko zniknęło. Pozostała tylko ciemność i mrok.






O kurcze, to już 10 rozdział!:) Wiem, że jest strasznie nudny i krótki, ale miałam niepohamowaną ochotę na opublikowanie kolejnego posta;) Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem..... W tym czasie BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE i oczywiście z całego serca dziękuję wszystkim komentującym...
      

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 9

Klaus:

             Stałem w progu tego przeklętego domu. Czułem, jak moje ciało pod wpływem furii pobudza moją wilczą naturę. Moja głowa pękała od bólu, który paraliżował wszystkie mięśnie. Moje źrenice co chwila zmieniały kolor z żółtego na czarny. Jedną ręką przytrzymywałem się futryny byle tylko nie upaść na kolana. Byłem świadomy tego, że moje kły coraz to bardziej się wydłużają.
           Raptownie podniosłem wzrok na wszystkich zgromadzonych. Dokładnie przyglądałem się ich twarzą. Prawie wszyscy byli przerażeni, prócz niej. Moja anielica stała teraz cały czas wpatrując się w moje oczy. Była taka bezbronna, delikatna i ... kusząca. Ledwo co powstrzymywałem się, aby nie podbiedz i nie rzucić się na nią dziko ją całując. Do mojej głowy przyszedł piekielny pomysł. Najpierw zaśmiałem się w myślach, a po chwili bez żadnego skrępowania zacząłem śmiać się na głos. Mój śmiech, połączony z warczeniem, był tak przerażający, iż ta mała wiedźma ze strachu rozpłakała się.
           Powoli przekroczyłem próg i  zwróciłem się do tych parszywców.
- Moi drodzy przyjaciele - rzuciłem z sarkazmem w głosie. -  Nie sądziłem, że jesteście na tyle odważni, aby znowu ze mną zadzierać. Bardzo niemądrze postąpiliście przemieniając doppelganger'a w wampira! - krzyknąłem, a raczej warknąłem obnażając kły. - A teraz powiedzcie mi, gdzie jest nasza gwiazda wieczoru, wasza słodka Elenka?? - zapytałem ze sztuczną uprzejmością.
- Nigdy jej nie dostaniesz, słyszysz? - krzyknął wściekły Damon. Podszedł do mnie powolnym krokiem z miną mordercy. Ledwo co powstrzymywałem się od śmiech widząc jego udawaną determinację. Wampir wyczuł moje rozbawienie, po czym wrzasnął ze złością.
- Wynoś się stąd, albo rozwaliny ci łeb!
- Czyżby? - powiedziałem z ironią. Biedak, pomyślałem przez ułamek sekundy, lecz potem moje wyrzuty sumienia zeszły na drugi plan. Raptownie złapałem krzesło, które stało tuż obok mnie. Bez większego wysiłku wyłamałem z niego jedną nogę i z całą siłą i impetem cisnąłem nią w brzuch Damona. Zrobiłem to na tyle mocno, że druga część drewna przebiła jego plecy. Momentalnie usłyszałem krzyki czarownicy i Rozpruwacza, którzy od razu wstali na równe nogi. Ucieszyło mnie ich zachowanie, ale brakowało mi czegoś jeszcze. No tak..... - raptownie zdałem sobie sprawę, iż wcale nie usłyszałem wrzasków mojej
bogini..
               Już chciałem odwrócić się w jej stronę, ale nagle Damon zwrócił się do mnie.
- Ty sukinsynie, jeszcze się policzymy... - powiedział ostatkiem sił, po czym jego bezwładne ciało upadło na ziemię.

