piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 11


Klaus:

               Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje życie może zawalić się w jednej chwili. Że może się zawalić z powodu śmierci jakiejś osoby. Że może w ogóle się zawalić.... Ta niezwykła, krucha i najbliższa memu sercu istota właśnie wbijała kołek w swoje delikatne ciało. Pod wpływem nadludzkiej siły dziewczyny jej skóra rozdarła się niczym kartka papieru po dotknięciu przez ostre narzędzie. Ujrzałem tylko jak kawałek drewna wydostaje się z Caroline przebijając jej tym samym plecy. Właśnie wtedy ocknąłem się. 
              Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, iż przez ten cały czas stałem jak jakiś idiota wpatrując się w samobójstwo mojej ukochanej. W niezwykle szybkim tempie złapałem bezwładne, opadające na ziemię ciało mojej anielicy. Kiedy tylko to zrobiłem poczułem, jak moje dłonie napełniają się niesamowicie znaną mi cieczą. Moim pokarmem. Krwią.  Życiodajny płyn wylewał się teraz z mojej najdroższej strumieniami, tworząc wielką, wręcz gigantyczną kałużę, w której pływała prawie cała łazienka. 
              Raptownie złapałem dłoń Caroline, która z sekundy na sekundę stawała się coraz to bardziej zimna. Pierwszy raz owładnęło mną przerażenie. W tamtej chwili zrozumiałem, że tak na prawdę nie potrzebuje do szczęścia niczego więcej prócz bliskości tej wspaniałej kobiety. Kobiety, która właśnie przeze mnie chciała targnąć się na własne życie. Nagle zacząłem potrząsać Caroline, w nadziei, iż w taki sposób przywrócę ją do życia.  
- Caroline patrz na mnie.. słyszysz?! - wrzasnąłem, cały czas potrząsając nią. - Nie wolno ci umrzeć, musisz żyć, rozumiesz musisz żyć!!! - krzyczałem na całe gardło. 
            Właśnie wtedy stało się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Po mojej twarzy spłynęła jedna wielka, słona łza. W jej ślad poszły także inne łzy, które spływały tak szybko, iż nawet nie nadążałem ich wycierać. Mimowolnie spojrzałem w twarz mojej lubej. O dziwo nie wyrażała smutku czy przerażenia..... Ona po prostu się uśmiechała.
             Jedną ręką zacząłem głaskać ją po policzku, cały czas nie przestając płakać. Delikatnie pochyliłem swoją głowę i złożyłem pocałunek na jej zimnych ustach. Moja dłoń nieświadomie powędrowała na jej szyję i nagle to poczułem. Moje palce wyczuły coś coraz słabiej pulsującego. Raptem dotarło do mnie, iż wyczułem tętno. 
- Ona nadal żyje..... Matko Caroline! - ciesząc się jak małe dziecko uścisnąłem bezwładne ciało mojej wybranki. 
- Uratuję cię, obiecuję - wtedy właśnie zorientowałem się, iż jest jeszcze szansa na uratowanie mojej ukochanej. 
                 Jeszcze przez parę sekund obejmowałem Caroline, po czym podniosłem ją. Szybkim krokiem wyszedłem z łazienki, tym samym wchodząc do mojej sypialni. Podbiegłem do biurka i jednym sprawnym ruchem zwaliłem wszystkie szkice i rysunki, które powolnie opadły na podłogę. Delikatnie położyłem na nim Caroline. Z szybkością światła udałem się po wszystkie potrzebne mi przyrządy. W chwilę później stałem już  nad moją ukochaną, która teraz była przeze mnie pozbawiana ubrań. Kiedy pozostała w samej bieliźnie mogłem zacząć zabawę w ,, Chirurga ''. Mocno pochwyciłem kołek, co do prawdy nie było takie łatwe, ponieważ nie mogłem opanować niezwykle silnego drżenia rąk. Jednym, sprawnym ruchem wyrwałem kawał drewna z klatki piersiowej Caroline. Gdy tylko to zrobiłem z rany wytrysnęła krew, niczym z gejzeru. Z paniką wepchnąłem w dziurę jakieś bandaże, byle tylko zahamować krwotok. Wiedziałem jednak, iż takie działanie nie przyniesie praktycznie żadnych skutków. 
- Cholera jasna! - wrzasnąłem, łapiąc się przy tym za głowę. Nie wiedziałem co mogę jeszcze dla niej zrobić.                   
                 Zacząłem chodzić po pomieszczeniu zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Byłem świadomy tego, że jeśli zaraz czegoś nie wymyślę to Caroline się wykrwawi. Pomyślałem nawet o tym, aby ściągnąć tu tę wredną, małą wiedźmę, ale po chwili stwierdziłem, że ona i tak nic już nie wskóra. Pozostawało mi tylko jedno wyjście. Niestety, nie byłem pewny czy w jakikolwiek sposób pomoże uratować moją księżniczkę. 
- To do dzieła... - powiedziałem sam do siebie. Błyskawicznie podwinąłem rękaw mojego swetra i przystawiłem nadgarstek do ust. Prędko przegryzłem skórę, po czym przystawiłem krwawiącą dłoń do ust mojej królewny. Widziałem jak powoli napełniają się szkarłatną cieczą. 
- No dalej, kochanie... Jeden mały łyczek.. - powiedziałem, lekko unosząc jej głowę. Najwidoczniej moje prośby podziałały, ponieważ krwi zaczęło ubywać. 
                Po kilkunastu minutach poczułem że słabnę. Moje oczy mimowolnie zaczęły się przymykać, a nad resztą ciała traciłem panowanie. Byłem zmuszony do zaprzestania oddawania krwi. Powoli odjąłem swoją rękę od Caroline i zacząłem rozmasowywać ranę, która w mgnieniu oka zaczęła się zabliźniać. Niestety mój organizm był na skraju wytrzymałości. Zresztą wcale nie dziwiło mnie to. Nawet tak potężna hybryda jak ja potrzebuje połowy krwi w ciele. Coraz bardziej słabłem. Wiedziałem, iż muszę jak najszybciej pożywić się. W tym celu ostatkiem sił przeniosłem Caroline na łóżko, a sam pognałem po woreczek z życiodajnym płynem.

