wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 1

Caroline:
Ze snu wyrwała mnie cicha melodia, oznaczająca, iż ktoś bezczelnie śmie zakłócać moją rozpacz. Ale czy to była prawdziwa rozpacz? Fakt, płakałam, ale nie wylał się ze mnie potok łez. Chciałam umrzeć, ale czy jeśli nadarzyłaby mi się okazja pozwalająca zakończyć mój marny żywot, to skorzystałabym z niej? Czy aż tak bardzo kochałam Tylora? Czy byłabym w stanie poświęcić dla tej miłości nawet własne życie? Z rozmyśleń wyrwał mnie kolejny sygnał wydobywający się z mojej komórki.
- Halo.. - powiedziałam to tak, aby mój rozmówca miał nieodpartą chęć odłożenia słuchawki. Niestety, nie udało się, a zamiast tego usłyszałam jak ktoś nabiera maksymalną ilość powietrza do swoich płuc.
- Cześć Caroline ! Z tej strony Bonnie. Czy mogłabyś wpaść do mnie, powiedzmy za pół godziny?
- Tak, myślę że...
- To do zobaczenia!- przerywając mi powiedziała tylko głupie ,, do zobaczenia,, i rozłączyła się. Zdziwiłam się, bo Bonnie była strasznie zestresowana, co należało w jej przypadku do wyjątku. Nie namyślając się zbyt długo wstałam z łóżka, choć szczerze powiedziawszy wcale nie miałam na to ochoty, powlekłam się na chwilkę do łazienki, po czym ubrałam się w luźny T-shirt, kremowe szorty i czarne obcasy. Mój makijaż polegał wyłącznie na zamaskowaniu śladów po porannej rozpaczy. Byłam gotowa w niecałe 10 minut, a droga do Bonnie zajmowała mi góra 5 minut, tak więc resztę wolnego czasu postanowiłam stracić na spacerowaniu po parku znajdującym się tuż przy rezydencji Mikaelson'ów . Przy rezydencji Klausa.... Po wymówieniu w myślach jego imienia po całym ciele przeszedł mnie dreszcz, który sparaliżował mnie do tego stopnia, iż nawet nie mogłam ustać. W akcie bezsilności osunęłam się po ścianie mając nadzieje, że to pomoże mi w utrzymaniu równowagi. Poważnie!? Jak ja mogę być taka głupia, żeby na myśl o jakimś rąbniętym pierwotnym aż nogi mi się uginały. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę. W wampirzym tempie podniosłam się z podłogi i ruszyłam w stronę lustra. Ostatnie poprawki i byłam gotowa wyjść z domu.
- Dam rade! - wykrzyknęłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pobliskiego parku.

Klaus:
Byłem niezwykle ciekaw co nasza mała czarownica wymyśli byle tylko nie stracić przyjaciółki. Zresztą co mnie to obchodzi! Ważne tylko , by moja słodka Caroline nie dowiedziała się prawdy o tym, że ja też miałem nieznaczny udział w zabójstwie tego jej wilczka. Bonnie łaziła w te i z powrotem po małym pokoiku co niezwykle mnie denerwowało. Przy kolejnym puknięciu korkiem o zdartą już podłogę nie wytrzymałem.
- Usiądź wreszcie !- wrzasnąłem na cały głos - jeszcze jeden krok a rozerwę cie na strzępy! - wysyczałem prawie gotowy spełnić moje groźby.
- Zamknij się ! - krzyknęła zdenerwowana wiedźma. - Jeszcze jedna taka uwaga, a powiem Caroline całą prawdę. - powiedziała ze wściekłością, ale ja bez problemu usłyszałem że drżał jaj głos. Udawała pewną siebie choć dobrze wiedziała że nie jest mi w stanie mi nic zrobić. Na szczęście tym razem to ja miałem asa w rękawie.
- Masz rację kochanie.- powiedziałem z szyderczym uśmieszkiem na twarzy,- Masz rację. Powinnaś opowiedzieć swojej przyjaciółce o tym jak najpierw przeniosłaś ,, mnie,, w ciało tego całego Tylera, a potem w czasie zamiany niestety niechcąco go uśmierciłaś.. Ah..., czyż to nie jest okrutne! - zaśmiałem się, po czym skłoniłem i dodałem na odchodne
- Wierze w  twoją wyobraźnię Bonnie.. Mam nadzieję że po twojej rozmowie z Caroline nie znajdziemy się OBOJE na jej czarnej liście..- spojrzałem na nią tylko porozumiewawczo i wyskoczyłem za okno, w celu ie zetknięcia się przed drzwiami z moją ukochaną. Zdążyłem tylko zrobić krok, kiedy usłyszałem, jak Caroline puka do drzwi. Zaśmiałem się tylko pod nosem i z szybkością światła pobiegłem do mojej willi.




I jak??? Wiem że rozdział jest krótki i nudny, ale mam nadzieję że następny będzie lepszy.... Bardzo proszę o komentarze i podpowiedzi.. :)

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie piszesz. Strasznie mi się to podoba. Nie mogłam się oderwać.

    OdpowiedzUsuń