Caroline & Klaus
Blog założony przeze mnie z myślą o niezwykłej miłości Caroline i Klausa bohaterów serialu Pamiętniki wampirów .....;)
piątek, 1 marca 2013
Zawieszenie :(
... Niestety tak jak w tytule... Wiem, że w tym momencie zawalam sprawę na całej linii, ale musiałam zawiesić bloga. Zdecydowałam się na to nie tylko przez brak czasu, ale także przez brak weny... Nie wiem co się stało, ale całkowicie opuściły mnie pomysły na dalsze rozdziały. Bardzo , naprawdę bardzo przepraszam wszystkich czytających moje wypociny. Nie obiecuję, że w najbliższym czasie powrócę do pisania, ale jeśli wena do mnie zawita obiecuję, że powrócę do pisania :)
środa, 16 stycznia 2013
Rozdział 19
Klaus:
W moim długim życiu przeżyłem już wiele dobrych i złych chwil. W jednej chwili cieszyłem się jak małe dziecko, zaś w drugiej wybijałem całe miasto pełen wściekłości. Jak każda osoba na tym świecie miałem też kilka tak zwanych ,, punktów zwrotnych'' w swoim życiu. Poznanie Caroline, tworzenie mieszańców, zabicie matki i ojca, a raczej ojczyma, przemienienie się w hybrydę, wcześniejsza przemiana w wampira, śmierć brata, no i oczywiście poznanie jej... Tati. Jak ja ją kochałem! Byłem w stanie poruszyć niebo i ziemię byle tylko była szczęśliwa. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko. Dzisiaj, kiedy jestem tak potężną istotą zapewne nawet nie obejrzał bym się za nią mijając ją na ulicy. Niestety, wtedy gdy tak bardzo ją kochałem byłem tylko nędznym człowiekiem, o nędznych potrzebach. Nie miałem wtedy dużych wymagać co do mojej lubej. Wystarczyło, że dziewczyna była trochę ładniejsza i mądrzejsza od reszty dziewcząt w wiosce. Z perspektywy czasu nie wiem, co tak bardzo przyciągało mnie w Tati. Teraz kiedy miałbym wybierać między nią, a Caroline, bez wahania wybrałbym tą drugą. Dostatecznie poznałem przez tyle wieków charakterek Petrovej. No cóż, sam byłem sobie winien, w końcu to ja przemieniłem ją w wampira.
Przez pewien czas skrzętnie ukrywałem ten fakt w sekrecie przed moją rodziną. I pewnie ukrywałbym ją jeszcze przez wiele lat gdyby nie to, iż moja najwspanialsza ukochana oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. W dodatku nie mojego dziecka. W tamtej chwili miałem wrażenie, że gorzej już być nie może. Tak bardzo zawiodłem się na dziewczynie, którą kochałem nad życie.
Potem wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Mordowałem bez opamiętania. Wyżywałem się na wszystkich, wszystko działało mi na nerwy. Nie mogłem tego wszystkiego znieść więc postanowiłem waz z Rebeką wyjechać jak najdalej z tego przeklętego miejsca zostawiając tym samym Tatię z tuzinem problemów. Nie dość, że była wampirzycą to jeszcze była w ciąży, w którą notabene zaszła przed przemianą.
Dopiero po kilku wiekach dowiedziałem się o tym, iż urodziła dziewczynkę. Muszę przyznać, iż był to dla mnie nie lada szok. Jednak prawdziwa bomba miała się dopiero pojawić wraz z moją przyjaciółką wiedźmą, która niedługo po tym powiedziała mi o klątwie sobowtóra i wszystkimi sprawami z tym związanymi. Potem pojawiła się Katherine, następnie Elena. Cały mój świat kręcił się wokół hybryd, póki nie pojawiła się moja anielica. I właśnie teraz, kiedy pomału zaczęło się nam układać to oczywiście wszystko musiała spieprzyć ta wstrętna wiedźma.
Od jej telefonu minęły już prawie 2 godziny, a ja nadal siedziałem w tym samym miejscu myśląc o tym co teraz powinienem zrobić. A powinienem zrobić tylko jedno: powyrywać wszystkie flaki z cielska tej kreatury. Już od dawna nie miałem takiej ochoty kogoś zabić. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to, że gdyby Caroline dowiedziała się co zrobiłem, z pewnością byłaby na mnie wściekła. ,, Zresztą co mnie to obchodzi, to że ją kocham nie oznacza, że mam być jej posłuszny'' - pomyślałem i od razu na mojej twarzy zawitał szaleńczy uśmieszek.
Po cichutku wyszedłem ze sypialni, nie chciałem, żeby Caroline się obudziła, tak słodko wyglądała kiedy spała....
- No to do działa... - powiedziałem wychodząc z domu. Byłem trochę zły, ponieważ miałem nadzieję, że o 5:45 nie będzie jeszcze świeciło słońce. Niestety, przeliczyłem się. Zdecydowanie bardziej lubiłem zabijać nocą, a poza tym dużo łatwiej pozbyć się zwłok po zmroku. Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej wsiadłem do czarnego ferrari i pognałem w kierunku domu czarownicy. Na szczęście droga zbytnio mi się nie dłużyła i po ok 10 minutach byłem u celu...
Powolnym krokiem podszedłem do drzwi, jednak nie zdążyłem zapukać. W momencie kiedy już unosiłem rękę drzwi skrzypnęły, a za nimi pojawiła się jakże przeze mnie znienawidzona osoba.
- Wiedziałam że przyjdziesz... - wypaliła raptownie, nie bawiąc się w żadne powitania.
- Ach, no popatrz, a ja miałem nadzieję, że cię zaskoczę, jak wiesz uwielbiam robić ludziom niespodzianki. - powiedziałem sarkastycznie, jednak z każdym wypowiadanym słowem moja wściekłość wzrastała. - Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytałem nad wyraz grzecznie.
- Jaką mam pewność, że jeśli cię zaproszę to mnie nie zbijesz? - zapytała spokojnie, jednak zauważyłem, iż mulatka zaczyna coraz bardziej się denerwować.
- Szczerze? Żadnej. Ale jeśli tego nie zrobisz, to mogę ci obiecać, że za chwilę pół tego miasta będzie martwe... - stwierdziłem znudzony. Widziałem, jak czarownica bije się z myślami. Jednak po chwili przyjęła maskę obojętność.
- Wejdź. - i właśnie w tamtej chwili wszystko się zaczęło. W nadludzkim tempie przygwoździłem tą idiotkę do ściany. Ona oczywiście próbowała mi się wyrwać, ale nie miała żadnych szans.
- Tak więc wracając do naszej ostatniej rozmowy telefonicznej... - zacząłem powoli akcentując każde słowo. Dziewczyna nadal próbowała mi się wyrwać, ale każdy jej ruch sprawiał, iż traciła coraz to więcej powietrza, ale nic w tym dziwnego, przecież cały czas ją dusiłem.- Miałaś bardzo zły pomysł ze straszeniem mnie tym, że ożywisz Tylera. - powiedziałem coraz to bardziej zaciskając dłoń na szyi wiedźmy.
- Prze..przestań..za...zaraz...mnie..za..zabijesz - ledwo co wycharczała
- A myślisz, że po co tu przyjechałem kochanie.... - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem....
Caroline :
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. ,, Przeklęty kac'' - pomyślałam i zaraz tego pożałowałam. Jak na zawołanie zaczęło mnie mdlić i to nie na żarty. Miałam ogromne szczęście, iż wiedziałam na pamięć gdzie jest łazienka. ,, No świetnie, po prostu rewelka. Mam kaca giganta'' - znowu przywędrowały do mnie te głupie myśli , a wraz z nimi kolejna fala mdłości...
Po dłuższym pobycie w łazience w końcu poczułam się trochę lepiej, choć głowa nadal bolała niemiłosiernie. Wzięłam szybki, lodowaty prysznic. Klausa nie było, nie zostawił mi żadnej wiadomości, liściku, nic. Kiedy wyszłam z łazienki postanowiłam nadal spokojnie poleżeć w łóżku. Tak też zrobiłam i z powrotem wślizgnęłam się pod kołderkę , w końcu była dopiero 6:20. Zaczęłam się zastanawiać, co musiało się stać, że już tak wcześnie wampir gdzieś wyszedł...
No właśnie Klaus... Wczoraj tyle się wydarzyło. Boże, on powiedział, że mnie kocha i to chyba całkiem poważnie. Jak zwykle nie wiedziałam co robić. Z jednej strony nie było sensu dalej oszukiwać siebie i jego, mówiąc że go nienawidzę, ale z drugiej strony nadal nie mogłam oswoić się z myślą, że mogłabym żyć z osobą, która pozbawiła życia tak wielu ludzi. ,, Och, dlaczego to wszystko musi być takie trudne'' - przeszło mi przez myśl.
Jednak w tamtej chwili jakby wszystko,lub prawie wszystko stało się dla mnie jasne. Tak na prawdę jedyne dwie osoby, które na prawdę mnie kochają to Klaus i moja mama. Tylko oni mi pozostali. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a oni cały czas mnie kochają. Nie mogłam ich stracić. Po prostu nie mogłam. Poczułam, że nadszedł już czas, aby przestać robić to czego oczekują ode mnie inni. Być po prostu szczęśliwą osobą u boku mężczyzny, który odpowiada mnie a nie Bonnie czy Elenie. Co do mamy...... mama mnie kocha, więc mnie zrozumie.
Właśnie w tamtej chwili przypomniałam sobie, że powinnam zadzwonić do niej, pewnie bardzo się o mnie denerwowała... Od razu sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer.
- Cholerna sekretarka! - wrzasnęłam do słuchawki, kiedy usłyszałam ten ,,przemiły'' głosik. Postanowiłam się jednak nie rozłączać i nagrać się na sekretarkę. - Hej mamo, to ja Caroline. Dzwonie tylko po to, żeby ci powiedzieć że nic mi nie jest i że wrócę do domu koło wieczora. - poinformowałam rodzicielkę spokojnym głosem.
Kiedy tylko odłożyłam telefon wpadłam na diabelski plan. ,,Jeśli wszyscy mają się dowiedzieć, że czuję coś więcej do Klausa to chyba on powinien dowiedzieć się o tym jako pierwszy?'' - pomyślałam i od razu się ucieszyłam. Postanowiłam na tę niesamowitą okazję przygotować trochę niespodzianek. Po pierwsze przebrałam się w czarną koszulę pierwotnego. Zrobiłam to, ponieważ piżama, którą miałam na sobie była straszna i wyglądała jak dla dziesięciolatki. Następnie w łazience znalazłam jakieś kosmetyki, zapewne Rebeki, którymi się rzecz jasna pomalowałam. Ostatnim punktem na mojej liście rzeczy do zrobienia było odnalezienie szampana i jakiś kieliszków. O dziwo zajęło mi to dosłownie 2 minuty i już w chwilę później leżałam na łożu wampira czekając na jego powrót do domu...
Hejka!!:) Tak jakoś mnie wzięła ochota i proszę kolejny rozdział już dodany.... Sorki, że jest strasznie nudny i na dodatek jest mało dialogów, ale musiałam troszczę ogarnąć całość. Właśnie podczas pisania tego rozdziału dopadła mnie mała wena i dzięki niej mam pomysł na następne rozdziały.... Jak zwykle proszę o komentarze, naprawdę dają mi dużo do myślenia...:)
W moim długim życiu przeżyłem już wiele dobrych i złych chwil. W jednej chwili cieszyłem się jak małe dziecko, zaś w drugiej wybijałem całe miasto pełen wściekłości. Jak każda osoba na tym świecie miałem też kilka tak zwanych ,, punktów zwrotnych'' w swoim życiu. Poznanie Caroline, tworzenie mieszańców, zabicie matki i ojca, a raczej ojczyma, przemienienie się w hybrydę, wcześniejsza przemiana w wampira, śmierć brata, no i oczywiście poznanie jej... Tati. Jak ja ją kochałem! Byłem w stanie poruszyć niebo i ziemię byle tylko była szczęśliwa. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko. Dzisiaj, kiedy jestem tak potężną istotą zapewne nawet nie obejrzał bym się za nią mijając ją na ulicy. Niestety, wtedy gdy tak bardzo ją kochałem byłem tylko nędznym człowiekiem, o nędznych potrzebach. Nie miałem wtedy dużych wymagać co do mojej lubej. Wystarczyło, że dziewczyna była trochę ładniejsza i mądrzejsza od reszty dziewcząt w wiosce. Z perspektywy czasu nie wiem, co tak bardzo przyciągało mnie w Tati. Teraz kiedy miałbym wybierać między nią, a Caroline, bez wahania wybrałbym tą drugą. Dostatecznie poznałem przez tyle wieków charakterek Petrovej. No cóż, sam byłem sobie winien, w końcu to ja przemieniłem ją w wampira.
Przez pewien czas skrzętnie ukrywałem ten fakt w sekrecie przed moją rodziną. I pewnie ukrywałbym ją jeszcze przez wiele lat gdyby nie to, iż moja najwspanialsza ukochana oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. W dodatku nie mojego dziecka. W tamtej chwili miałem wrażenie, że gorzej już być nie może. Tak bardzo zawiodłem się na dziewczynie, którą kochałem nad życie.
Potem wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Mordowałem bez opamiętania. Wyżywałem się na wszystkich, wszystko działało mi na nerwy. Nie mogłem tego wszystkiego znieść więc postanowiłem waz z Rebeką wyjechać jak najdalej z tego przeklętego miejsca zostawiając tym samym Tatię z tuzinem problemów. Nie dość, że była wampirzycą to jeszcze była w ciąży, w którą notabene zaszła przed przemianą.