Caroline:

              Patrzyłam, jak twarz Damona ląduje na dywanie. Pierwszy raz nie wyczuwałam jego oddechu i bicia serca. Do głowy przychodziły mi najczarniejsze myśli, a ja nawet nie próbowałam ich odtrącać. Doskonale wiedziałam, że nawet jeśli Klaus nie przebił mu serca, to za chwilę może się wykrwawić. Mimo, że nie przepadałam za starszym z braci Salvatore, to w tym momencie poczułam, że nie wyobrażam sobie życia bez tego, aroganckiego, wrednego dupka. Wiedziałam tylko tyle, że jeśli ja mu teraz nie pomogę to nikt ze strachu o własne życie tego nie uczyni.
- Klaus, zostaw go.... - powiedziałam powoli zbliżając się do hybrydy, a tym samym do ledwie co żyjącego wampira. Moje kroki były spokojne i nad wyraz opanowane, mimo że w środku drżałam ze strachu. Czułam na sobie spojrzenia Bonnie i Stefana, których jak gdyby ,, wmurowało'' moje zachowanie.
             Kiedy już miałam pochylić się nad krwiopijcą poczułam jak coś bardzo silnego krępuje moje dłonie.
- Caroline, to że go nie dobiłem nie oznacza, że możesz mu pomóc... - wymruczał do mojego ucha Klaus.
- Caroline.. - krzyknęła czarownica płacząc jak małe dziecko. - Proszę zostaw ją, błagam cie!! - powiedziała ocierając łzy.
- Waszej przyjaciółce nic się nie stanie jeśli tylko zjawi się tu Elena.. - mówiąc to raptownie i boleśnie zmienił naszą pozycję. Teraz stał tuż za mną, praktycznie to ocierał się o mnie. Moje ręce trzymał z tyłu jedną ręką, a drugą obejmował mnie w pasie.
                Jeszcze nigdy tak bardzo nie bałam się być w jego ,, uścisku''. Modliłam się, aby czarownica coś wymyśliła. Niestety, ona tylko tępo wpatrywała się w moje oczy jakby chciała mi powiedzieć - ,, Przepraszam Caroline, ale nie mogę zrobić tego Elenie, to ona jest moją najlepszą przyjaciółką...''.
- No dobrze, rozumiem.. - rzucił obojętnie Klaus.
               Raptownie przechylił moją głowę na bok, a następnie odgarnął włosy z mojej szyi. Czułam jak jego usta zbliżają się do niej. Czułam na sobie jego oddech. Nagle, zdałam sobie sprawę, że przez cały czas z moich oczu wypływa słony płyn. Wiedziałam, iż zaraz nadejdzie mój koniec, ale nie zamierzałam protestować. Byłam taka zmęczona...
- Stój! - Krzyknął niespodziewanie Stefan. - Spróbujmy się dogadać, ale najpierw puść Caroline... - powiedział stanowczo, a zarazem ze zdenerwowaniem.
- Nie jestem głupi, przyjacielu - powiedział spokojnie mój oprawca. - Trudno, będę musiał zabić tę ślicznotkę. - mówiąc to przejechał opuszkiem palców po moim policzku. - Albo nie mam lepszy pomysł. Będę ją więził dopóki nie dostanę wampirzycy. Do tego czasu Caroline będzie przechodziła różnego rodzaju tortury itp.. jednym słowem piekło na ziemi. A i jeszcze jedno.... macie 3 dni... - powiedział  i w wampirzym tempie porwał mnie ze sobą.
                Kiedy otworzyłam oczy nadal staliśmy w tej samej pozycji. Spostrzegłam, że stoimy w lasku nie daleko domu Salvatorów.
- Caroline posłuchaj mnie - Klaus nagle szepnął mi do ucha. - Nic ci nie zrobię, ale teraz masz z całej siły krzyknąć tak, jakbym cię ugryzł dobrze??
              Nie wiedziałam co mam zrobić. Przerazić swoich przyjaciół, czy sprzeciwić się Klausowi. Nagle dotarło do mnie, że oto właśnie moi ,, przyjaciele'' olali mnie i zostawili na pastwę losu szalonej hybrydy. Po chwili kiwnęłam na znak zgody i z całej siły wydarłam się.
