środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 19

Klaus:

              W moim długim życiu przeżyłem już wiele dobrych i złych chwil. W jednej chwili cieszyłem się jak małe dziecko, zaś w drugiej wybijałem całe miasto pełen wściekłości. Jak każda osoba na tym świecie miałem też kilka tak zwanych ,, punktów zwrotnych'' w  swoim życiu. Poznanie Caroline, tworzenie mieszańców, zabicie matki i ojca, a raczej ojczyma, przemienienie się w hybrydę, wcześniejsza przemiana w wampira, śmierć brata, no i oczywiście poznanie jej... Tati. Jak ja ją kochałem! Byłem w stanie poruszyć niebo i ziemię byle tylko była szczęśliwa. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko. Dzisiaj, kiedy jestem tak potężną istotą zapewne nawet nie obejrzał bym się za nią mijając ją na ulicy. Niestety, wtedy gdy tak bardzo ją kochałem byłem tylko nędznym człowiekiem, o nędznych potrzebach. Nie miałem wtedy dużych wymagać co do mojej lubej. Wystarczyło, że dziewczyna była trochę ładniejsza i mądrzejsza od reszty dziewcząt w wiosce. Z perspektywy czasu nie wiem, co tak bardzo przyciągało  mnie w Tati. Teraz kiedy miałbym wybierać między nią, a Caroline, bez wahania wybrałbym tą drugą. Dostatecznie poznałem przez tyle wieków charakterek Petrovej. No cóż, sam byłem sobie winien, w końcu to ja przemieniłem ją w wampira.      
               Przez pewien czas skrzętnie ukrywałem ten fakt w sekrecie przed moją rodziną. I pewnie ukrywałbym ją jeszcze przez wiele lat gdyby nie to, iż moja najwspanialsza ukochana oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. W dodatku nie mojego dziecka. W tamtej chwili miałem wrażenie, że gorzej już być nie może. Tak bardzo zawiodłem się na dziewczynie, którą kochałem nad życie.
                Potem wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Mordowałem bez opamiętania. Wyżywałem się na wszystkich, wszystko działało mi na nerwy. Nie mogłem tego wszystkiego znieść więc postanowiłem waz z Rebeką wyjechać jak najdalej z tego przeklętego miejsca zostawiając tym samym Tatię z tuzinem problemów. Nie dość, że była wampirzycą to jeszcze była w ciąży, w którą notabene zaszła przed przemianą.
                 Dopiero po kilku wiekach dowiedziałem się o tym, iż urodziła dziewczynkę. Muszę przyznać, iż był to dla mnie nie lada szok. Jednak prawdziwa bomba miała się dopiero pojawić wraz z moją przyjaciółką wiedźmą, która niedługo po tym powiedziała mi o klątwie sobowtóra i wszystkimi sprawami z tym związanymi. Potem pojawiła się Katherine, następnie Elena. Cały mój świat kręcił się wokół hybryd, póki nie pojawiła się moja anielica. I właśnie teraz, kiedy pomału zaczęło się nam układać to oczywiście wszystko musiała spieprzyć ta wstrętna wiedźma.