Dopiero po kilku wiekach dowiedziałem się o tym, iż urodziła dziewczynkę. Muszę przyznać, iż był to dla mnie nie lada szok. Jednak prawdziwa bomba miała się dopiero pojawić wraz z moją przyjaciółką wiedźmą, która niedługo po tym powiedziała mi o klątwie sobowtóra i wszystkimi sprawami z tym związanymi. Potem pojawiła się Katherine, następnie Elena. Cały mój świat kręcił się wokół hybryd, póki nie pojawiła się moja anielica. I właśnie teraz, kiedy pomału zaczęło się nam układać to oczywiście wszystko musiała spieprzyć ta wstrętna wiedźma.
Od jej telefonu minęły już prawie 2 godziny, a ja nadal siedziałem w tym samym miejscu myśląc o tym co teraz powinienem zrobić. A powinienem zrobić tylko jedno: powyrywać wszystkie flaki z cielska tej kreatury. Już od dawna nie miałem takiej ochoty kogoś zabić. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to, że gdyby Caroline dowiedziała się co zrobiłem, z pewnością byłaby na mnie wściekła. ,, Zresztą co mnie to obchodzi, to że ją kocham nie oznacza, że mam być jej posłuszny'' - pomyślałem i od razu na mojej twarzy zawitał szaleńczy uśmieszek.
Po cichutku wyszedłem ze sypialni, nie chciałem, żeby Caroline się obudziła, tak słodko wyglądała kiedy spała....
- No to do działa... - powiedziałem wychodząc z domu. Byłem trochę zły, ponieważ miałem nadzieję, że o 5:45 nie będzie jeszcze świeciło słońce. Niestety, przeliczyłem się. Zdecydowanie bardziej lubiłem zabijać nocą, a poza tym dużo łatwiej pozbyć się zwłok po zmroku. Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej wsiadłem do czarnego ferrari i pognałem w kierunku domu czarownicy. Na szczęście droga zbytnio mi się nie dłużyła i po ok 10 minutach byłem u celu...
Powolnym krokiem podszedłem do drzwi, jednak nie zdążyłem zapukać. W momencie kiedy już unosiłem rękę drzwi skrzypnęły, a za nimi pojawiła się jakże przeze mnie znienawidzona osoba.
- Wiedziałam że przyjdziesz... - wypaliła raptownie, nie bawiąc się w żadne powitania.
- Ach, no popatrz, a ja miałem nadzieję, że cię zaskoczę, jak wiesz uwielbiam robić ludziom niespodzianki. - powiedziałem sarkastycznie, jednak z każdym wypowiadanym słowem moja wściekłość wzrastała. - Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytałem nad wyraz grzecznie.
- Jaką mam pewność, że jeśli cię zaproszę to mnie nie zbijesz? - zapytała spokojnie, jednak zauważyłem, iż mulatka zaczyna coraz bardziej się denerwować.
- Szczerze? Żadnej. Ale jeśli tego nie zrobisz, to mogę ci obiecać, że za chwilę pół tego miasta będzie martwe... - stwierdziłem znudzony. Widziałem, jak czarownica bije się z myślami. Jednak po chwili przyjęła maskę obojętność.
- Wejdź. - i właśnie w tamtej chwili wszystko się zaczęło. W nadludzkim tempie przygwoździłem tą idiotkę do ściany. Ona oczywiście próbowała mi się wyrwać, ale nie miała żadnych szans.
- Tak więc wracając do naszej ostatniej rozmowy telefonicznej... - zacząłem powoli akcentując każde słowo. Dziewczyna nadal próbowała mi się wyrwać, ale każdy jej ruch sprawiał, iż traciła coraz to więcej powietrza, ale nic w tym dziwnego, przecież cały czas ją dusiłem.- Miałaś bardzo zły pomysł ze straszeniem mnie tym, że ożywisz Tylera. - powiedziałem coraz to bardziej zaciskając dłoń na szyi wiedźmy.
- Prze..przestań..za...zaraz...mnie..za..zabijesz - ledwo co wycharczała
- A myślisz, że po co tu przyjechałem kochanie.... - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem....
Caroline :
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. ,, Przeklęty kac'' - pomyślałam i zaraz tego pożałowałam. Jak na zawołanie zaczęło mnie mdlić i to nie na żarty. Miałam ogromne szczęście, iż wiedziałam na pamięć gdzie jest łazienka. ,, No świetnie, po prostu rewelka. Mam kaca giganta'' - znowu przywędrowały do mnie te głupie myśli , a wraz z nimi kolejna fala mdłości...
Po dłuższym pobycie w łazience w końcu poczułam się trochę lepiej, choć głowa nadal bolała niemiłosiernie. Wzięłam szybki, lodowaty prysznic. Klausa nie było, nie zostawił mi żadnej wiadomości, liściku, nic. Kiedy wyszłam z łazienki postanowiłam nadal spokojnie poleżeć w łóżku. Tak też zrobiłam i z powrotem wślizgnęłam się pod kołderkę , w końcu była dopiero 6:20. Zaczęłam się zastanawiać, co musiało się stać, że już tak wcześnie wampir gdzieś wyszedł...
No właśnie Klaus... Wczoraj tyle się wydarzyło. Boże, on powiedział, że mnie kocha i to chyba całkiem poważnie. Jak zwykle nie wiedziałam co robić. Z jednej strony nie było sensu dalej oszukiwać siebie i jego, mówiąc że go nienawidzę, ale z drugiej strony nadal nie mogłam oswoić się z myślą, że mogłabym żyć z osobą, która pozbawiła życia tak wielu ludzi. ,, Och, dlaczego to wszystko musi być takie trudne'' - przeszło mi przez myśl.
Jednak w tamtej chwili jakby wszystko,lub prawie wszystko stało się dla mnie jasne. Tak na prawdę jedyne dwie osoby, które na prawdę mnie kochają to Klaus i moja mama. Tylko oni mi pozostali. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a oni cały czas mnie kochają. Nie mogłam ich stracić. Po prostu nie mogłam. Poczułam, że nadszedł już czas, aby przestać robić to czego oczekują ode mnie inni. Być po prostu szczęśliwą osobą u boku mężczyzny, który odpowiada mnie a nie Bonnie czy Elenie. Co do mamy...... mama mnie kocha, więc mnie zrozumie.
Właśnie w tamtej chwili przypomniałam sobie, że powinnam zadzwonić do niej, pewnie bardzo się o mnie denerwowała... Od razu sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer.
- Cholerna sekretarka! - wrzasnęłam do słuchawki, kiedy usłyszałam ten ,,przemiły'' głosik. Postanowiłam się jednak nie rozłączać i nagrać się na sekretarkę. - Hej mamo, to ja Caroline. Dzwonie tylko po to, żeby ci powiedzieć że nic mi nie jest i że wrócę do domu koło wieczora. - poinformowałam rodzicielkę spokojnym głosem.
Kiedy tylko odłożyłam telefon wpadłam na diabelski plan. ,,Jeśli wszyscy mają się dowiedzieć, że czuję coś więcej do Klausa to chyba on powinien dowiedzieć się o tym jako pierwszy?'' - pomyślałam i od razu się ucieszyłam. Postanowiłam na tę niesamowitą okazję przygotować trochę niespodzianek. Po pierwsze przebrałam się w czarną koszulę pierwotnego. Zrobiłam to, ponieważ piżama, którą miałam na sobie była straszna i wyglądała jak dla dziesięciolatki. Następnie w łazience znalazłam jakieś kosmetyki, zapewne Rebeki, którymi się rzecz jasna pomalowałam. Ostatnim punktem na mojej liście rzeczy do zrobienia było odnalezienie szampana i jakiś kieliszków. O dziwo zajęło mi to dosłownie 2 minuty i już w chwilę później leżałam na łożu wampira czekając na jego powrót do domu...
Hejka!!:) Tak jakoś mnie wzięła ochota i proszę kolejny rozdział już dodany.... Sorki, że jest strasznie nudny i na dodatek jest mało dialogów, ale musiałam troszczę ogarnąć całość. Właśnie podczas pisania tego rozdziału dopadła mnie mała wena i dzięki niej mam pomysł na następne rozdziały.... Jak zwykle proszę o komentarze, naprawdę dają mi dużo do myślenia...:)
niedziela, 6 stycznia 2013
Rozdział 18
Caroline:
,, Ale mi wali serce'' - pomyślałam stojąc przed sypialnią Klausa. Byłam święcie przekonana, że wampir już dawno usłyszał moją obecność pod swoimi drzwiami. Mnie jednak w tamtej chwili ogarnęło jakieś dziwne uczucie. Mianowicie zaczęłam się zastanawiać po co w ogóle tutaj przyszłam. Nie mogłam zasnąć.... i nagle wpadłam na idiotyczny plan pójścia do pokoju hybrydy. No i właśnie tutaj nasuwa się kluczowe pytanie: Po jaką cholerę ja to zrobiłam?! Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia. No może prócz tego, że po prostu czułam się strasznie samotna.
Zawsze, kiedy nie mogłam zasnąć sięgałam po telefon i pisałam albo do Bonnie, albo do Eleny. Czasami oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Teraz wszystko się zmieniło.... Nie mam już nikogo.... Ojciec nie żyje, mama jest częściej w pracy niż w domu, przyjaciółek JUŻ NIE MAM, a Tyler mnie opuścił....
Po dłuższej chwili refleksji nad moim marnym żywotem postanowiłam z powrotem powędrować do pokoju gościnnego, gdzie miałam spędzić dzisiejszą noc. ,, Ale jesteś żałosna, Caroline'' - szepnęłam po cichutku i już miałam udać się do pokoju, kiedy nagle drzwi za moimi plecami delikatnie skrzypnęły.
- A ja jestem innego zdania...- usłyszałam za sobą hipnotyzujący głos. Niespodziewanie jego dłoń delikatnie musnęła moje ramię po czym bez pośpiechu zjechała po całej ręce, aż w końcu dotknęła mojej dłoni.
W tym samym momencie odwróciłam się do pierwotnego, aby móc spojrzeć w jego oczy. Nie było mi to dane, ponieważ Klaus z uporem wpatrywał się w moją dłoń, którą właśnie dotykał. Ja natomiast nie mogłam oderwać wzroku od jego idealnie wyrzeźbionej klatki piersiowej, która była teraz całkiem naga, ponieważ jej właściciel miał na sobie tylko jeansy...
- Jesteś innego zdania po względem czego? - zapytałam, choć doskonale wiedziałam o co mu chodziło.
- To oczywiste, iż nie mogę się z tobą zgodzić, kiedy mówisz na przykład, że jesteś żałosna... Uwierz mi kochana, nie znoszę kłamstwa...
- Kłamstwa?! Ha, naprawdę dobre... Po pierwsze ja wcale nie kłamałam mówiąc, że jestem żałosna, a po drugie jesteś taki śmieszny.... Klaus nie znosi kłamstwa.... - złapałam się za czoło i pokręciłam głową myśląc o niedorzecznościach jakie wypłynęły z ust pierwotnego....
- Ale to prawda! Ba, ja po prostu brzydzę się kłamstwem.... - powiedział u udawaną powagą, na co ja zareagowałam niepohamowanym wybuchem śmiechu.
- Ach, zresztą nieważne, istotniejsze jest jednak to, że jest ok 1:30 w nocy a ja zamiast spać stoję na przeciwko ciebie w progu mojej sypialni, i właśnie teraz spoglądam w twoje oczy mając nadzieję,iż to one zdradzą mi tajemnicę, co aż tak musiało trapić Caroline Forbes, że zdecydowała się spojrzeć w twarz bestii i potwora.... - przy ostatnich słowach zmrużył oczy i ściszył ton głosu, udając przejętego obelgami, które właśnie wypowiedział.
- Nie mogłam zasnąć... - powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
Klaus popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, lecz nic nie powiedział. Odsunął się tylko i wskazał ręką żebym weszła.
- Wiesz, ja jednak pójdę do swojego pokoju...
- Wejdź, przecież nie gryzę... - oboje zrobiliśmy dziwne miny. Dość niedorzecznie zabrzmiały one z ust wampira. - Nalegam...
,, Przecież nic mi nie zrobi'' - pomyślałam i przekroczyłam próg sypialni. Nic się w niej nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tutaj ,,gościłam''. Pomieszczenie było cały czas tak samo przestronne i cały czas tak samo chłodne. Gustowne i bogate, ale cały czas chłodne....
- Co się stało? - zapytał stojąc za mną Klaus. Nie zdążyłam się do niego odwrócić, bo jednym ruchem złapał mnie w talii i zaprowadził mnie wprost do łóżka. Wcale nie protestowałam co więcej jako pierwsza wskoczyłam na mięciutki materac i ułożyłam się bardzo wygodnie na poduszkach nie czekając na pierwotnego. On natomiast obdarzył mnie łobuzerskim uśmiechem i sam wskoczył na łoże siadając obok leżącej mnie.
- A więc?? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.
- Szczerze to sama nie wiem po co tutaj przyszłam - wypaliłam szczerze - Achhhhh, to wszystko mnie po prostu przerasta. Wiem, że kolejny raz marudzę, ale już nie mam na to wszystko siły. Moja matka mnie olewa, ojciec nie żyje, zresztą on od zawsze dla mnie nie żył. Tyler mnie zostawił, chociaż z perspektywy czasu chyba wcale nie jest mi żal tego, że nie jesteśmy już razem. Dzisiaj, a raczej wczoraj dotarło do mnie, że moje przyjaciółki były moimi przyjaciółkami, kiedy czegoś ode mnie chciały, a wiesz co jest najgorsze?
- Co takiego?? - zapytał zaciekawiony Klaus. Chyba pierwszy raz widziałam go aż tak zasłuchanego i próbującego mnie zrozumieć.
- Poczekaj, masz tu jakiś alkohol? - zapytałam bez ogródek. On tylko kiwnął głową, zapewne nieźle zbity z tropu i ruszył do jakiejś szafeczki.
- Co sobie życzysz? - zapytał patrząc zza drzwiczek szafki.