Caroline:

               Ból. Niewyobrażalny i przenikający każdą komórkę mojego ciała ból. Nigdy nie sądziłam, że śmierć może aż tak boleć. Gdyby ktoś rok temu zapytał mnie co jest najgorzej znieść, bez wahania odpowiedziałabym, że przemianę w wampira czy jakikolwiek kontakt z werbeną. Jakże się myliłam. Dziś wiem, iż nie ma niczego gorszego niż przebicie serca kołkiem. Najgorsze było jednak to, że cały czas czułam ból. Przecież nie żyję!!! To nie możliwe!! Po śmierci przecież nic się nie czuje…. A może…… a może ja wcale nie jestem w niebie…… W końcu jestem jedną z potępionych……. To oczywiste…… JESTEM W PIEKLE..
- Jestem w piekle prawda?? – zapytałem słabym głosikiem, ledwo co oddychając. Prawdę mówiąc to walczyłam o każdy oddech. Zaczęłam bardzo powoli otwierać powieki, jednak obraz przed moimi oczyma cały czas był rozmazany. Pod swoim karkiem wyczuwałam coś strasznie twardego. Na moim brzuchu spoczywało dokładnie to samo co pod szyją, łudząco przypominało mi to ręce. Nagle ktoś delikatnie pocałował mnie w głowę. 
              W chwilę po tym usłyszałam ten niezwykły głos…. Głos anioła…
- Kochanie nie jesteś w piekle….. – zaczął powoli szeptać mi do ucha. – Sam nadal nie wierze w moje szczęście, ale żyjesz….. Nawe nie wiesz jak bardzo bałem się o ciebie…. Moja mała, słodka Caroline…. Moja bogini…. – Powiedział, po czym jego usta spoczęły na moich. Nie wiedziałam, że anioły potrafią tak wspaniale całować. 
               Raptownie mój stróż oderwał się ode mnie i na powrót położył się obok mnie nie wypuszczając mnie ze swojego żelaznego uścisku. Czułam się wtedy tak wspaniale… Czułam się jak w raju…
- Teraz już wiem.. Jestem w niebie.. – stwierdziłam delikatnie się uśmiechając. W odpowiedzi usłyszałam tylko łobuzerski śmiech. Ten śmiech….. śmiech, który był bardzo charakterystyczny i mógł należeć tylko do jednej osoby…. 
               Mimo ogromnego wysiłku zmusiłam swoje powieki do uniesienia się. Nagle ujrzałam To gigantyczne łóżko, Ten niezwykły pokój, To biurko, na którym znajdowały się Te niezwykłe rysunki… i On…. Leżał koło mnie jak zwykle bawiąc się kosmykami moich włosów. Na sam jego widok zrobiło mi się nie dobrze. W tamtej chwili przeklinałam wszystko co sprawiło, iż nadal jestem żywa. 
             Niespodziewanie z moich oczu wypłynęły łzy, tworząc gorące strumienie, które paliły moją skórę. Klaus powoli zbliżył swoją dłoń aby zapewne otrzeć moją twarz, ale ja raptownie odsunęłam się w bok..
- Aaaaaaaaaa niech to szlak! – zawyłam z bólu przekrzywiając się to z jednego boku na drugi. Robiąc szybki unik całkowicie zapomniałam o ranie, która jeszcze się nie zagoiła.
- Ciii, już dobrze… - Klaus mimowolnie objął mnie tak, że wszelkie próby wyrwania się z jego ramion były bezskuteczne.
             Dopiero wtedy dotarło do mnie że jestem w samej bieliźnie. Nie wiem jakim cudem, ale od razu poczułam się na tyle silna aby rozpocząć kłótnię o to, jak ktoś śmiał mnie rozebrać.