- Co jak co, ale masz naprawdę silny głos -  zaśmiał się wampir. - Grzeczna dziewczynka....a teraz wracamy do domu. -  wyszeptał i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w jego sypialni. Jak zwykle zresztą...
- Mógłbyś mnie puścić... - powiedziałam dobitnie, cały czas próbując wyswobodzić się z uścisku wyswobodzić. Usłyszałam w odpowiedzi tylko jego śmiech. Wyczuwałam w jego zachowaniu coś co przerażało mnie bardziej niż jego złość. Wyczuwałam coś w rodzaju dzikości, nieopamiętania,..... chorego pożądania.
- Hmmm, co by tu z tobą zrobić??  - zaczął głośno się zastanawiać.
- Powiedziałeś że nic mi nie zrobisz!!! Obiecałeś mi to.. - powiedziałam prawie płacząc. - Proszę puść mnie.
- Obiecaj, że nie będziesz uciekać - szepnął, po czym delikatnie zaczął całować moją szyję. Zawsze kiedy to robił traciłam zdrowy rozsądek i rzucałam się w wir jego pocałunków, jednak tym razem było inaczej.
- Dobrze, a teraz mnie puść - powiedziałam bardzo stanowczo, co najwyraźniej go nie ucieszyło. 
               Krwiopijca rozluźnił uścisk, a ja od razu wyrwałam się z jego objęć. Powoli odwróciłam się w jego stronę, i to co zobaczyłam utwierdziło mnie w moich wcześniejszych hipotezach. Zobaczyłam przed sobą zwierze, a nie człowieka, czy wampira. Nie mogłam oderwać wzroku od jego żółtych źrenic. Były takie dzikie, nieznane, a co najważniejsze bardzo niebezpieczne.
- Boisz się mnie... - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem. Wiedział, że ma rację.
                W tym momencie widziałam przed sobą psychopatę, a nie osobę czułą i delikatną potrafiącą oddać dla mnie wszystko.
- Tak, masz rację boję się ciebie jak cholera - stwierdziłam szczerze. - Ale boję się tylko dlatego, że nie jesteś sobą, nie wiem co masz zamiar ze mną zrobić... - dokończyłam spuszczając głowę.
- A jak myślisz najdroższa? - spytał po czym oczywiście rzucił mnie na swoje łóżko.
                 Już myślałam, że zdarzę uciec, ale niestety przeliczyłam się. Był zbyt silny, a ja zresztą nie miałam już siły walczyć. Poddałam się. Gdy mój kat rozrywał mój T - shirt nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Klaus nagle uniósł głowę i wytężył wszystkie zmysły. Potem znowu pochylił się nade mną
- Przykro mi księżniczko, ale niestety nasze tortury muszę przełożyć na jutro - mówiąc to zaśmiał się złowrogo, tak abym zrozumiała co ma na myśli mówiąc o ,, torturach''. - Wyśpij się kochanie, bo jutro zaczynamy od rana - na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze. - Nie próbuj wyskakiwać przez okno bo po pierwsze jest zamknięte na klucz, a po drugie jest kuloodporne. Tuż obok jest łazienka, z której możesz korzystać. Drzwi do pokoju zamknę na klucz, więc nie próbuj uciekać. - powiedział z drwiącym uśmieszkiem na ustach. - Przede mną nie uciekniesz najdroższa... - powiedział po czym zniknął zamykając drzwi.
                 Usiadłam na skraju łoża i zaczęłam płakać. Nie miałam żadnego pomysłu jak wydostać się z tego piekła. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić i to jak najszybciej.....