- Co masz najmocniejszego...
Pierwotny podszedł do mnie i wręczył mi gigantyczną butlę z przezroczystym trunkiem. Nie zwlekając chwili dłużej odkręciłam ją i uniosłam do góry pijąc tak łapczywie, iż w pewnym momencie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Kiedy poczułam, że w moim organizmie znajduje się wystarczająco dużo wódki bez najmniejszego skrępowania podałam ją Klausowi. On tylko wpatrywał się to w nią to we mnie oniemiały i tylko pokręcił głową kiedy zauważył, kiedy unoszą ją w jego kierunku.
- No to teraz mogę ci powiedzieć co mnie najbardziej trapi... Otóż jakbyś nie zauważył, dzisiaj w twojej pracowni chciałam cię pocałować, co musisz przyznać, że nie zdarza się często, a ty się po prostu ode mnie odsunąłeś... Pomijam już to, że żaden facet jeszcze nigdy nie wywinął mi takiego numeru... No i ten rysunek!! Powiedz mi po jaką choinkę rysujesz Elenę co?! Tobie już zupełnie odbiło? Zakochałeś się w Elenie?! ....Już teraz rozumiem... Wiesz, że Elena nigdy z tobą nie będzie to podrywasz mnie... A ja głupia myślałam, że coś do mnie czujesz... - ostatnie zdanie z monologu wygłosiłam z przytłaczającym smutkiem.... - Ach ty mój głuptasku - powiedział wampir odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy. Oczywiście na jego ślicznej buźce zawitał ogromny uśmiech. Och, jak ja nienawidziłam kiedy się w ten sposób szczerzył.- Naprawdę uważasz, że zakochałem się w Elenie?? - spytał tym razem już wcale nie powstrzymując wrednego rechotu.
- No to w takim razie kto to był?!
- A co? Jesteś zazdrosna? - i znowu ten głupkowaty uśmiech...
- Może tak, może nie... Ale nie zmieniaj tematu.
- Caroline proszę, nie psujmy atmosfery.
- Masz mi odpowiedzieć! Ty... ty... ach, ty wredny dupku!
- Oj, ty chyba naprawdę jesteś zazdrosna - i znowu ten głupkowaty uśmiech...
W tamtej chwili nie wytrzymałam i rzuciłam się na hybrydę. Usiadłam na nim okrakiem i z całej siły trzymałam mu ręce nad głową.
- WCALE NIE JESTEM ZAZDROSNA ROZUMIESZ?! - wycharczałam wbijając paznokcie w dłonie Niklausa. - A więc kto to był? - zapytałam już trochę spokojniej.
- Czy to istotne? - zapytał robiąc obojętną minę.
- Dla mnie tak... - powiedziałam całkiem poważnie schodząc z wampira i tym samym siadając obok niego.- Klaus, jeśli...
- Tatia - przerwał mi nagle hybryda.
- O mój Boże... - powiedziałam bardziej sama do siebie niż do niego. ,, Caroline, ale z ciebie idiotka, jak mogłaś o tym nie pomyśleć?'' - zapytałam samą siebie w myślach. - To ona była twoją jedyną miłością, tak?
- Dawniej tak, bardzo, naprawdę bardzo dawno temu coś do niej czułem, ale to już minęło. Uwierz mi teraz liczysz się dla mnie tylko ty...
- I właśnie z racji tego, że jak ty to ładnie określiłeś liczę się dla ciebie tylko ja, nadal trzymasz rysunki z nią?
- To nie jest tak jak myślisz....
- A jak więc jest, co?? - zapytałam coraz bardziej wściekła.
- Ja nic do niej nie czuję, nie wiem...
-Poczekaj, poczekaj - niespodziewanie mu przerwałam - czy ona nadal żyje?
- Tak... - oznajmił z rozpaczą w oczach.
Nie wiedziałam co mam robić. Teraz kiedy zaczynałam coś do niego czuć on mówi mi, że Tatia żyje. Moja furia wymknęła się spod kontroli i bez zastanowienia wymierzyłam krwiopijcy siarczysty policzek. O dziwo w ogóle na to nie zareagował i nadal wpatrywał się we mnie z bólem.
- Caroline, ja cię kocham - wyznał, a ja poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
- Wiesz co? Miałam nadzieje, że alkohol doda mi odwagi... To co ci niedawno powiedziałam, to co niby miało mnie tak trapić to po prostu wymyśliłam na poczekaniu. Tak na prawdę chciałam ci powiedzieć, że największym zmartwieniem jakie posiadam jest to że jak ostatnia idiotka się w tobie zakochałam... - zrobiłam przerwę na otarcie łez, które ciurkiem spływały po moim policzku. - a teraz nie mam ci już nic więcej do powiedzenia. - stwierdziłam i już chciałam zejść z łoża kiedy niespodziewanie coś złapało mnie w talii. Na początku się szarpałam, ale w końcu dałam za wygraną i spojrzałam na niego.
- Naprawdę nie wiem jakim cudem ten rysunek się tam znalazł, jeśli chcesz mogę go zaraz spalić, zniszczyć, wyrzucić, co tylko zechcesz tylko błagam uwierz mi. - powiedział z całej siły mnie do siebie przytulając.
Raptownie poczułam jak robi mi się słabo i bardzo sennie. Najwyraźniej dopiero teraz alkohol zaczynał działać i to dość mocno.
-Możemy dokończył tą rozmowę jutro.. Teraz jestem dość..
- Pijana.... - dokończył za mnie Klaus. Położył mnie delikatnie na poduszkach, po czym okrył cieplutką kołderką. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.
Klaus:
Co ja najlepszego narobiłem?! Po co powiedziałem jej prawdę? Mogłem ją zahipnotyzować i powiedzieć, że nigdy nie widziała tego cholernego rysunku... Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem... Może zbyt mocno ją kocham, by ją okłamywać? Jedynym pozytywem całej sytuacji jest to że Caroline powiedziała, że .... że mnie kocha? Nie to chyba nie możliwe, musiałem się przesłyszeć...
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon. Bardzo szybko odebrałem go, ponieważ nie chciałem żeby Caroline się obudziła .
- Halo? - zapytałem dość wściekle. Chyba nikt normalny nie dzwoni do kogoś o 3:00 w nocy?!
- Grzecznie prosiłam o to żebyśmy się spotkali, ale jak widzę masz inne WAŻNIEJSZE zajęcia - wrzasnęła ta mała wiedźma.
- Radzę trochę grzeczniej się do mnie zwracać - warknąłem do słuchawki - Czego chcesz?
- Od ciebie niczego. Chciałam ci tylko oznajmić, iż znalazłam sposób aby ożywić Tylera...
- Że co?? - wykrztusiłem, a po chwili usłyszałem odgłos upadającego na podłogę telefonu...
Wow! Już rozdział 18 za nami! Mam nadzieję, że nie jest bardzo zły, choć mnie osobiście wydaje się trochę chaotyczny. Proszę o komentarze i bardzo dziękuję za te, które znalazły się pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie ile radości może dać jedno wasze słowo. Naprawdę bardzo dziękuję!!!:)
,, Ale mi wali serce'' - pomyślałam stojąc przed sypialnią Klausa. Byłam święcie przekonana, że wampir już dawno usłyszał moją obecność pod swoimi drzwiami. Mnie jednak w tamtej chwili ogarnęło jakieś dziwne uczucie. Mianowicie zaczęłam się zastanawiać po co w ogóle tutaj przyszłam. Nie mogłam zasnąć.... i nagle wpadłam na idiotyczny plan pójścia do pokoju hybrydy. No i właśnie tutaj nasuwa się kluczowe pytanie: Po jaką cholerę ja to zrobiłam?! Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia. No może prócz tego, że po prostu czułam się strasznie samotna.
Zawsze, kiedy nie mogłam zasnąć sięgałam po telefon i pisałam albo do Bonnie, albo do Eleny. Czasami oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Teraz wszystko się zmieniło.... Nie mam już nikogo.... Ojciec nie żyje, mama jest częściej w pracy niż w domu, przyjaciółek JUŻ NIE MAM, a Tyler mnie opuścił....
Po dłuższej chwili refleksji nad moim marnym żywotem postanowiłam z powrotem powędrować do pokoju gościnnego, gdzie miałam spędzić dzisiejszą noc. ,, Ale jesteś żałosna, Caroline'' - szepnęłam po cichutku i już miałam udać się do pokoju, kiedy nagle drzwi za moimi plecami delikatnie skrzypnęły.
- A ja jestem innego zdania...- usłyszałam za sobą hipnotyzujący głos. Niespodziewanie jego dłoń delikatnie musnęła moje ramię po czym bez pośpiechu zjechała po całej ręce, aż w końcu dotknęła mojej dłoni.
W tym samym momencie odwróciłam się do pierwotnego, aby móc spojrzeć w jego oczy. Nie było mi to dane, ponieważ Klaus z uporem wpatrywał się w moją dłoń, którą właśnie dotykał. Ja natomiast nie mogłam oderwać wzroku od jego idealnie wyrzeźbionej klatki piersiowej, która była teraz całkiem naga, ponieważ jej właściciel miał na sobie tylko jeansy...
- Jesteś innego zdania po względem czego? - zapytałam, choć doskonale wiedziałam o co mu chodziło.
- To oczywiste, iż nie mogę się z tobą zgodzić, kiedy mówisz na przykład, że jesteś żałosna... Uwierz mi kochana, nie znoszę kłamstwa...
- Kłamstwa?! Ha, naprawdę dobre... Po pierwsze ja wcale nie kłamałam mówiąc, że jestem żałosna, a po drugie jesteś taki śmieszny.... Klaus nie znosi kłamstwa.... - złapałam się za czoło i pokręciłam głową myśląc o niedorzecznościach jakie wypłynęły z ust pierwotnego....
- Ale to prawda! Ba, ja po prostu brzydzę się kłamstwem.... - powiedział u udawaną powagą, na co ja zareagowałam niepohamowanym wybuchem śmiechu.
- Ach, zresztą nieważne, istotniejsze jest jednak to, że jest ok 1:30 w nocy a ja zamiast spać stoję na przeciwko ciebie w progu mojej sypialni, i właśnie teraz spoglądam w twoje oczy mając nadzieję,iż to one zdradzą mi tajemnicę, co aż tak musiało trapić Caroline Forbes, że zdecydowała się spojrzeć w twarz bestii i potwora.... - przy ostatnich słowach zmrużył oczy i ściszył ton głosu, udając przejętego obelgami, które właśnie wypowiedział.
- Nie mogłam zasnąć... - powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
Klaus popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, lecz nic nie powiedział. Odsunął się tylko i wskazał ręką żebym weszła.
- Wiesz, ja jednak pójdę do swojego pokoju...
- Wejdź, przecież nie gryzę... - oboje zrobiliśmy dziwne miny. Dość niedorzecznie zabrzmiały one z ust wampira. - Nalegam...
,, Przecież nic mi nie zrobi'' - pomyślałam i przekroczyłam próg sypialni. Nic się w niej nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tutaj ,,gościłam''. Pomieszczenie było cały czas tak samo przestronne i cały czas tak samo chłodne. Gustowne i bogate, ale cały czas chłodne....
- Co się stało? - zapytał stojąc za mną Klaus. Nie zdążyłam się do niego odwrócić, bo jednym ruchem złapał mnie w talii i zaprowadził mnie wprost do łóżka. Wcale nie protestowałam co więcej jako pierwsza wskoczyłam na mięciutki materac i ułożyłam się bardzo wygodnie na poduszkach nie czekając na pierwotnego. On natomiast obdarzył mnie łobuzerskim uśmiechem i sam wskoczył na łoże siadając obok leżącej mnie.
- A więc?? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.
- Szczerze to sama nie wiem po co tutaj przyszłam - wypaliłam szczerze - Achhhhh, to wszystko mnie po prostu przerasta. Wiem, że kolejny raz marudzę, ale już nie mam na to wszystko siły. Moja matka mnie olewa, ojciec nie żyje, zresztą on od zawsze dla mnie nie żył. Tyler mnie zostawił, chociaż z perspektywy czasu chyba wcale nie jest mi żal tego, że nie jesteśmy już razem. Dzisiaj, a raczej wczoraj dotarło do mnie, że moje przyjaciółki były moimi przyjaciółkami, kiedy czegoś ode mnie chciały, a wiesz co jest najgorsze?
- Co takiego?? - zapytał zaciekawiony Klaus. Chyba pierwszy raz widziałam go aż tak zasłuchanego i próbującego mnie zrozumieć.
- Poczekaj, masz tu jakiś alkohol? - zapytałam bez ogródek. On tylko kiwnął głową, zapewne nieźle zbity z tropu i ruszył do jakiejś szafeczki.
- Co sobie życzysz? - zapytał patrząc zza drzwiczek szafki.
- Co masz najmocniejszego...
Pierwotny podszedł do mnie i wręczył mi gigantyczną butlę z przezroczystym trunkiem. Nie zwlekając chwili dłużej odkręciłam ją i uniosłam do góry pijąc tak łapczywie, iż w pewnym momencie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Kiedy poczułam, że w moim organizmie znajduje się wystarczająco dużo wódki bez najmniejszego skrępowania podałam ją Klausowi. On tylko wpatrywał się to w nią to we mnie oniemiały i tylko pokręcił głową kiedy zauważył, kiedy unoszą ją w jego kierunku.