- Ty wredny chamie! Kto ci kazał mnie rozbierać co? – powiedziałam to próbując podnieść ton głosu. Klaus tylko spojrzał na mnie z niedowierzaniem. W jego oczach nie było widać speszenia, czy zawstydzenia. On po prostu był zszokowany.
- Co tak się patrzysz? Co chcesz mi wcisnąć bajkę że to pewnie krasnoludki, albo smerfy pozbawiły mnie ubrań? – zapytałam, tym razem ze wściekłością. Mina wampira nie zmieniła się ani trochę, może prócz tego, że można się w niej było dopatrzeć jeszcze  niedowierzania.
 - Nie poznaje cię Croline.. – powiedział ze smutkiem. – Sądzisz, w czasie ratowania twojego życia zastanawiałem się czy jesteś ubrana, czy też nie?! – spytał chyba sam nie wierząc w to co mówi.
- A czy prosiłam cię o to żebyś mnie ratował? Jak myślisz przez kogo próbowałam się zabić? – wysyczałam lekko unosząc swoje ciało. Niestety, ból szybko położył mnie z powrotem na łóżko.
- Wiem, że próbowałaś popełnić samobójstwo przeze mnie. Wiem o tym, ale uwierz mi ja wtedy naprawdę nie byłem sobą… - przerwał ocierając palcami oczy. – Przepraszam, za moje zachowanie, ale niestety nie cofnę już czasu. Rozumiem, iż po tym co ci zrobiłem możesz czuć do mnie tylko wstręt i odrazę, ale nie potrafiłbym żyć z myślą, że moja ukochana umarła z mojego powodu. Zrozum musiałem cię ratować. Jeśli nie dla ciebie to dla siebie. Caroline, zbyt bardzo cię kocham żeby cię stracić. – zakończył, po czym pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Jakim cudem, znaczy.. jak ty … no wiesz… jak ty mnie .. – nie mogłam dokończyć. Nie wiem z jakich powodów cały czas nie dochodziło do mnie to że nadal żyję.
- Okazało się że nie przebiłaś serca, a tylko się o nie otarłaś. Gdyby było inaczej nawet moja krew nic by nie dała … -stwierdził z rezygnacją w głosie.
- Ale jak to twoja krew? O czym ty mówisz? -  zapytałam cały czas nie rozumiejąc jego słów.
- Gdyby nie to, że oddałem ci prawie połowę swojej krwi, to nie sądzę żebyśmy sobie teraz tak spokojnie leżeli… - zaśmiał się pierwotny.
- O Matko! Przecież ty mogłeś się wykrwawić! Przecież nawet  ty możesz się wykrwawić! Jeny? Nic ci nie jest? Jak mogłeś się aż tak narażać? – zaczęłam histerycznie wykrzykiwać. – Ty… ty zrobiłeś to dla…. Dla mnie? – spytałam z niedowierzaniem. Nie rozumiałam. Przecież ktoś taki jak Klaus nie przejmuje się innymi osobami…. Chyba że.. że je naprawdę…. Kocha….
- Właśnie na tym polega miłość Caroline. Nie ważne jest to czy przeżyję ja, ważne jest to abyś to ty żyła. To właśnie ty jesteś dla mnie najważniejsza. – wyznał uśmiechając się do mnie delikatnie. 
              Szczerze mówiąc to sama nie wiedziałam co dokładnie w tamtej chwili myślałam. Bardzo prawdopodobne było to, iż wcale nie myślałam. Moje ledwo co bijące serce przejęło władzę nad umysłem. Nie wiem czemu pocałowałam hybrydę.