I jak??? Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale zrozumcie... Brak weny dawał się we znaki.... Bardzo proszę o komentarze  i także gorąco dziękuję wszystkim komentującym... :)       

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 8

Caroline:

         Stałam w bezruchu. Właściwie to ledwo co stałam, ponieważ moje nogi były w tym momencie jak z galarety.  Jeden fałszywy ruch i już lądowałabym w objęciach Klausa. No właśnie, Klaus. Stał teraz kilka kroków przede mną i wpatrywał się w moją twarz. Spojrzałam na niego. Jego oczy były takie smutne, wręcz przepełnione rozpaczą.
          Poczułam dziwną ciężkość na sercu. Przez chwilę zastanawiałam się czym ten przedziwny stan może być spowodowany, ale w końcu do mnie dotarło. Wyrzuty sumienia.... Rzecz, z którą zwyczajny śmiertelnik styka się codziennie, jednak dla naszej rasy są one wyjątkiem. Dziwiło mnie to, iż uczucie zamiast stopniowo zanikać coraz bardziej nasilało się. Próbowałam je jakoś stłumić, ale nic nie działało. ,, Ach, te pieprzone wyrzuty sumienia'' - pomyślałam ze złością. Musiałam coś zrobić. Musiałam coś powiedzieć.
- Nie wierzę ci! - krzyknęłam podchodząc do wampira. - Nienawidzę cie, słyszysz NIENAWIDZĘ ! - wrzasnęłam, dzieląc na sylaby ostatnie słowo.
          Pierwotny cały czas wpatrywał się w moje oczy. Po chwili jego usta wykrzywiły się pod wpływem szyderczego uśmieszku. Zaczął śmiać się delikatnie kiwając głową.
- Tak cię to śmieszy!? - zapytałam z frustracją. Niewiele myśląc rozprostowałam dłoń i z całej siły zamachnęłam ją chcąc uderzyć hybrydę. Niestety, moja ręka została zatrzymana w locie. Mimo to, że krwiopijca ściskał moją dłoń z całej siły, to i tak cały czas pozostawał w świetnym nastroju.
- To ja ci niewierze, Caroline - zaczął powoli, dokładnie akcentując każde słowo. - Mówisz, że mnie nienawidzisz, a prawda jest taka, iż czujesz w stosunku do mnie zupełnie coś odwrotnego... - przerwał przygryzając wargę.
            Naprawdę ciężko było ocenić mój poziom wściekłości w tamtej chwili. Gniew rozsadzał mnie wręcz od środka.
- Jesteś bezczelny sugerując, że cię... - nie wiedząc czemu przerwałam. Słowo, które chciałam wypowiedzieć po prostu nie przeszło mi przez gardło. Nie mogłam go wypowiedzieć na głos. Nie przy nim. Bałam się, że jeśli to zrobię to będę mogła naprawdę go pokochać, a to było zakazane.
- ..Sugerując, że mnie kochasz - dokończył za mnie mój rozmówca. - Najdroższa, to nie bezczelność, a zwyczajna szczerość. - mówił tak przekonująco, iż sama nie wiedziałam co jest dobre, a co złe. - Doskonale wiem, że twoje swoje serce i tak już należy do mnie - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem coraz to bardziej się do mnie przybliżając. - Nie odpuszczę i czy tego chcesz czy nie i tak będę o ciebie walczył.- powiedział z zaciekłą miną. - Zobaczysz, prędzej czy później i tak będziesz moja... - dokończył, dotykając opuszkami palców moich ust. Drżałam. Fala gorąca przebiegła przez moje ciało.
             Wampir w niezwykłym tempie przybliżył swoje usta do moich. Czułam już jego oddech, ale nagle odwróciłam głowę. Przed sobą ujrzałam okno, a za nim tylko czarne niebo. Była już noc. Nagle przypomniałam sobie o tym, iż miałam odwiedzić Elenę. Szybko wyrwałam się z ramion Klausa.
- Muszę wracać... - powiedziałam niepewnie. Pierwotny spoglądał na mnie lekko uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy.... - powiedział unosząc jeszcze bardziej kąciki swoich ust. Westchnęłam krótko, po czym rzuciłam na odchodne:
- Ja mam nadzieję, iż ta chwila nie nastąpi szybko. - powiedziałam, a już po chwili pędziłam w kierunku domu Salvatorów.  

Klaus:

            Patrzyłem przez okno jak moja anielica oddala się. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co jej dzisiaj powiedziałem. ,, Jaki ze mnie idiota!'' - skarciłem się w myślach. Zastanawiałem się, jak mogłem tak daleko się posunąć. Mimowolnie zaśmiałem się, kiedy przed moimi oczyma pojawiła się moja najdroższa. Nie wiem jakim cudem, ale ta dziewczyna działała na mnie jak narkotyk. Z każdym dniem chciałem jej coraz więcej. Chciałem codziennie budzić się koło tej niezwykłej kobiety. Jej uśmiech, głos, wzrok....
             Z zamyślenia wyrwał mnie huk trzaskających drzwi. Niechętnie odwróciłem się w stronę wejścia.
- Witaj Nik - rzuciła obojętnie blond wampirzyca. - Co porabia mój ukochany braciszek? - zapytała z uciążliwą troską w głosie.
- Jak widzisz siostrzyczko, nic, ale to nic nie robię... odpoczywam.. - powiedziałem obojętnym tonem.
           Od niechcenia spojrzałem na moja siostrę, która zaczęła głośno wdychać powietrze. Patrzyłem na nią pytająco, lecz zamiast odpowiedzi zobaczyłem na jaj twarzy grymas złości.
-  Co się znowu stało? - zapytałem ze znudzeniem, niczym matka pytająca setny raz czy jej córeczka zechce zjeść obiad.
- Ok, rozumiem, że możesz być trochę przybity tym, że nie możesz tworzyć tej swojej ,, hybrydziej rodzinki''  no ale chyba nie musisz od razu sprowadzać sobie tutaj na pocieszenie tej pustej Caroline.... - powiedziała z frustracją w głosie.
            Rzadko kiedy nie mogłem nadążyć za  Rebekah'ą ale tym razem doprawdy narzuciła zbyt szybkie tempo. Zignorowałem to co powiedziała w stosunku do Caroline, ponieważ w przeciwnym razie byłaby martwa, ale o co jej chodziło, kiedy mówiła o hybrydach?
- Rebekah, powiedz mi proszę, o co ci chodziło kiedy powiedziałaś, że nie mogę tworzyć hybryd? - zapytałem z niezwykle wyczuwalnym zdenerwowaniem.
            Moja siostra spojrzała na mnie jak na kretyna i oznajmiła:
- To ty nie wiesz, że Elena jest wampirem? - zapytała z szokiem. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nie czekając ani minuty dużej złapałem kluczyki, a chwilę później siedziałem już w czarnym ferrari.


Caroline:

             Bardzo szybkim krokiem zmierzałam do posiadłości  Salvatorów. Był bardzo ciepły wieczór, więc wcale nie odczuwałam zimna. Szłam alejką cały czas wpatrując się w gwiazdy.
             Kiedy dotarłam już do celu przystanęłam na chwilę. Nie wiedziałam dokładnie która jest godzina, ale byłam pewna, iż moi przyjaciele już od dawna na mnie czekają. Ospałym ruchem dłoni zapukałam w wielkie drzwi. Po paru sekundach w wejściu ujrzałam nie kogo innego jak samego Damona.
- Siema Blondi - powitał mnie z szyderczym uśmieszkiem. - Jak tam pogawędka z Klausem? - zapytał z ciekawością w głosie.
- Jaka pogawędka? - próbowałam udać głupią, ale niestety, nie wychodziło mi to najlepiej.
- Oj, nie udawaj niewiniątka wiemy, że przez ostatnich, ładnych parę godzinek byłaś w rezydencji hybrydy. No przyznaj się co tam robiliście? No bo chyba nie graliście w chińczyka? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
          Nic nie odpowiedziałam, a zamiast tego odepchnęłam wampira na bok, a sama wparowałam pełna wściekłości do wnętrza domu. Widok przede mną wcale nie nie zszokował. Stefan i Bonnie siedzieli w kręgu świec. Na kolanach wiedźmy znajdowała się mapa MF, a w dłoni trzymała jakiś dziwny wisiorek.
- Wyjaśnijcie mi jakim prawem śledziliście mnie za pomocą magii? - spytałam patrząc prosto w oczy czarownicy.
- Martwiliśmy się o ciebie....  miałaś być o 15:00 , a jest już 22: 39 - powiedział Stefan ukradkiem spoglądając na zegarek.
- To nie jest wasza sprawa gdzie... - nie zdążyłam dokończyć. Moją wypowiedź przerwał niewyobrażalny trzask. Wszyscy odwróciliśmy się w kierunku, z którego dochodził niemiłosierny hałas. W progu stał on..... Klaus....