- No to teraz mogę ci powiedzieć co mnie najbardziej trapi... Otóż jakbyś nie zauważył, dzisiaj w twojej pracowni chciałam cię pocałować, co musisz przyznać, że nie zdarza się często, a ty się po prostu ode mnie odsunąłeś... Pomijam już to, że żaden facet jeszcze nigdy nie wywinął mi takiego numeru... No i ten rysunek!! Powiedz mi po jaką choinkę rysujesz Elenę co?! Tobie już zupełnie odbiło? Zakochałeś się w Elenie?! ....Już teraz rozumiem... Wiesz, że Elena nigdy z tobą nie będzie to podrywasz mnie... A ja głupia myślałam, że coś do mnie czujesz... - ostatnie zdanie z monologu wygłosiłam z przytłaczającym smutkiem.... - Ach ty mój głuptasku - powiedział wampir odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy. Oczywiście na jego ślicznej buźce zawitał ogromny uśmiech. Och, jak ja nienawidziłam kiedy się w ten sposób szczerzył.- Naprawdę uważasz, że zakochałem się w Elenie?? - spytał tym razem już wcale nie powstrzymując wrednego rechotu.
- No to w takim razie kto to był?!
- A co? Jesteś zazdrosna? - i znowu ten głupkowaty uśmiech...
- Może tak, może nie... Ale nie zmieniaj tematu.
- Caroline proszę, nie psujmy atmosfery.
- Masz mi odpowiedzieć! Ty... ty... ach, ty wredny dupku!
- Oj, ty chyba naprawdę jesteś zazdrosna - i znowu ten głupkowaty uśmiech...
W tamtej chwili nie wytrzymałam i rzuciłam się na hybrydę. Usiadłam na nim okrakiem i z całej siły trzymałam mu ręce nad głową.
- WCALE NIE JESTEM ZAZDROSNA ROZUMIESZ?! - wycharczałam wbijając paznokcie w dłonie Niklausa. - A więc kto to był? - zapytałam już trochę spokojniej.
- Czy to istotne? - zapytał robiąc obojętną minę.
- Dla mnie tak... - powiedziałam całkiem poważnie schodząc z wampira i tym samym siadając obok niego.- Klaus, jeśli...
- Tatia - przerwał mi nagle hybryda.
- O mój Boże... - powiedziałam bardziej sama do siebie niż do niego. ,, Caroline, ale z ciebie idiotka, jak mogłaś o tym nie pomyśleć?'' - zapytałam samą siebie w myślach. - To ona była twoją jedyną miłością, tak?
- Dawniej tak, bardzo, naprawdę bardzo dawno temu coś do niej czułem, ale to już minęło. Uwierz mi teraz liczysz się dla mnie tylko ty...
- I właśnie z racji tego, że jak ty to ładnie określiłeś liczę się dla ciebie tylko ja, nadal trzymasz rysunki z nią?
- To nie jest tak jak myślisz....
- A jak więc jest, co?? - zapytałam coraz bardziej wściekła.
- Ja nic do niej nie czuję, nie wiem...
-Poczekaj, poczekaj - niespodziewanie mu przerwałam - czy ona nadal żyje?
- Tak... - oznajmił z rozpaczą w oczach.
Nie wiedziałam co mam robić. Teraz kiedy zaczynałam coś do niego czuć on mówi mi, że Tatia żyje. Moja furia wymknęła się spod kontroli i bez zastanowienia wymierzyłam krwiopijcy siarczysty policzek. O dziwo w ogóle na to nie zareagował i nadal wpatrywał się we mnie z bólem.
- Caroline, ja cię kocham - wyznał, a ja poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
- Wiesz co? Miałam nadzieje, że alkohol doda mi odwagi... To co ci niedawno powiedziałam, to co niby miało mnie tak trapić to po prostu wymyśliłam na poczekaniu. Tak na prawdę chciałam ci powiedzieć, że największym zmartwieniem jakie posiadam jest to że jak ostatnia idiotka się w tobie zakochałam... - zrobiłam przerwę na otarcie łez, które ciurkiem spływały po moim policzku. - a teraz nie mam ci już nic więcej do powiedzenia. - stwierdziłam i już chciałam zejść z łoża kiedy niespodziewanie coś złapało mnie w talii. Na początku się szarpałam, ale w końcu dałam za wygraną i spojrzałam na niego.
- Naprawdę nie wiem jakim cudem ten rysunek się tam znalazł, jeśli chcesz mogę go zaraz spalić, zniszczyć, wyrzucić, co tylko zechcesz tylko błagam uwierz mi. - powiedział z całej siły mnie do siebie przytulając.
Raptownie poczułam jak robi mi się słabo i bardzo sennie. Najwyraźniej dopiero teraz alkohol zaczynał działać i to dość mocno.
-Możemy dokończył tą rozmowę jutro.. Teraz jestem dość..
- Pijana.... - dokończył za mnie Klaus. Położył mnie delikatnie na poduszkach, po czym okrył cieplutką kołderką. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.
Klaus:
Co ja najlepszego narobiłem?! Po co powiedziałem jej prawdę? Mogłem ją zahipnotyzować i powiedzieć, że nigdy nie widziała tego cholernego rysunku... Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem... Może zbyt mocno ją kocham, by ją okłamywać? Jedynym pozytywem całej sytuacji jest to że Caroline powiedziała, że .... że mnie kocha? Nie to chyba nie możliwe, musiałem się przesłyszeć...
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon. Bardzo szybko odebrałem go, ponieważ nie chciałem żeby Caroline się obudziła .
- Halo? - zapytałem dość wściekle. Chyba nikt normalny nie dzwoni do kogoś o 3:00 w nocy?!
- Grzecznie prosiłam o to żebyśmy się spotkali, ale jak widzę masz inne WAŻNIEJSZE zajęcia - wrzasnęła ta mała wiedźma.
- Radzę trochę grzeczniej się do mnie zwracać - warknąłem do słuchawki - Czego chcesz?
- Od ciebie niczego. Chciałam ci tylko oznajmić, iż znalazłam sposób aby ożywić Tylera...
- Że co?? - wykrztusiłem, a po chwili usłyszałem odgłos upadającego na podłogę telefonu...
Wow! Już rozdział 18 za nami! Mam nadzieję, że nie jest bardzo zły, choć mnie osobiście wydaje się trochę chaotyczny. Proszę o komentarze i bardzo dziękuję za te, które znalazły się pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie ile radości może dać jedno wasze słowo. Naprawdę bardzo dziękuję!!!:)
sobota, 15 grudnia 2012
Rozdział 17
Caroline:
- Napijesz się czego? - spytał powoli podchodząc do kominka. Stojąc w salonie Mikaelson'ów czułam się bardzo dziwnie. Mówiąc szczerze, to bardzo nie lubiłam tego pomieszczenia. Było takie ponure, zimne i trochę przerażające. Jedynym ,, ciepłym akcentem'' całego pokoju był kominek dość pokaźnych rozmiarów. Pamiętam, że od dziecka lubiłam wpatrywać się w płomienie ognia. Były z jednej strony bardzo niebezpieczne, a z drugiej takie ciepłe i kojące.
- Caroline, słyszysz co do ciebie mówię? - głos Klausa raptownie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Yyy.. przepraszam zamyśliłam się....- odpowiedziałam tłumacząc się.
- Może usiądziesz? - Klaus spytał mnie z gigantycznym uśmiechem na ustach.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas stałam na środku salonu przygarbiona, z przechyloną w prawą stronę głową, tępo wpatrując się w szalejący ogień. Mój widok musiał być przekomiczny, ponieważ mina wampira mówiła sama za siebie.
Spiorunowałam go tylko wzrokiem, po czym zgrabnie podeszłam do niego, odbierając trunek który trzymał w lewej ręce. Oczywiście pierwotny przyglądał mi się z pozycji siedzącej wygodnie rozkładając się na kanapie. Kiedy wzięłam od niego szklankę z alkoholem on tylko poklepał miejsce obok siebie, po czym upił łyk Ja jednak stwierdziłam, iż bardziej taktownie będzie usiąść w fotelu na przeciwko.
- Dlaczego mnie tak nienawidzisz?- zapytał ze stoickim spokojem Klaus.
Kiedy usłyszałam jego pytanie myślałam, że się przewrócę, mimo tego, że siedziałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie wiedziałam jak zareagować. W ogóle nie wiedziałam dlaczego mnie o to pyta....
- Dlaczego uważasz, że cię nienawidzę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie chociaż wcale nie chciałam chciałam tego zrobić. Miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że jest chyba kompletnym idiotą skoro nie widzi co do niego czuję.... Poza tym tyle się między nami wydarzyło, że chyba tylko głupiec mógłby pytać się czy go nienawidzę...
- Widzę twoją niechęć do mojej osoby - stwierdził ze smutkiem.
,, No tak, miałam ci się rzucić w ramiona i usiąść nie obok ciebie ale na twoich kolanach.....'' - pomyślałam z politowaniem. W tamtej chwili w ogóle go nie rozumiałam. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Klaus, czy naprawdę uważasz, że gdybym cię nienawidziła to siedziałabym tu teraz z tobą z WŁASNEJ NIE PRZYMUSZANEJ WOLI?! - zapytałam unosząc ręce u górze.
Nie wiedziałam jak jaśniej mam mu powiedzieć, że mimo, iż jest wstrętnym, odrażającym potworem i na dodatek aroganckim chamem to trochę go lubię...... a może bardziej niż trochę....
- Czyli mnie lubisz... - powiedział z zawadiackim uśmiechem wampir.
- Powiedzmy, że troszeczkę.... - przyznałam odwzajemniając uśmiech. Klaus będąc niezwykle zadowolony z mojej odpowiedz upił łyk trunku, po czym delikatnie pokręcił głową i wstał.
- Chodź, coś ci pokarzę - podszedł do mnie i podał mi swoją dłoń.
Po chwili namysłu postanowiłam wstać z niezwykle wygodnego siedzenia i pomaszerować za pierwotnym, a raczej obok niego. Nie dziwiło mnie to, iż weszliśmy na górę, ale zaciekawił mnie fakt, iż podążaliśmy w kierunku nieznanego mi dotąd pomieszczenia. Jednego, czego byłam pewna było to, że na pewno nie jest to sypialnia Klausa. Ją znałam na pamięć.....
- No to jesteśmy na miejscu... - pierwotny stanął przed drzwiami - Gotowa?- kiwnęłam głową, choć coraz bardziej przestawała mi się podobać ta cała niespodzianka. - Spokojnie, nie ma tam żadnych trupów ani niczego w tym stylu, więc nie musisz się bać...- zapewnił mnie z rozbawianiem.
- Nic takiego nie przeszło mi przez myśl - udawałam naburmuszoną dziewczynkę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Yhm, oczywiście - roześmiał się po czym otworzył zamknięte na klucz drzwi.
Kiedy tylko weszłam do środka zdałam sobie sprawę z tego, iż jest to pracownia Klausa. Żadne słowa nie są w stanie opisać piękna wszystkich obrazów znajdujących się w tym miejscu. Podchodziłam do każdego z nich nie mogąc się nadziwić talentem wampira.
- Wiedziałam, że masz ogromny talent, ale te wszystkie obrazy są.... - urwałam nie potrafiąc urazić czaru jego dzieł.
- Podobają ci się? - zamruczał tuż nad moim uchem. Aż podskoczyłam ze strachu. Szybko jednak przypomniałam sobie, że Klaus po prostu lubi wzbudzać strach.
- Tak, są piękne.. - powiedziałam odwracając się do mojego rozmówcy.
Już w sekundę później zrozumiałam, iż był to nienajlepszy pomysł, bo teraz nasze twarze dzieliły tylko minimetry.
- Nie tak piękne jak ty.... - stwierdził cały czas patrząc się w moje oczy.
Nie wiem jak to się stało, ale nagle to ja zaczęłam przybliżać się coraz to bardziej do pierwotnego. Już miałam go pocałować kiedy on nagle odsunął się ode mnie przez cały czas się szczerząc.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zadał mi dość oczywiste pytanie, jednak ja całkowicie zbita z tropu nie do końca wiedziałam jak mam na nie odpowiedzieć ..
- Zrobić z czym?? - zapytałam patrząc się na niego jak typowa blondynka.
- Z twoimi przyjaciółmi...- odpowiedział ze współczuciem.
,, No fakt moi przyjaciele...., a raczej ich brak'' - przypomniałam sobie w ułamku sekundy. Sama w to nie wierzyłam, ale Klaus sprawił, że kompletnie zapomniałam o moich problemach.
- Nie chce o tym na razie mówić.... - stwierdziłam, po czym podeszłam do maleńkiego stoliczka, na którym leżał jakiś bardzo stary szkicownik. Delikatnie przewróciłam pierwszą kartkę i zaniemówiłam.
Nie wiem jakim cudem Nik zorientował się, że coś jest nie tak. W mgnieniu oka znalazł się przede mną. Jego reakcja była wręcz natychmiastowa, a ja usłyszałam tylko trzask zamykającego się rysownika.
- To nie tyła Elena prawda? Mimo tego że ta dziewczyna wyglądała tak samo jak ona, przecież..
- Myślę, że powinnaś się już położyć... - przerwał mi wściekle pierwotny.
- Do cholery Klaus, kto to był?!
- Pokój gościnny jest na przeciwko....
- Czyli mi nie powiesz tak?
- Nie teraz
- Dlaczego?!
- Caroline... Myślę, że zakończyliśmy już naszą rozmowę, a teraz pozwól, że odprowadzę cię do twojej sypialni. - ostatecznie zakończył wymianę zdań.
Na początku moja duma nie pozwalała mi tu pozostać ani chwili dużej, jednak prawie od razu zdałam sobie sprawę, że nie mogę wrócić do domu. Wściekła ominęłam wampira i skierowałam się w stronę wskazanego przez Klausa pokoju. Aby podkreślić moją złość z całej siły trzasnęłam drzwiami. Doskonale wiedziałam, że na pewno nie ujdzie to uwadze hybrydzie.
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było bardzo przestronne. Największe wrażenie zrobiło na mnie wielkie łoże z ogromnym baldachimem. Raptownie przypomniałam sobie chwile spędzone z pierwotnym na identycznym łożu. To sprawiło, że moja złość zwiększyła się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, jak on mógł odsunąć się ode mnie kiedy chciałam go pocałować!