Co o tym sądzicie?? Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale niestety nie miałam internetu :(....
Bardzo proszę o komentarze... To dzięki nim mam jeszcze więcej zapału aby pisać kolejne rozdziały..:)
PS. W kolejnym rozdziale będzie BARDZO gorąco..;) 
             


9 komentarzy:

  1. Już się wystraszyłam, że Caroline zginie! Uhh! Na całe szczęście Klaus ja uratował. Niesamowite jest to, że chciał poświęcić swoje życie dla niej, to dowód prawdziwej miłości jego do niej. Jestem ciekawa, co będzie dalej! Czekam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaa Caroline żyje! yeaaa!!! Klaus płakał ! Nadal nie mogę z siebie wyrzucić jego zalanego łzami...
    Czekam na ten BARDZO gorący rozdział ;D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Ty naprawdę chcesz, żebym pokazała, jak bardzo jestem słaba? Tak płakać ... To tej pory nie mogę się otrząsnąć ;D
    Rozdział świetny, Nickowi naprawdę zależy na Caroline... Na początku zdziwiło mnie, że ten samolubny wampir był w stanie się poświęcić.
    Czekam na nn i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kurde, jak to się stało, że nie skomentowałam tamtej notki ?
      Powiadamiaj mnie proszę osobiście o nn ;)
      http://pijana-szczesciem96.blogspot.com/
      http://bitwa-o-marzenia.blogspot.com/
      Zapraszam do mnie ;)

      Usuń
  4. Klaus zalany łzami, smutny, zrozpaczony nie mogę w to uwierzyć.
    Rozdział świetny jak zawsze:)
    Co za ulga, że jednak uratował Caroline.
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, kochana jesteś cudowna :)
    Czytałam ten rozdział z zapartym tchem na jednym oddechu!
    Idealnie wczułaś się w postać Klausa. Teraz czekam na dalszy rozwój wydarzeń :D i trzymam za słowo, z tą obiecaną gorącą sceną :D

    W wolnej chwili zapraszam do siebie, też piszę od niedawna o Klaroline

    nie-igraj-z-miloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow! Rozdział był świetny! Na szczęście Caroline żyje! A mówiłam, że otrze się tylko o serce. :D Cieszę się, że już go przeczytałam. Był po prostu genialny. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko ! :D Cudowny rozdział ! *.* Nie mogę ... nie wiem co napisać ... Po prostu zaparło mi dech w piersiach :D Jeju to wyznanie Klaus'a na końcu ... Ahh ... :D Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;**

    OdpowiedzUsuń