I oto właśnie rozdział 8 !!!!! Wiem, że jest niesamowicie nudny, ale musiałam jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji między Klausem, a Caroline.....;) Bardzooooooooooo proszę o komentarze!! :)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozdział 7

Caroline:


         I znowu to samo. Znowu poczułam jak usta Klausa dotykają moich. Co ja mówię! One nie dotykały, a wpijały się w moje usta. Całował namiętnie, brutalnie, bez opamiętania.... ale nagle przestał. Jak gdyby nigdy nic odsunął się ode mnie o kilka centymetrów i zacisnął wargi w delikatnym uśmieszku. Przez myśl przeszło mi tylko jedno słowa, a mianowicie ,, dupek,, i to jeszcze jaki! Jeszcze nigdy chłopak, który się ze mną całował nie przestał tego robić tak po prostu, dla kaprysu. Co on sobie myśli! Wredna, głupia hybryda! - pomyślałam z przekąsem. Jednak w gdzieś w środku czułam smutek. W głębi serca pragnęłam tego, aby Klaus całował mnie bez ustanku.
         Nie wiem jak moje ręce wplotły się we włosy Klausa przyciągając go coraz to bliżej do swojej twarzy. Czułam jak jego dłonie błądzą po moim ciele parząc je niczym ogień. Jakimś nieznanym mi sposobem znaleźliśmy się w jego sypialni. Nasze pocałunki były takie łapczywe, jakbyśmy oboje wiedzieli, iż zaraz to wszystko się skończy.
          Wampir rzucił mnie na swoje gigantyczne łoże, a w sekundę później sam się na nim znalazł, przygniatając przy tym mnie swoim silnym ciałem. Poczułam jak jedna z jego dłoni muska moje udo unosząc je przy tym delikatnie. Wiedziałam, co się za chwile stanie.
           Słyszałam, jak jakiś głos w mojej głowie krzyczy, abym to przerwała. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że Klaus pozbawił mnie nie tylko topu, ale także spódniczki. Spojrzałam mu oczy i właśnie wtedy zobaczyłam to, co przez cały ten czas próbowałam od siebie odepchnąć. Zobaczyłam w jego oczach dominację, władzę, potęgę..... Gwałtownie i jakże boleśnie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia związane właśnie z nim. Zrozumiałam, że to on jest winowajcą wszystkiego złego co mi się w życiu przytrafiło... Raptem dotarło do mnie, że miał on nawet wpływ na to, iż zostałam wampirem. Nieznaczny, ale zawsze. Poza tym próbował zabić mnie, Elenę i to wielokrotnie, Damona, Stefana, Bonnie, nawet....... nawet Tylera.
- Nie mogę - powiedziałam szeptem szybko zakrywając swoje ciało rękoma. Klaus raptownie przestał mnie całować. Zsunął się z mojego ciała, a następnie usiadł na skraju łóżka.
               Zauważyłam, że z całej ściska dłonie w piąstki, a jego mięśnie są  naprężone i spięte. Wyczuwałam bijącą od niego złość, ale nic nie mogłam zrobić. To był mój wróg, a nie kochanek.
              Nieoczekiwanie krwiopijca odwrócił się w moją stronę. To wtedy pierwszy raz ujrzałam na jego twarzy prawdziwą wściekłość i furię. Tak naprawdę to dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że Klaus nie zawsze, nawet w stosunku do mnie, jest delikatny, spokojny i szarmancki. Dopiero teraz zobaczyłam w nim potwora, którego obchodziły tylko jego pragnienia.
- Do prawdy nie rozumiem cię - powiedział starając się ukryć zdenerwowanie. - Caroline, o co tobie tak na prawdę chodzi? - powiedział, po czym znalazł się koło mnie. Dzieliły nas centymetry. Czułam jego lodowaty oddech na swojej skórze. Moje tętno przyspieszyło zresztą jak zwykle kiedy znajdował się blisko. Za blisko. Ujrzałam jak jego twarz znowu promienieje za sprawą jakże mi już znanego, łobuzerskiego uśmieszku.