Po dłuższej chwili namysłu postanowiłam wziąć prysznic, mając nadzieję że to pomoże opanować moje emocje. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i w godzinę później byłam już gotowa do snu. Miałam ogromne szczęście, ponieważ w szefie znalazłam całe mnóstwo słodkich piżam. Wybrałam niebieską z króciutkimi spodenkami i koszulką na ramiączkach. Perfekcyjnie przygotowana stwierdziłam, że już czas oddać się w objęcia Morfeusza, w końcu była już 12 w nocy. Sama nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko zleciał....
Ułożyłam się do snu i.... nic. Przewracałam się z boku na bok, liczyłam barany, robiłam wszystko byle by zasnąć, ale jak na złość nic mi nie pomagało. Po godzinie ,, żmudnej pracy '' wpadłam na najgłupszy pomysł w moim życiu. Coś tam we mnie w środku po cichutku podpowiadało mi, że może wycieczka do pokoju Klausa przyniosłaby mi spokój i przy nim mogłabym spokojnie zasnąć.... Dość długo biłam się z tą myślą. Dziwnie czułam się myśląc, że po naszej kłótni mógłby po prostu mnie stamtąd wyrzucić. ,, Caroline, odwagi, raz się żyje'' - dodałam sobie odwagi. Bez wahania wstałam z łóżka i udałam się w kierunku sypialni hybrydy......
A oto rozdział 17!!! Jeny, nawet nie wiem jam mam wszystkich przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam.... Mam nadzieję że uda mi się znaleźć chwilę czasu i dodać kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu, ale nie obiecuję.... Teraz bardzo was proszę o komentowanie. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z każdego komentarza, a za wszystkie które znajdują się pod poprzednimi rozdziałami bardzo, bardzo dziękuję!!!:)
- Napijesz się czego? - spytał powoli podchodząc do kominka. Stojąc w salonie Mikaelson'ów czułam się bardzo dziwnie. Mówiąc szczerze, to bardzo nie lubiłam tego pomieszczenia. Było takie ponure, zimne i trochę przerażające. Jedynym ,, ciepłym akcentem'' całego pokoju był kominek dość pokaźnych rozmiarów. Pamiętam, że od dziecka lubiłam wpatrywać się w płomienie ognia. Były z jednej strony bardzo niebezpieczne, a z drugiej takie ciepłe i kojące.
- Caroline, słyszysz co do ciebie mówię? - głos Klausa raptownie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Yyy.. przepraszam zamyśliłam się....- odpowiedziałam tłumacząc się.
- Może usiądziesz? - Klaus spytał mnie z gigantycznym uśmiechem na ustach.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas stałam na środku salonu przygarbiona, z przechyloną w prawą stronę głową, tępo wpatrując się w szalejący ogień. Mój widok musiał być przekomiczny, ponieważ mina wampira mówiła sama za siebie.
Spiorunowałam go tylko wzrokiem, po czym zgrabnie podeszłam do niego, odbierając trunek który trzymał w lewej ręce. Oczywiście pierwotny przyglądał mi się z pozycji siedzącej wygodnie rozkładając się na kanapie. Kiedy wzięłam od niego szklankę z alkoholem on tylko poklepał miejsce obok siebie, po czym upił łyk Ja jednak stwierdziłam, iż bardziej taktownie będzie usiąść w fotelu na przeciwko.
- Dlaczego mnie tak nienawidzisz?- zapytał ze stoickim spokojem Klaus.
Kiedy usłyszałam jego pytanie myślałam, że się przewrócę, mimo tego, że siedziałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie wiedziałam jak zareagować. W ogóle nie wiedziałam dlaczego mnie o to pyta....
- Dlaczego uważasz, że cię nienawidzę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie chociaż wcale nie chciałam chciałam tego zrobić. Miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że jest chyba kompletnym idiotą skoro nie widzi co do niego czuję.... Poza tym tyle się między nami wydarzyło, że chyba tylko głupiec mógłby pytać się czy go nienawidzę...
- Widzę twoją niechęć do mojej osoby - stwierdził ze smutkiem.
,, No tak, miałam ci się rzucić w ramiona i usiąść nie obok ciebie ale na twoich kolanach.....'' - pomyślałam z politowaniem. W tamtej chwili w ogóle go nie rozumiałam. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Klaus, czy naprawdę uważasz, że gdybym cię nienawidziła to siedziałabym tu teraz z tobą z WŁASNEJ NIE PRZYMUSZANEJ WOLI?! - zapytałam unosząc ręce u górze.
Nie wiedziałam jak jaśniej mam mu powiedzieć, że mimo, iż jest wstrętnym, odrażającym potworem i na dodatek aroganckim chamem to trochę go lubię...... a może bardziej niż trochę....
- Czyli mnie lubisz... - powiedział z zawadiackim uśmiechem wampir.
- Powiedzmy, że troszeczkę.... - przyznałam odwzajemniając uśmiech. Klaus będąc niezwykle zadowolony z mojej odpowiedz upił łyk trunku, po czym delikatnie pokręcił głową i wstał.
- Chodź, coś ci pokarzę - podszedł do mnie i podał mi swoją dłoń.
Po chwili namysłu postanowiłam wstać z niezwykle wygodnego siedzenia i pomaszerować za pierwotnym, a raczej obok niego. Nie dziwiło mnie to, iż weszliśmy na górę, ale zaciekawił mnie fakt, iż podążaliśmy w kierunku nieznanego mi dotąd pomieszczenia. Jednego, czego byłam pewna było to, że na pewno nie jest to sypialnia Klausa. Ją znałam na pamięć.....
- No to jesteśmy na miejscu... - pierwotny stanął przed drzwiami - Gotowa?- kiwnęłam głową, choć coraz bardziej przestawała mi się podobać ta cała niespodzianka. - Spokojnie, nie ma tam żadnych trupów ani niczego w tym stylu, więc nie musisz się bać...- zapewnił mnie z rozbawianiem.
- Nic takiego nie przeszło mi przez myśl - udawałam naburmuszoną dziewczynkę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Yhm, oczywiście - roześmiał się po czym otworzył zamknięte na klucz drzwi.
Kiedy tylko weszłam do środka zdałam sobie sprawę z tego, iż jest to pracownia Klausa. Żadne słowa nie są w stanie opisać piękna wszystkich obrazów znajdujących się w tym miejscu. Podchodziłam do każdego z nich nie mogąc się nadziwić talentem wampira.
- Wiedziałam, że masz ogromny talent, ale te wszystkie obrazy są.... - urwałam nie potrafiąc urazić czaru jego dzieł.
- Podobają ci się? - zamruczał tuż nad moim uchem. Aż podskoczyłam ze strachu. Szybko jednak przypomniałam sobie, że Klaus po prostu lubi wzbudzać strach.
- Tak, są piękne.. - powiedziałam odwracając się do mojego rozmówcy.
Już w sekundę później zrozumiałam, iż był to nienajlepszy pomysł, bo teraz nasze twarze dzieliły tylko minimetry.
- Nie tak piękne jak ty.... - stwierdził cały czas patrząc się w moje oczy.
Nie wiem jak to się stało, ale nagle to ja zaczęłam przybliżać się coraz to bardziej do pierwotnego. Już miałam go pocałować kiedy on nagle odsunął się ode mnie przez cały czas się szczerząc.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zadał mi dość oczywiste pytanie, jednak ja całkowicie zbita z tropu nie do końca wiedziałam jak mam na nie odpowiedzieć ..
- Zrobić z czym?? - zapytałam patrząc się na niego jak typowa blondynka.
- Z twoimi przyjaciółmi...- odpowiedział ze współczuciem.
,, No fakt moi przyjaciele...., a raczej ich brak'' - przypomniałam sobie w ułamku sekundy. Sama w to nie wierzyłam, ale Klaus sprawił, że kompletnie zapomniałam o moich problemach.
- Nie chce o tym na razie mówić.... - stwierdziłam, po czym podeszłam do maleńkiego stoliczka, na którym leżał jakiś bardzo stary szkicownik. Delikatnie przewróciłam pierwszą kartkę i zaniemówiłam.
Nie wiem jakim cudem Nik zorientował się, że coś jest nie tak. W mgnieniu oka znalazł się przede mną. Jego reakcja była wręcz natychmiastowa, a ja usłyszałam tylko trzask zamykającego się rysownika.
- To nie tyła Elena prawda? Mimo tego że ta dziewczyna wyglądała tak samo jak ona, przecież..
- Myślę, że powinnaś się już położyć... - przerwał mi wściekle pierwotny.
- Do cholery Klaus, kto to był?!
- Pokój gościnny jest na przeciwko....
- Czyli mi nie powiesz tak?
- Nie teraz
- Dlaczego?!
- Caroline... Myślę, że zakończyliśmy już naszą rozmowę, a teraz pozwól, że odprowadzę cię do twojej sypialni. - ostatecznie zakończył wymianę zdań.
Na początku moja duma nie pozwalała mi tu pozostać ani chwili dużej, jednak prawie od razu zdałam sobie sprawę, że nie mogę wrócić do domu. Wściekła ominęłam wampira i skierowałam się w stronę wskazanego przez Klausa pokoju. Aby podkreślić moją złość z całej siły trzasnęłam drzwiami. Doskonale wiedziałam, że na pewno nie ujdzie to uwadze hybrydzie.
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było bardzo przestronne. Największe wrażenie zrobiło na mnie wielkie łoże z ogromnym baldachimem. Raptownie przypomniałam sobie chwile spędzone z pierwotnym na identycznym łożu. To sprawiło, że moja złość zwiększyła się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, jak on mógł odsunąć się ode mnie kiedy chciałam go pocałować!
Po dłuższej chwili namysłu postanowiłam wziąć prysznic, mając nadzieję że to pomoże opanować moje emocje. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i w godzinę później byłam już gotowa do snu. Miałam ogromne szczęście, ponieważ w szefie znalazłam całe mnóstwo słodkich piżam. Wybrałam niebieską z króciutkimi spodenkami i koszulką na ramiączkach. Perfekcyjnie przygotowana stwierdziłam, że już czas oddać się w objęcia Morfeusza, w końcu była już 12 w nocy. Sama nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko zleciał....
Ułożyłam się do snu i.... nic. Przewracałam się z boku na bok, liczyłam barany, robiłam wszystko byle by zasnąć, ale jak na złość nic mi nie pomagało. Po godzinie ,, żmudnej pracy '' wpadłam na najgłupszy pomysł w moim życiu. Coś tam we mnie w środku po cichutku podpowiadało mi, że może wycieczka do pokoju Klausa przyniosłaby mi spokój i przy nim mogłabym spokojnie zasnąć.... Dość długo biłam się z tą myślą. Dziwnie czułam się myśląc, że po naszej kłótni mógłby po prostu mnie stamtąd wyrzucić. ,, Caroline, odwagi, raz się żyje'' - dodałam sobie odwagi. Bez wahania wstałam z łóżka i udałam się w kierunku sypialni hybrydy......
A oto rozdział 17!!! Jeny, nawet nie wiem jam mam wszystkich przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam.... Mam nadzieję że uda mi się znaleźć chwilę czasu i dodać kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu, ale nie obiecuję.... Teraz bardzo was proszę o komentowanie. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z każdego komentarza, a za wszystkie które znajdują się pod poprzednimi rozdziałami bardzo, bardzo dziękuję!!!:)
niedziela, 11 listopada 2012
Rozdział 16
Caroline:
Cholera! Dlaczego akurat moje życie musi być jednym wielkim bagnem!?Jak zwykle to ja muszę obrywać najbardziej w skórę. Jak zawsze... Najpierw śmierć Tylera, potem Klaus, no i jeszcze na dobitkę utrata przyjaciół. Świetnie, po prostu rewelacyjnie.
Jadąc do Grilla cały czas rozmyślałam o wszystkim co zaszło u Salvatorów. Miałam ochotę zatrzymać samochód i zacząć jak zawsze w takich sytuacjach ryczeć. Wypłakać wszystkie swoje smutki, wszystko to co mnie gnębi.... O nie ! Nie tym razem. Mam już dosyć użalania się nad sobą. Dosyć bezsensownego płaczu. W tamtej chwili jedyne czego było mi trzeba to osoby, która mnie przytuli, wysłucha, pocieszy... Niestety po chwili rozmyślań zdałam sobie sprawę z tego, iż ja nie posiadam już żadnej takiej osoby, żadnego przyjaciela.... Zastałam sama. Wszyscy mnie opuścili. Nadal nie mogłam zrozumieć kim trzeba być, żeby chcieć mnie tak perfidnie wykorzystać.... No fakt zapomniałam... Trzeba być Eleną.
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że w końcu dotarłam do miejscowego baru. Ospale wysiadłam z auta, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam od razu moje zmysły się wyczuliły.
- Poważnie!? - syknęłam, widząc Klausa wpatrującego się we mnie.
Klaus:
Siedziałem przy barze patrząc w oczy mojej królewny. Natychmiast zauważyłem, że coś jest nie tak. Caroline była strasznie blada, a jej twarz była wykrzywiona w grymasie złości i smutku. Powoli zaczęła zbliżać się w moim kierunku. Nie powiem, byłem tym nie lada zdziwiony, ponieważ byłem święcie przekonany, że po naszym ostatnim spotkaniu wampirzyca będzie mnie omijać szerokim łukiem. Ona natomiast bez pośpiechu przeszła przede mną, a następnie zajęła miejsce obok.
- Poproszę martini, albo nie... poproszę czystą... - powiedziała beznamiętnie do barmana.
Przez cały ten czas wpatrywałem się w nią z niemałym zdziwieniem.
- Jeny, przestań się w końcu tak na mnie gapić! - niespodziewanie moja bogini spiorunowała mnie wzrokiem. Prychnęła tylko, przerzuciwszy wzrok na palce, którymi nerwowo pukała czekając na alkohol.