                  Od jej telefonu minęły już prawie 2 godziny, a ja nadal siedziałem w tym samym miejscu myśląc o tym co teraz powinienem zrobić. A powinienem zrobić tylko jedno: powyrywać wszystkie flaki z cielska tej kreatury. Już od dawna nie miałem takiej ochoty kogoś zabić. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to, że gdyby Caroline dowiedziała się co zrobiłem, z pewnością byłaby na mnie wściekła. ,, Zresztą co mnie to obchodzi, to że ją kocham nie oznacza, że mam być jej posłuszny'' - pomyślałem i od razu na mojej twarzy zawitał szaleńczy uśmieszek.
                Po cichutku wyszedłem ze sypialni, nie chciałem, żeby Caroline się obudziła, tak słodko wyglądała kiedy spała....
- No to do działa... - powiedziałem wychodząc z domu. Byłem trochę zły, ponieważ miałem nadzieję, że o 5:45 nie będzie jeszcze świeciło słońce. Niestety, przeliczyłem się. Zdecydowanie bardziej lubiłem zabijać nocą, a poza tym dużo łatwiej pozbyć się zwłok po zmroku. Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej wsiadłem do czarnego ferrari i pognałem w kierunku domu czarownicy. Na szczęście droga zbytnio mi się nie dłużyła i po ok 10 minutach byłem u celu...
               Powolnym krokiem podszedłem do drzwi, jednak nie zdążyłem zapukać. W momencie kiedy już unosiłem rękę drzwi skrzypnęły, a za nimi pojawiła się jakże przeze mnie znienawidzona osoba.
- Wiedziałam że przyjdziesz... - wypaliła raptownie, nie bawiąc się w żadne powitania.
- Ach, no popatrz, a ja miałem nadzieję, że cię zaskoczę, jak wiesz uwielbiam robić ludziom niespodzianki. - powiedziałem sarkastycznie, jednak z każdym wypowiadanym słowem moja wściekłość wzrastała. - Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytałem nad wyraz grzecznie.
- Jaką mam pewność, że jeśli cię zaproszę to mnie nie zbijesz? - zapytała spokojnie, jednak zauważyłem, iż mulatka zaczyna coraz bardziej się denerwować.
- Szczerze? Żadnej. Ale jeśli tego nie zrobisz, to mogę ci obiecać, że za chwilę pół tego miasta będzie martwe... - stwierdziłem znudzony. Widziałem, jak czarownica bije się z myślami. Jednak po chwili przyjęła maskę obojętność.
- Wejdź. - i właśnie w tamtej chwili wszystko się zaczęło. W nadludzkim tempie przygwoździłem tą idiotkę do ściany. Ona oczywiście próbowała mi się wyrwać, ale nie miała żadnych szans.
- Tak więc wracając do naszej ostatniej rozmowy telefonicznej...  - zacząłem powoli akcentując każde słowo. Dziewczyna nadal próbowała mi się wyrwać, ale każdy jej ruch sprawiał, iż traciła coraz to więcej powietrza, ale nic w tym dziwnego, przecież cały czas ją dusiłem.- Miałaś bardzo zły pomysł ze straszeniem mnie tym, że ożywisz Tylera. - powiedziałem coraz to bardziej zaciskając dłoń na szyi wiedźmy.
- Prze..przestań..za...zaraz...mnie..za..zabijesz - ledwo co wycharczała
- A myślisz, że po co tu przyjechałem kochanie.... - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem....