- Najdroższa, powiedz proszę co się dzieje...... ja... ja naprawdę nie wiem.. - stwierdził delikatnie dotykając moich rąk.
              Nagle zerwałam się z łóżka. Stałam teraz nad Klausem w niezwykle skąpej bieliźnie, ale wcale mi to teraz nie przeszkadzało. Zwróciłam tylko uwagę na zdziwienie wampira, który leżał nieruchomo w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą się znajdowałam.
- Chcesz wiedzieć czemu nie mogę, a raczej nie chce iść z tobą do łóżka? - zapytałam, choć wcale nie czekałam na odpowiedź.  - Jesteś moim największym wrogiem, jesteś potworem, który zabija wszystkich z powodu rujnowania twojego chorego planu tworzenia twojej cholernej hybrydziej rodzinki! - wysyczałam, ledwo powstrzymując się od obnażenia swoich kłów. Zdziwiło mnie to, iż Klaus nic nie mówił, ba nawet nie drgnął. Przerażała mnie tylko jego nieodgadniona mina.
              Mimo strachu postanowiłam dalej kontynuować moje przemówienie.  
- Wiesz co? Dopiero przed chwilą zdałam sobie sprawę z tego, że o mały włos nie przespałam się z osobą, której nie tylko zawdzięczam wszystkie smutki mojego życia, ale także przypomniałam sobie to, że jeszcze niedawno próbowałeś mnie zabić! - krzyknęłam, ledwo hamując łzy napływające do moich oczu. - A poza tym przez cały czas próbujesz zabić wszystkich, na których mi zależy.... - przerwałam, czując jak w moim gardle rośnie wielka kula. Nabrałam głęboki oddech. Po chwili uśmiechnęłam się pod nosem i delikatnie, prawie niezauważalnie pokręciłam głową.
- Jaka ja jestem głupia! Dałam się tobie tak omotać.... - przerwałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy, które były rozrzucone po całym pokoju.
              Momentalnie poczułam jego dotyk, a w chwilę później byłam już przybita do ściany. Zaczęłam się śmiać jak małe dziecko, przygryzając dolną wargę.
- Ach no tak zapomniałam! - powiedziałam z udawanym przejęciem - Przecież zawsze kiedy ktoś powie ci prawdę prosto w oczy, to naturalne jest, to że zabijesz tą osobę... - powiedziałam z zafascynowaniem - To jak wolisz oderwać mi głowę, czy wypić moją krew, a może... - Nie zdążyłam dokończyć dlatego, że po raz pierwszy Klaus zawarczał ma mnie. Raptownie uniósł moje ręce do góry i chwycił oba nadgarstki jedną dłonią. Drugą zaś odchylił moje włosy tak, aby odsłaniały całą szyję. W wampirzym tempie przekrzywił moją głowę na bok. Równie szybko pochylił się nad moim uchem.
              Byłam pewna, że to koniec. Jaka ja byłam pusta myśląc, że Klaus nie jest mnie w stanie skrzywdzić. Szybko wdychałam powietrze starając się tylko nie osunąć na ziemię. Przymknęłam oczy myśląc, iż w taki sposób będzie mi łatwiej pokonać ból. Nagle usłyszałam jak wampir cały czas warcząc próbuje mi coś powiedzieć.
- Nie wierzę! - powiedział z szyderstwem w głosie - Czyżby panna Caroline Forbes przestraszyła się takiego potwora jak ja? - zapytał, ale wiedziałam, że wcale nie oczekuje na odpowiedź. Doskonale wiedział, że jestem przerażona.
 - Naprawdę myślisz, że gdybym miał ochotę to nie zabił bym cię wcześniej? Masz rację, jestem potworem, ale mimo to nie jestem w stanie zrobić ci najmniejszej krzywdy. - powiedział załamującym się głosem - Caroline, wiem, że jestem twoim wrogiem, wiem, że nie raz przeze mnie cierpiałaś, ale jest w tobie coś co mnie do ciebie przyciąga, a najgorsze jest to, że nie wiem jak stłumić uczucie, którym cię darzę. - skończył odsuwając się ode mnie o kilka kroków.  

    
I jak wam się podobał ten rozdział? Wiem, że jest krótki, ale pierwszy raz tak ciężko mi się pisało. Niezbyt mi się podoba... niestety. Bardzo proszę o komentowanie! ;)