- Nie wiedziałem, że anioły preferują ,,czystą,, - stwierdziłem z nutką sarkazmu. Nie musiałem długo czekać na reakcję Caroline. Momentalnie wybuchła śmiechem, po czym szybko schowała twarz w dłoniach.
- Nie będę płakać.... Nie będę płakać! - zaczęła po cichu powtarzać próbując uspokoić swój oddech.
- Caroline, co się stało? - zapytałem niepewnie po chwili milczenia.
- Nic, no może prócz tego, że życie mi się wali, ale to taki mały szczegół..... - powiedziała patrząc nieobecnie w moje oczy. Od razu zrozumiałem o co chodzi.
- Co oni ci zrobili? - zapytałem w ze złością i gniewem.
Kiedy Caroline usłyszała moje pytanie raptownie odwróciła się w stronę baru. Jej ręce drżały, a ona sama przygryzała wargę. Widziałem, że dziewczyna nie nie chce o tym mówić, jednak ja musiałem to wiedzieć. W tym też celu delikatnie ująłem ją za brodę, chcąc aby spojrzała mi w twarz. Na początku nie chciała się do mnie odwrócić, ale w końcu to zrobiła.
- Klaus, zrozum ja.....- na chwilkę przymknęła oczy, żeby po kilku sekundach znów je otworzyć. - ja nie chcę o tym mówić, naprawdę nie mam na to teraz siły. Jedyne co chce teraz zrobić to po prostu się uchlać. - powiedziała ze smutkiem.
- Przecież doskonale wiesz, że alkohol ci nie pomoże... - stwierdziłem głaszcząc ją po policzku.
- Wiem , ale jakoś nie mam lepszego pomysłu jak sobie pomóc... - powiedziała ledwo powstrzymując się od urojenia łez.
Caroline:
Już miałam wziąć w rękę kieliszek stojący przede mną, kiedy Klaus złapał moją dłoń. Próbowałam mu ją wyszarpnąć ale niestety przynosiło to marny efekt. Wampir szybko zaskoczył z krzesła i próbował mnie także do tego zmusić.
- Wyjdźmy na zewnątrz ... - powiedział patrząc na mnie błagalnie.
-Nie mam ochoty nigdzie się ruszać. - stwierdziłam ze złością. On jednak nie dawał za wygraną i dalej ciągnął mnie za rękę. Po chwili stawiania mu oporu, zdałam sobie sprawę, że to i tak nie ma sensu i równie szybko co on zeskoczyłam z krzesła.
Kiedy wyszliśmy z budynku Klaus zatrzymał się. Odgarnął kilka niesfornych loków z mojej twarzy, a potem delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Zapytam jeszcze raz, co się stało? - zapytał z troską i żalem
- Po tym jak wyszedłeś... - zaczęłam powoli - zadzwoniła do mnie Elena. Chciała, żebym przyszła do Salvatorów no i tak też zresztą później zrobiłam. Byli tam wszyscy, Bonnie, Damon, Stefan, Matt... Stefan powiedział, że nie znaleźli jeszcze żadnego sposobu na tworzenie hybryd, więc... Oni chcieli... - zatrzymałam, czując, że dłużej nie dam rady. - chcieli, żebym się jakoś tobą zajęła.... żebym poszła z tobą do łóżka, żeby cię udobruchać po to abyś ich nie zabijał... - dokończyłam siłując się sama ze sobą. Raptownie poczułam ciepło ciała Klausa. Właśnie tego potrzebowałam. Tego, żeby ktoś się mną zainteresował, przytulił.
- Idioci! Jeszcze dzisiaj będą martwi! - krzyknął Klaus cały czas przytulając mnie.
- Nie proszę cie Klaus, nie rób im krzywdy, błagam cie nie zabijaj ich... - nie wytrzymałam i potok łez spłynął po mojej twarzy. Wampir, widząc mój stan przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po włosach.
- Ciiii, już dobrze, nic im na razie nie zrobię - powiedział całując mnie w głowę.
Nieoczekiwanie mój telefon wydał dźwięk oznaczający nową wiadomość. Szybko odsunęłam się od hybrydy i przeczytałam smsa. Kiedy tylko to zrobiłam zaczęłam się śmiać przez łzy.
- O co chodzi? - spytał zdziwiony pierwotny.
- O to, że Elena jest u mnie w domu i cholernie chce ze mną porozmawiać...
- Choć... - powiedział tylko wampir po czym pociągnął mnie za sobą.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam niepewnie, domyślając się odpowiedzi.
- Dzisiaj nocujesz u mnie. - poinformował mnie z łobuzerskim uśmiechem. - No chyba, że wolisz wrócić do siebie....
Doskonale wiedział, że nie mogę, a raczej nie chcę wrócić do domu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w willi Klausa....
A oto kolejny, 16 już rozdział! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam was za to, że tak długo nie pisałam i za ten rozdział...;( Kurcze, wyszedł niesamowicie chaotycznie.... szkoda, że tak wyszło...:(
Nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o komentarze...:)
Cholera! Dlaczego akurat moje życie musi być jednym wielkim bagnem!?Jak zwykle to ja muszę obrywać najbardziej w skórę. Jak zawsze... Najpierw śmierć Tylera, potem Klaus, no i jeszcze na dobitkę utrata przyjaciół. Świetnie, po prostu rewelacyjnie.
Jadąc do Grilla cały czas rozmyślałam o wszystkim co zaszło u Salvatorów. Miałam ochotę zatrzymać samochód i zacząć jak zawsze w takich sytuacjach ryczeć. Wypłakać wszystkie swoje smutki, wszystko to co mnie gnębi.... O nie ! Nie tym razem. Mam już dosyć użalania się nad sobą. Dosyć bezsensownego płaczu. W tamtej chwili jedyne czego było mi trzeba to osoby, która mnie przytuli, wysłucha, pocieszy... Niestety po chwili rozmyślań zdałam sobie sprawę z tego, iż ja nie posiadam już żadnej takiej osoby, żadnego przyjaciela.... Zastałam sama. Wszyscy mnie opuścili. Nadal nie mogłam zrozumieć kim trzeba być, żeby chcieć mnie tak perfidnie wykorzystać.... No fakt zapomniałam... Trzeba być Eleną.
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że w końcu dotarłam do miejscowego baru. Ospale wysiadłam z auta, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam od razu moje zmysły się wyczuliły.
- Poważnie!? - syknęłam, widząc Klausa wpatrującego się we mnie.
Klaus:
Siedziałem przy barze patrząc w oczy mojej królewny. Natychmiast zauważyłem, że coś jest nie tak. Caroline była strasznie blada, a jej twarz była wykrzywiona w grymasie złości i smutku. Powoli zaczęła zbliżać się w moim kierunku. Nie powiem, byłem tym nie lada zdziwiony, ponieważ byłem święcie przekonany, że po naszym ostatnim spotkaniu wampirzyca będzie mnie omijać szerokim łukiem. Ona natomiast bez pośpiechu przeszła przede mną, a następnie zajęła miejsce obok.
- Poproszę martini, albo nie... poproszę czystą... - powiedziała beznamiętnie do barmana.
Przez cały ten czas wpatrywałem się w nią z niemałym zdziwieniem.
- Jeny, przestań się w końcu tak na mnie gapić! - niespodziewanie moja bogini spiorunowała mnie wzrokiem. Prychnęła tylko, przerzuciwszy wzrok na palce, którymi nerwowo pukała czekając na alkohol.
- Nie wiedziałem, że anioły preferują ,,czystą,, - stwierdziłem z nutką sarkazmu. Nie musiałem długo czekać na reakcję Caroline. Momentalnie wybuchła śmiechem, po czym szybko schowała twarz w dłoniach.
- Nie będę płakać.... Nie będę płakać! - zaczęła po cichu powtarzać próbując uspokoić swój oddech.
- Caroline, co się stało? - zapytałem niepewnie po chwili milczenia.
- Nic, no może prócz tego, że życie mi się wali, ale to taki mały szczegół..... - powiedziała patrząc nieobecnie w moje oczy. Od razu zrozumiałem o co chodzi.
- Co oni ci zrobili? - zapytałem w ze złością i gniewem.
Kiedy Caroline usłyszała moje pytanie raptownie odwróciła się w stronę baru. Jej ręce drżały, a ona sama przygryzała wargę. Widziałem, że dziewczyna nie nie chce o tym mówić, jednak ja musiałem to wiedzieć. W tym też celu delikatnie ująłem ją za brodę, chcąc aby spojrzała mi w twarz. Na początku nie chciała się do mnie odwrócić, ale w końcu to zrobiła.
- Klaus, zrozum ja.....- na chwilkę przymknęła oczy, żeby po kilku sekundach znów je otworzyć. - ja nie chcę o tym mówić, naprawdę nie mam na to teraz siły. Jedyne co chce teraz zrobić to po prostu się uchlać. - powiedziała ze smutkiem.
- Przecież doskonale wiesz, że alkohol ci nie pomoże... - stwierdziłem głaszcząc ją po policzku.
- Wiem , ale jakoś nie mam lepszego pomysłu jak sobie pomóc... - powiedziała ledwo powstrzymując się od urojenia łez.
Caroline:
Już miałam wziąć w rękę kieliszek stojący przede mną, kiedy Klaus złapał moją dłoń. Próbowałam mu ją wyszarpnąć ale niestety przynosiło to marny efekt. Wampir szybko zaskoczył z krzesła i próbował mnie także do tego zmusić.
- Wyjdźmy na zewnątrz ... - powiedział patrząc na mnie błagalnie.
-Nie mam ochoty nigdzie się ruszać. - stwierdziłam ze złością. On jednak nie dawał za wygraną i dalej ciągnął mnie za rękę. Po chwili stawiania mu oporu, zdałam sobie sprawę, że to i tak nie ma sensu i równie szybko co on zeskoczyłam z krzesła.
Kiedy wyszliśmy z budynku Klaus zatrzymał się. Odgarnął kilka niesfornych loków z mojej twarzy, a potem delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Zapytam jeszcze raz, co się stało? - zapytał z troską i żalem
- Po tym jak wyszedłeś... - zaczęłam powoli - zadzwoniła do mnie Elena. Chciała, żebym przyszła do Salvatorów no i tak też zresztą później zrobiłam. Byli tam wszyscy, Bonnie, Damon, Stefan, Matt... Stefan powiedział, że nie znaleźli jeszcze żadnego sposobu na tworzenie hybryd, więc... Oni chcieli... - zatrzymałam, czując, że dłużej nie dam rady. - chcieli, żebym się jakoś tobą zajęła.... żebym poszła z tobą do łóżka, żeby cię udobruchać po to abyś ich nie zabijał... - dokończyłam siłując się sama ze sobą. Raptownie poczułam ciepło ciała Klausa. Właśnie tego potrzebowałam. Tego, żeby ktoś się mną zainteresował, przytulił.
- Idioci! Jeszcze dzisiaj będą martwi! - krzyknął Klaus cały czas przytulając mnie.
- Nie proszę cie Klaus, nie rób im krzywdy, błagam cie nie zabijaj ich... - nie wytrzymałam i potok łez spłynął po mojej twarzy. Wampir, widząc mój stan przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po włosach.
- Ciiii, już dobrze, nic im na razie nie zrobię - powiedział całując mnie w głowę.
Nieoczekiwanie mój telefon wydał dźwięk oznaczający nową wiadomość. Szybko odsunęłam się od hybrydy i przeczytałam smsa. Kiedy tylko to zrobiłam zaczęłam się śmiać przez łzy.
- O co chodzi? - spytał zdziwiony pierwotny.
- O to, że Elena jest u mnie w domu i cholernie chce ze mną porozmawiać...
- Choć... - powiedział tylko wampir po czym pociągnął mnie za sobą.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam niepewnie, domyślając się odpowiedzi.
- Dzisiaj nocujesz u mnie. - poinformował mnie z łobuzerskim uśmiechem. - No chyba, że wolisz wrócić do siebie....
Doskonale wiedział, że nie mogę, a raczej nie chcę wrócić do domu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w willi Klausa....
A oto kolejny, 16 już rozdział! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam was za to, że tak długo nie pisałam i za ten rozdział...;( Kurcze, wyszedł niesamowicie chaotycznie.... szkoda, że tak wyszło...:(
Nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o komentarze...:)
poniedziałek, 15 października 2012
Rozdział 15
Caroline:
Byłam naprawdę nieźle wkurzona. Jednego dnia moi ,, wspaniali '' przyjaciele ratują mnie od tej popieprzonej hybrydy, a już drugiego bezpardonowo zawracają mi głowę jakimiś cholernie ważnymi sprawami z znanego nam cyklu ,, jak uratować dupsko Elenki''....
,, Jeny, jak ja ich nie znoszę'' - przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odrzuciłam te myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że do puki nie spotkam się z nimi to nie dadzą mi spokoju.
Ospałym krokiem podeszłam do okna w celu sprawdzenia jaka pogoda panuje dziś w MF. Niestety widok za szybą nie napawał mnie optymizmem. Poranek był bardzo pochmurny, a w dodatku zanosiło się na niemały deszcz. Szybkim krokiem podeszłam do mojej ukochanej szafy. Z racji tego, iż było zimno postanowiłam założyć czarne rurki, biały T- shirt, na który zarzuciłam czarną skórzaną kurtką, a do tego założyłam przepiękne czarne szpilki. Do zestawu dodałam kilka dodatków w postaci turkusowego naszyjnika i kilku srebrnych pierścionków. Całość dopełniłam dość drapieżnym makijażem, a włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone.
Kiedy skończyłam szykować się do wyjścia postanowiłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze. Gdy do niego podeszłam ujrzałam przed sobą już nie roztrzepaną, głupawą i pustą nastolatką, ale prawdziwą kobietę, która jest pewna siebie, piękna i co najważniejsze niesamowicie niebezpieczna. Nie wiem dlaczego, ale od razu w mojej głowie pojawił się obraz, który strasznie mnie przeraził. Patrząc w swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, że brakuje mi osoby, która zapewne teraz stałaby za mną patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Czułam, że brakuje mi Klausa. Jego obecności, która sprawiała, że czułam się jak księżniczka, najpiękniejsza kobieta na świecie, jak czyjaś ukochana... jak jego ukochana...
Wypowiadając w myślach te słowa, zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam od pierwotnego na pożegnanie. Zrozumiałam powagę tego co mi powiedział.... Gdzieś tam w środku cieszyłam się z tego co wampir czuje do mnie, ale mój rozsądek wiedział, że nie mogę pozwolić sobie na odwzajemnienie tego uczucia. Po dłuższej chwili rozmyślań zdałem sobie sprawę, iż jest już 11:00.
Szybkim krokiem wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pognałam na spotkanie.
Klaus:
Życie jest naprawdę piękne! Od bardzo dawna nie czułem się tak dobrze. Miałem prawie wszystko, pieniądze, piękny dom, samochody i to co najważniejsze... czyli uczucie, jakim zaczynała darzyć mnie Caroline. Choć ona nadal uparcie twierdziła, że nic do mnie nie czuje to ja i tak znałem prawdę. Wszystko układało się po mojej myśli. Miałem już dokładny plan jak przekonać do siebie Caroline, a bal, który organizowała moja siostra był świetną okazją do zrealizowania go.....
Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo.. - powiedziałem obojętnym głosem.
- To ja Bonnie - usłyszałem w słuchawce głos wiedźmy. - Musimy porozmawiać. - powiedziała niezwykle stanowczo.
- Przykro mi NIE MAM CZASU - wysyczałem do słuchawki mając nadzieję, że ta mała da mi spokój.
- Nie obchodzi mnie to, czekam na ciebie o 15:00 w parku. - Stwierdziła, po czym rozłączyła się.
Nie mogłem uwierzyć w to, iż ta wredna czarownica bez większego strachu pomiatała sobie mną. Niestety wiedziałem, że skoro do mnie zadzwoniła to faktycznie musi mieć jakiś ważny powód.
Zdegustowany jej szczeniackimi i głupim zachowaniem postanowiłem wstąpić do baru na małego drinka.
- Hmmm.. jest dopiero 11:15, czyli mam jeszcze trochą czasu - wywnioskowałem spoglądając na zegarek.
Caroline:
Droga do Salvatorów minęła mi dość szybko, mimo iż wcale się tam nie spieszyłam. Kiedy dotarłam do celu powoli wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Bez pośpiechu zapukałam. Drzwi otworzyły się w sekundę później, a przede mną pojawiła się postać Eleny.
- Prosiłam cię o to, abyś się pospieszyła, a ty co zastanawiasz się 3 godziny co na siebie włożyć!?- wykrzyczała mi na powitanie wampirzyca.
O mały włos nie spadłam ze schodów ze zdziwienia, a raczej zszokowania jej zachowaniem.
- Też miło cię widzieć.... - powiedziałam powoli nadal nienaturalnie wytrzeszczając oczy. Elena tylko prychnęła ( niczym rasowy koń), wykrzywiła minę w grymasie złości po czym zaprosiła mnie wymuszonym gestem dłoni do środka. Mozolnie przekroczyłam próg domu, a następnie ruszyłam w kierunku salonu. Nie zdziwił mnie widok wszystkich zebranych, a mianowicie Stefana, Damona, Bonnie i Matta.
- O blondi zaszczyciła nas swoją obecnością, niewierze.... - pokiwał głową jak zwykle chamski Damon.
- Proszę cię skończ .... - przerwał mu znudzony całą sytuacją Stefan.
Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie aż taki straszny. ,, Musisz wytrzymać Caroline'' - powtarzałam sobie w myślach, ledwo co powstrzymując się wbicia kołka w tego wrednego palanta.
- Dobra, czego ode mnie chcecie? - zapytałam, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- Chodzi o to, że nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na tworzenie nowych hybryd, a jak wiesz Klaus nie ma zamiaru długo czekać więc... - poinformował mnie dość szybko młodszy Salvatore.
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam nie mając zielonego pojęcia o co im wszystkim chodzi.
- Było by miło gdybyś przekonała naszą kochaną hybrydkę, aby jeszcze trochę poczekał... no wiesz tu pogadasz, tam dasz buziaka... - zakończył ilustrując ostatnią część zdania.
Po prostu myślałam, że padnę. Nie sądziłam, że te hieny posunę się do tego stopnia, żeby tylko ratować swój tyłek. Nie mieściło mi się w głowie to, jak moje ,, przyjaciółki'' były w stanie zrobić mi coś takiego. Byłam w takim szoku, iż nie wiedziałam , ani co mam powiedzieć, ani co zrobić....
- Poważnie!?- zapytałam ledwo co stojąc na nogach. - Wiecie co... Mój Boże..... To mi się nawet w głowie nie mieści.... Jak wy możecie prosić mnie o coś takiego, po tym co przeszłam?? - wykrzyczałam, ostatkiem sił hamując łzy.
Nie czekając na reakcję wszystkich zebranych wybiegłam z domu. Wskoczyłam do auta i obrałam jeden kierunek, którym był oczywiście Grill.
I oto rozdział 15! PRZEPRASZAM, że tak długo nie pisałam, ale te wszystkie kartkówki i sprawdziany....:(
Co o tym sądzicie? Jak dla mnie jeden wielki gniot, ale cóż..... Mogę tylko powiedzieć na pocieszenie, że następny rozdział, przynajmniej w moim mniemaniu będzie dużo bardziej ciekawy.....;)
Byłam naprawdę nieźle wkurzona. Jednego dnia moi ,, wspaniali '' przyjaciele ratują mnie od tej popieprzonej hybrydy, a już drugiego bezpardonowo zawracają mi głowę jakimiś cholernie ważnymi sprawami z znanego nam cyklu ,, jak uratować dupsko Elenki''....
,, Jeny, jak ja ich nie znoszę'' - przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odrzuciłam te myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że do puki nie spotkam się z nimi to nie dadzą mi spokoju.
Ospałym krokiem podeszłam do okna w celu sprawdzenia jaka pogoda panuje dziś w MF. Niestety widok za szybą nie napawał mnie optymizmem. Poranek był bardzo pochmurny, a w dodatku zanosiło się na niemały deszcz. Szybkim krokiem podeszłam do mojej ukochanej szafy. Z racji tego, iż było zimno postanowiłam założyć czarne rurki, biały T- shirt, na który zarzuciłam czarną skórzaną kurtką, a do tego założyłam przepiękne czarne szpilki. Do zestawu dodałam kilka dodatków w postaci turkusowego naszyjnika i kilku srebrnych pierścionków. Całość dopełniłam dość drapieżnym makijażem, a włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone.
Kiedy skończyłam szykować się do wyjścia postanowiłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze. Gdy do niego podeszłam ujrzałam przed sobą już nie roztrzepaną, głupawą i pustą nastolatką, ale prawdziwą kobietę, która jest pewna siebie, piękna i co najważniejsze niesamowicie niebezpieczna. Nie wiem dlaczego, ale od razu w mojej głowie pojawił się obraz, który strasznie mnie przeraził. Patrząc w swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, że brakuje mi osoby, która zapewne teraz stałaby za mną patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Czułam, że brakuje mi Klausa. Jego obecności, która sprawiała, że czułam się jak księżniczka, najpiękniejsza kobieta na świecie, jak czyjaś ukochana... jak jego ukochana...
Wypowiadając w myślach te słowa, zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam od pierwotnego na pożegnanie. Zrozumiałam powagę tego co mi powiedział.... Gdzieś tam w środku cieszyłam się z tego co wampir czuje do mnie, ale mój rozsądek wiedział, że nie mogę pozwolić sobie na odwzajemnienie tego uczucia. Po dłuższej chwili rozmyślań zdałem sobie sprawę, iż jest już 11:00.
Szybkim krokiem wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pognałam na spotkanie.
Klaus:
Życie jest naprawdę piękne! Od bardzo dawna nie czułem się tak dobrze. Miałem prawie wszystko, pieniądze, piękny dom, samochody i to co najważniejsze... czyli uczucie, jakim zaczynała darzyć mnie Caroline. Choć ona nadal uparcie twierdziła, że nic do mnie nie czuje to ja i tak znałem prawdę. Wszystko układało się po mojej myśli. Miałem już dokładny plan jak przekonać do siebie Caroline, a bal, który organizowała moja siostra był świetną okazją do zrealizowania go.....
Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo.. - powiedziałem obojętnym głosem.
- To ja Bonnie - usłyszałem w słuchawce głos wiedźmy. - Musimy porozmawiać. - powiedziała niezwykle stanowczo.
- Przykro mi NIE MAM CZASU - wysyczałem do słuchawki mając nadzieję, że ta mała da mi spokój.
- Nie obchodzi mnie to, czekam na ciebie o 15:00 w parku. - Stwierdziła, po czym rozłączyła się.
Nie mogłem uwierzyć w to, iż ta wredna czarownica bez większego strachu pomiatała sobie mną. Niestety wiedziałem, że skoro do mnie zadzwoniła to faktycznie musi mieć jakiś ważny powód.
Zdegustowany jej szczeniackimi i głupim zachowaniem postanowiłem wstąpić do baru na małego drinka.
- Hmmm.. jest dopiero 11:15, czyli mam jeszcze trochą czasu - wywnioskowałem spoglądając na zegarek.
Caroline:
Droga do Salvatorów minęła mi dość szybko, mimo iż wcale się tam nie spieszyłam. Kiedy dotarłam do celu powoli wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Bez pośpiechu zapukałam. Drzwi otworzyły się w sekundę później, a przede mną pojawiła się postać Eleny.
- Prosiłam cię o to, abyś się pospieszyła, a ty co zastanawiasz się 3 godziny co na siebie włożyć!?- wykrzyczała mi na powitanie wampirzyca.
O mały włos nie spadłam ze schodów ze zdziwienia, a raczej zszokowania jej zachowaniem.
- Też miło cię widzieć.... - powiedziałam powoli nadal nienaturalnie wytrzeszczając oczy. Elena tylko prychnęła ( niczym rasowy koń), wykrzywiła minę w grymasie złości po czym zaprosiła mnie wymuszonym gestem dłoni do środka. Mozolnie przekroczyłam próg domu, a następnie ruszyłam w kierunku salonu. Nie zdziwił mnie widok wszystkich zebranych, a mianowicie Stefana, Damona, Bonnie i Matta.
- O blondi zaszczyciła nas swoją obecnością, niewierze.... - pokiwał głową jak zwykle chamski Damon.
- Proszę cię skończ .... - przerwał mu znudzony całą sytuacją Stefan.
Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie aż taki straszny. ,, Musisz wytrzymać Caroline'' - powtarzałam sobie w myślach, ledwo co powstrzymując się wbicia kołka w tego wrednego palanta.
- Dobra, czego ode mnie chcecie? - zapytałam, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- Chodzi o to, że nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na tworzenie nowych hybryd, a jak wiesz Klaus nie ma zamiaru długo czekać więc... - poinformował mnie dość szybko młodszy Salvatore.
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam nie mając zielonego pojęcia o co im wszystkim chodzi.
- Było by miło gdybyś przekonała naszą kochaną hybrydkę, aby jeszcze trochę poczekał... no wiesz tu pogadasz, tam dasz buziaka... - zakończył ilustrując ostatnią część zdania.
Po prostu myślałam, że padnę. Nie sądziłam, że te hieny posunę się do tego stopnia, żeby tylko ratować swój tyłek. Nie mieściło mi się w głowie to, jak moje ,, przyjaciółki'' były w stanie zrobić mi coś takiego. Byłam w takim szoku, iż nie wiedziałam , ani co mam powiedzieć, ani co zrobić....
- Poważnie!?- zapytałam ledwo co stojąc na nogach. - Wiecie co... Mój Boże..... To mi się nawet w głowie nie mieści.... Jak wy możecie prosić mnie o coś takiego, po tym co przeszłam?? - wykrzyczałam, ostatkiem sił hamując łzy.
Nie czekając na reakcję wszystkich zebranych wybiegłam z domu. Wskoczyłam do auta i obrałam jeden kierunek, którym był oczywiście Grill.
I oto rozdział 15! PRZEPRASZAM, że tak długo nie pisałam, ale te wszystkie kartkówki i sprawdziany....:(
Co o tym sądzicie? Jak dla mnie jeden wielki gniot, ale cóż..... Mogę tylko powiedzieć na pocieszenie, że następny rozdział, przynajmniej w moim mniemaniu będzie dużo bardziej ciekawy.....;)
czwartek, 27 września 2012
Rozdział 14
Klaus:
Nie wiem co się ze mną stało. Jak mogłem tak po prostu wypuścić stąd Caroline? Dlaczego nie powiedziałem tej bandzie dzieciaków całej prawdy? Sam nie wiedziałem jak mam sobie to wszystko wytłumaczyć. Przecież ludzie, a raczej wampiry nie zmieniają się od tak z dnia na dzień, nawet kiedy czują coś więcej do drugiej osoby.... Nie rozumiałem jak mogłem być takim idiotą i pokazać wszystkim jaki to ja jestem wspaniały i troskliwy. Niech to szlag! Ani Caroline, ani jej przyjaciele nie mogli uważać mnie za słabego. Musiałem jak najszybciej wymyślić coś co znowu wzbudziłoby w nich przerażenie.
- Cześć braciszku! - nagle w drzwiach stanęła Rebekah. Byłem lekko zszokowany jej świetnym humorem. Już dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej.
- Coś się stało? - zapytałem ostrożnie wiedząc, iż z pewnością moja siostra zaraz zacznie prosić mnie o coś w moim mniemaniu niedorzecznego.
- Nik, nawet nie zgadniesz z kim rozmawiałam - zaczęła powoli podchodzić do fotela, w którym wypoczywałem. - Dzisiaj całkiem przypadkiem spotkałam się z panią burmistrz. Rozmawiałyśmy przez chwilę o jakiś głupotach, aż w końcu pani Lockwood złożyła mi bardzo ciekawą propozycję. - moja siostrzyczka uśmiechnęła się przebiegle.
- Niech zgadnę, pani burmistrz da ci gigantyczną nagrodę jak tylko pozbędziesz się mnie z miasta? - Powiedziałem z udawaną przebiegłością wpatrując się w szklankę z whisky.
- Po pierwsze nie, po drugie, wydaje mi się, iż pani Lockwood darzy cię sympatią, a po trzecie zapytała mnie czy nie zechciałabym urządzić przyjęcia z okazji... no nie ważne z jakiej tam okazji, to jak zgadzasz się?
- Rebekah, ile razy mam ci powtarzać, iż nie życzę sobie, aby w moim domu organizowano jakiekolwiek bale... - przypomniałem z frustracją, choć byłem święcie przekonany, że moja siostra już dawno podjęła decyzję za mnie.
- Wiesz co? Mam to gdzieś! I dla twojej wiadomości bal odbędzie się za 3 dni...
- Nawet nie wiesz jaka jesteś.. denerwująca... - ująłem dość delikatnie nie chcąc użyć nieprzyzwoitych sformułowań. Wściekły na siostrę wyszedłem z domu. Dokładnie wiedziałem do kąt poprowadzą mnie nogi.
Caroline:
Koszmary, to najgorsza rzecz jaka może spotkać osobę, która pragnie tylko spokojnie spać. Najgorsze było to, że niestety w koszmarach pojawiają się postacie, a raczej potwory, których najbardziej się boimy. W moim przypadku był to oczywiście Klaus. Jedna scena za drugą pojawiały się w moim umyśle i wszystkie były związane oczywiście z nim.
Nie wiem jakim cudem nagle obudziłam się. W sekundę później cholernie żałowałam, że nadal nie dręczą mnie zmory. Jak zwykle rzeczywistość musiała być jeszcze bardziej okrutna.
- Bardzo niespokojnie spałaś - stwierdził z szelmowskim uśmiechem Klaus. Jak gdyby nigdy nic leżał sobie obok mnie spokojnie wpatrując się w moje oczy.
- Nie ma się co dziwić, śniłam o wielkim potworze - powiedziałam próbując wydostać się z łóżka. Oczywiście niestety nie było mi to dane, ponieważ jakieś wielkie łapsko wciskało moje żebra w materac.
- Czyżbyś mówiła o mnie słonko? - zapytał z niedowierzaniem - Oj , chyba się obrażę... - powiedział robiąc minę złego pięciolatka.
Niestety na moje nieszczęście nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Wampir, chcąc podtrzymać mój dobry humor zaczął mnie łaskotać..... Poważnie?? Nie zdawałam sobie sprawy, że osoba mająca ponad 1000 lat jest jeszcze na tyle dziecinna, a tym bardziej iż jest to najpotężniejsza hybryda stąpająca po tej ziemi... No cóż najwyraźniej pozory mylą.
-Przestań, błagam - zachichotałam, ledwo co powstrzymując się od płaczu.
Klaus w końcu przestał, lecz po chwili zrobił coś co było dla mnie jeszcze gorsze. Poczułam jak jego wargi dotykają moich. Jeszcze nigdy Klaus nie całował mnie z taką czułością i miłością. Raptownie odsunęłam się od niego, na co on tylko posmutniał.
- Klaus, nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania, ja nadal uważam, że to co między nami zaszło to był po prostu błąd - powiedziałam szczerze, nie owijając w bawełnę.
- Ach, to tak... - stwierdził z wyczuwalną irytacją wampir
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego ile złego wyrządziłeś mnie i moim przyjaciołom. Tego nie da się od razu odbudować. Ja wierze w to, że chcesz się zmienić, ale...
- A kto powiedział, że mam zamiar się zmieniać? - przerwał mi nagle Klaus. - Caroline, ja nie mam zamiaru ani trochę się zmieniać, ba mam zamiar nadal szantażować twoich przyjaciół, a co do ciebie kochanie... - powiedział gładząc mnie po policzku - Czy chcesz czy nie oboje wiemy, że i tak już należysz do mnie.. - zakończył uśmiechając się cwaniacko.
- Chyba sobie kpisz! - powiedziałam najwścieklej jak potrafiłam - nigdy nie należałam, nie należę i nie będę należeć do ciebie, jasne!? - wrzasnęłam rzucając się na Klausa, podduszając go, a jednocześnie wyszczerzając kły.
Pierwotny praktycznie od razu zamienił nas miejscami, z tym że mnie nie podduszał.
- Pozwól, że o tym będę decydował ja... - stwierdził, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Po dłuższej chwili szarpania się z hybrydą, w końcu zostałam uwolniona.
- Wynoś się stąd - krzyknęłam i w mgnieniu oka znajdując się przy drzwiach. Klaus popatrzył na mnie z rozśmieszeniem i podszedł do mnie. Mimowolnie zadrżałam czując na swoim dekolcie jego lodowaty oddech.
Usłyszałam tylko powiedziane szeptem ,,.. ja też cię kocham '' i nagle go nie było. Przez chwilę stałam jak słup soli, puki nie usłyszałam dzwoniącego telefonu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż już świta. ,, Jak dobrze, że mama pojechała w nocy do pracy'' - przeszło mi przez myśl kiedy odbierałam telefon.
- Halo.. - Powiedziałam powoli, siłując się z każdą literą.
- Hej Caroline, z tej strony Elena, wiesz mamy do ciebie sprawę, wiem, wiem, nie powinnam zawracać ci niczym głowy po wczorajszych wydarzeniach, ale to naprawdę pilne. Zjaw się jak najszybciej u Salvatorów ok?? - powiedziała na jednym oddechu.
- Dobrze, pa... - powiedziałam kończąc rozmowę.
,, Kolejny raz nie obchodzi ich to co przeżywam ja, tylko oczywiście Elena... '' - stwierdziłam z goryczą, po czym zaczęłam szykować się do wyjścia.
Co sądzicie o nowym rozdziale??? Mnie szczerze mówiąc się nie podoba:( No, ale cóż, komentowanie i ocenę pozostawiam wam... :)
Nie wiem co się ze mną stało. Jak mogłem tak po prostu wypuścić stąd Caroline? Dlaczego nie powiedziałem tej bandzie dzieciaków całej prawdy? Sam nie wiedziałem jak mam sobie to wszystko wytłumaczyć. Przecież ludzie, a raczej wampiry nie zmieniają się od tak z dnia na dzień, nawet kiedy czują coś więcej do drugiej osoby.... Nie rozumiałem jak mogłem być takim idiotą i pokazać wszystkim jaki to ja jestem wspaniały i troskliwy. Niech to szlag! Ani Caroline, ani jej przyjaciele nie mogli uważać mnie za słabego. Musiałem jak najszybciej wymyślić coś co znowu wzbudziłoby w nich przerażenie.
- Cześć braciszku! - nagle w drzwiach stanęła Rebekah. Byłem lekko zszokowany jej świetnym humorem. Już dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej.
- Coś się stało? - zapytałem ostrożnie wiedząc, iż z pewnością moja siostra zaraz zacznie prosić mnie o coś w moim mniemaniu niedorzecznego.
- Nik, nawet nie zgadniesz z kim rozmawiałam - zaczęła powoli podchodzić do fotela, w którym wypoczywałem. - Dzisiaj całkiem przypadkiem spotkałam się z panią burmistrz. Rozmawiałyśmy przez chwilę o jakiś głupotach, aż w końcu pani Lockwood złożyła mi bardzo ciekawą propozycję. - moja siostrzyczka uśmiechnęła się przebiegle.
- Niech zgadnę, pani burmistrz da ci gigantyczną nagrodę jak tylko pozbędziesz się mnie z miasta? - Powiedziałem z udawaną przebiegłością wpatrując się w szklankę z whisky.
- Po pierwsze nie, po drugie, wydaje mi się, iż pani Lockwood darzy cię sympatią, a po trzecie zapytała mnie czy nie zechciałabym urządzić przyjęcia z okazji... no nie ważne z jakiej tam okazji, to jak zgadzasz się?
- Rebekah, ile razy mam ci powtarzać, iż nie życzę sobie, aby w moim domu organizowano jakiekolwiek bale... - przypomniałem z frustracją, choć byłem święcie przekonany, że moja siostra już dawno podjęła decyzję za mnie.
- Wiesz co? Mam to gdzieś! I dla twojej wiadomości bal odbędzie się za 3 dni...
- Nawet nie wiesz jaka jesteś.. denerwująca... - ująłem dość delikatnie nie chcąc użyć nieprzyzwoitych sformułowań. Wściekły na siostrę wyszedłem z domu. Dokładnie wiedziałem do kąt poprowadzą mnie nogi.
Caroline:
Koszmary, to najgorsza rzecz jaka może spotkać osobę, która pragnie tylko spokojnie spać. Najgorsze było to, że niestety w koszmarach pojawiają się postacie, a raczej potwory, których najbardziej się boimy. W moim przypadku był to oczywiście Klaus. Jedna scena za drugą pojawiały się w moim umyśle i wszystkie były związane oczywiście z nim.
Nie wiem jakim cudem nagle obudziłam się. W sekundę później cholernie żałowałam, że nadal nie dręczą mnie zmory. Jak zwykle rzeczywistość musiała być jeszcze bardziej okrutna.
- Bardzo niespokojnie spałaś - stwierdził z szelmowskim uśmiechem Klaus. Jak gdyby nigdy nic leżał sobie obok mnie spokojnie wpatrując się w moje oczy.
- Nie ma się co dziwić, śniłam o wielkim potworze - powiedziałam próbując wydostać się z łóżka. Oczywiście niestety nie było mi to dane, ponieważ jakieś wielkie łapsko wciskało moje żebra w materac.
- Czyżbyś mówiła o mnie słonko? - zapytał z niedowierzaniem - Oj , chyba się obrażę... - powiedział robiąc minę złego pięciolatka.
Niestety na moje nieszczęście nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Wampir, chcąc podtrzymać mój dobry humor zaczął mnie łaskotać..... Poważnie?? Nie zdawałam sobie sprawy, że osoba mająca ponad 1000 lat jest jeszcze na tyle dziecinna, a tym bardziej iż jest to najpotężniejsza hybryda stąpająca po tej ziemi... No cóż najwyraźniej pozory mylą.
-Przestań, błagam - zachichotałam, ledwo co powstrzymując się od płaczu.
Klaus w końcu przestał, lecz po chwili zrobił coś co było dla mnie jeszcze gorsze. Poczułam jak jego wargi dotykają moich. Jeszcze nigdy Klaus nie całował mnie z taką czułością i miłością. Raptownie odsunęłam się od niego, na co on tylko posmutniał.
- Klaus, nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania, ja nadal uważam, że to co między nami zaszło to był po prostu błąd - powiedziałam szczerze, nie owijając w bawełnę.
- Ach, to tak... - stwierdził z wyczuwalną irytacją wampir
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego ile złego wyrządziłeś mnie i moim przyjaciołom. Tego nie da się od razu odbudować. Ja wierze w to, że chcesz się zmienić, ale...
- A kto powiedział, że mam zamiar się zmieniać? - przerwał mi nagle Klaus. - Caroline, ja nie mam zamiaru ani trochę się zmieniać, ba mam zamiar nadal szantażować twoich przyjaciół, a co do ciebie kochanie... - powiedział gładząc mnie po policzku - Czy chcesz czy nie oboje wiemy, że i tak już należysz do mnie.. - zakończył uśmiechając się cwaniacko.
- Chyba sobie kpisz! - powiedziałam najwścieklej jak potrafiłam - nigdy nie należałam, nie należę i nie będę należeć do ciebie, jasne!? - wrzasnęłam rzucając się na Klausa, podduszając go, a jednocześnie wyszczerzając kły.
Pierwotny praktycznie od razu zamienił nas miejscami, z tym że mnie nie podduszał.
- Pozwól, że o tym będę decydował ja... - stwierdził, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Po dłuższej chwili szarpania się z hybrydą, w końcu zostałam uwolniona.
- Wynoś się stąd - krzyknęłam i w mgnieniu oka znajdując się przy drzwiach. Klaus popatrzył na mnie z rozśmieszeniem i podszedł do mnie. Mimowolnie zadrżałam czując na swoim dekolcie jego lodowaty oddech.
Usłyszałam tylko powiedziane szeptem ,,.. ja też cię kocham '' i nagle go nie było. Przez chwilę stałam jak słup soli, puki nie usłyszałam dzwoniącego telefonu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż już świta. ,, Jak dobrze, że mama pojechała w nocy do pracy'' - przeszło mi przez myśl kiedy odbierałam telefon.
- Halo.. - Powiedziałam powoli, siłując się z każdą literą.
- Hej Caroline, z tej strony Elena, wiesz mamy do ciebie sprawę, wiem, wiem, nie powinnam zawracać ci niczym głowy po wczorajszych wydarzeniach, ale to naprawdę pilne. Zjaw się jak najszybciej u Salvatorów ok?? - powiedziała na jednym oddechu.
- Dobrze, pa... - powiedziałam kończąc rozmowę.
,, Kolejny raz nie obchodzi ich to co przeżywam ja, tylko oczywiście Elena... '' - stwierdziłam z goryczą, po czym zaczęłam szykować się do wyjścia.
Co sądzicie o nowym rozdziale??? Mnie szczerze mówiąc się nie podoba:( No, ale cóż, komentowanie i ocenę pozostawiam wam... :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)