Caroline :

               Obudziłam się z okropnym bólem głowy. ,, Przeklęty kac'' - pomyślałam i zaraz tego pożałowałam. Jak na zawołanie zaczęło mnie mdlić i to nie na żarty. Miałam ogromne szczęście, iż wiedziałam na pamięć gdzie jest łazienka. ,, No świetnie, po prostu rewelka. Mam kaca giganta'' - znowu przywędrowały do mnie te głupie myśli , a wraz z nimi kolejna fala mdłości...
              Po dłuższym pobycie w łazience w końcu poczułam się trochę lepiej, choć głowa nadal bolała niemiłosiernie. Wzięłam szybki, lodowaty prysznic. Klausa nie było, nie zostawił mi żadnej wiadomości, liściku, nic. Kiedy wyszłam z łazienki postanowiłam nadal spokojnie poleżeć w łóżku. Tak też zrobiłam i z powrotem wślizgnęłam się pod kołderkę , w końcu była dopiero 6:20. Zaczęłam się zastanawiać, co musiało się stać, że już tak wcześnie wampir gdzieś wyszedł...
              No właśnie Klaus... Wczoraj tyle się wydarzyło. Boże, on powiedział, że mnie kocha i to chyba całkiem poważnie. Jak zwykle nie wiedziałam co robić. Z jednej strony nie było sensu dalej oszukiwać siebie i jego, mówiąc że go nienawidzę, ale z drugiej strony nadal nie mogłam oswoić się z myślą, że mogłabym żyć z osobą, która pozbawiła życia tak wielu ludzi. ,, Och, dlaczego to wszystko musi być takie trudne'' - przeszło mi przez myśl.
              Jednak w tamtej chwili jakby wszystko,lub prawie wszystko stało się dla mnie jasne. Tak na prawdę jedyne dwie osoby, które na prawdę mnie kochają to Klaus i moja mama. Tylko oni mi pozostali. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a oni cały czas mnie kochają. Nie mogłam ich stracić. Po prostu nie mogłam. Poczułam, że nadszedł już czas, aby przestać robić to czego oczekują ode mnie inni. Być po prostu szczęśliwą osobą u boku mężczyzny, który odpowiada mnie a nie Bonnie czy Elenie. Co do mamy...... mama mnie kocha, więc mnie zrozumie.
              Właśnie w tamtej chwili przypomniałam sobie, że powinnam zadzwonić do niej, pewnie bardzo się o mnie denerwowała... Od razu sięgnęłam po komórkę i wybrałam jej numer.
- Cholerna sekretarka! - wrzasnęłam do słuchawki, kiedy usłyszałam ten ,,przemiły'' głosik. Postanowiłam się jednak nie rozłączać i nagrać się na sekretarkę. - Hej mamo, to ja Caroline. Dzwonie tylko po to, żeby ci powiedzieć że nic mi nie jest i że wrócę do domu koło wieczora. - poinformowałam rodzicielkę spokojnym głosem.
              Kiedy tylko odłożyłam telefon wpadłam na diabelski plan. ,,Jeśli wszyscy mają się dowiedzieć, że czuję coś więcej do Klausa to chyba on powinien dowiedzieć się o tym jako pierwszy?'' - pomyślałam i od razu się ucieszyłam. Postanowiłam na tę niesamowitą okazję przygotować trochę niespodzianek. Po pierwsze przebrałam się w czarną koszulę pierwotnego. Zrobiłam to, ponieważ piżama, którą miałam na sobie była straszna i wyglądała jak dla dziesięciolatki. Następnie w łazience znalazłam jakieś kosmetyki, zapewne Rebeki, którymi się rzecz jasna pomalowałam. Ostatnim punktem na mojej liście rzeczy do zrobienia było odnalezienie szampana i jakiś kieliszków. O dziwo zajęło mi to dosłownie 2 minuty i już w chwilę później leżałam na łożu wampira czekając na jego powrót do domu...  




Hejka!!:) Tak jakoś mnie wzięła ochota i proszę kolejny rozdział już dodany.... Sorki, że jest strasznie nudny i na dodatek jest mało dialogów, ale musiałam troszczę ogarnąć całość. Właśnie podczas pisania tego rozdziału dopadła mnie mała wena i dzięki niej mam pomysł na następne rozdziały.... Jak zwykle proszę o komentarze, naprawdę dają mi dużo do myślenia...:)
      

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 18

Caroline:

            ,, Ale mi wali serce'' - pomyślałam stojąc przed sypialnią Klausa. Byłam święcie przekonana, że wampir już dawno usłyszał moją obecność pod swoimi drzwiami. Mnie jednak w tamtej chwili ogarnęło jakieś dziwne uczucie. Mianowicie zaczęłam się zastanawiać po co w ogóle tutaj przyszłam. Nie mogłam zasnąć.... i nagle wpadłam na idiotyczny plan pójścia do pokoju hybrydy. No i właśnie tutaj nasuwa się kluczowe pytanie: Po jaką cholerę ja to zrobiłam?! Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia. No może prócz tego, że po prostu czułam się strasznie samotna.
             Zawsze, kiedy nie mogłam zasnąć sięgałam po telefon i pisałam albo do Bonnie, albo do Eleny. Czasami oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Teraz wszystko się zmieniło.... Nie mam już nikogo.... Ojciec nie żyje, mama jest częściej w pracy niż w domu, przyjaciółek JUŻ NIE MAM, a Tyler mnie opuścił....
             Po dłuższej chwili refleksji nad moim marnym żywotem postanowiłam z powrotem powędrować do pokoju gościnnego, gdzie miałam spędzić dzisiejszą noc. ,, Ale jesteś żałosna, Caroline'' - szepnęłam po cichutku i już miałam udać się do pokoju, kiedy nagle drzwi za moimi plecami delikatnie skrzypnęły.
- A ja jestem innego zdania...- usłyszałam za sobą hipnotyzujący głos. Niespodziewanie jego dłoń delikatnie musnęła moje ramię po czym bez pośpiechu zjechała po całej ręce, aż w końcu dotknęła mojej dłoni.
              W tym samym momencie odwróciłam się do pierwotnego, aby móc spojrzeć w jego oczy. Nie było mi to dane, ponieważ Klaus z uporem wpatrywał się w moją dłoń, którą właśnie dotykał. Ja natomiast nie mogłam oderwać wzroku od jego idealnie wyrzeźbionej klatki piersiowej, która była teraz całkiem naga, ponieważ jej właściciel miał na sobie tylko jeansy...
- Jesteś innego zdania po względem czego? - zapytałam, choć doskonale wiedziałam o co mu chodziło.
- To oczywiste, iż nie mogę się z tobą zgodzić, kiedy mówisz na przykład, że jesteś żałosna... Uwierz mi kochana, nie znoszę kłamstwa...
- Kłamstwa?! Ha, naprawdę dobre... Po pierwsze ja wcale nie kłamałam mówiąc, że jestem żałosna, a po drugie jesteś taki śmieszny.... Klaus nie znosi kłamstwa.... - złapałam się za czoło i pokręciłam głową myśląc o niedorzecznościach jakie wypłynęły z ust pierwotnego....
- Ale to prawda! Ba, ja po prostu brzydzę się kłamstwem.... - powiedział u udawaną powagą, na co ja zareagowałam niepohamowanym wybuchem śmiechu.
- Ach, zresztą nieważne, istotniejsze jest jednak to, że jest ok 1:30 w nocy a ja zamiast spać stoję na przeciwko ciebie w progu mojej sypialni, i właśnie teraz spoglądam w twoje oczy mając nadzieję,iż to one zdradzą mi tajemnicę, co aż tak musiało trapić Caroline Forbes, że zdecydowała się spojrzeć w twarz bestii i potwora.... - przy ostatnich słowach zmrużył oczy i ściszył ton głosu, udając przejętego obelgami, które właśnie wypowiedział.
- Nie mogłam zasnąć... - powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
                 Klaus popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, lecz nic nie powiedział. Odsunął się tylko i wskazał ręką żebym weszła.
- Wiesz, ja jednak pójdę do swojego pokoju...
- Wejdź, przecież nie gryzę... - oboje zrobiliśmy dziwne miny. Dość niedorzecznie zabrzmiały one z ust wampira. - Nalegam...
                ,, Przecież nic mi nie zrobi'' - pomyślałam i przekroczyłam próg sypialni. Nic się w niej nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tutaj ,,gościłam''. Pomieszczenie było cały czas tak samo przestronne i cały czas tak samo chłodne. Gustowne i bogate, ale cały czas chłodne....
- Co się stało? - zapytał stojąc za mną Klaus. Nie zdążyłam się do niego odwrócić, bo jednym ruchem złapał mnie w talii i zaprowadził mnie wprost do łóżka. Wcale nie protestowałam co więcej jako pierwsza wskoczyłam na mięciutki materac i ułożyłam się bardzo wygodnie na poduszkach nie czekając na pierwotnego. On natomiast obdarzył mnie łobuzerskim uśmiechem i sam wskoczył na łoże siadając obok leżącej mnie.
- A więc?? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.
- Szczerze to sama nie wiem po co tutaj przyszłam - wypaliłam szczerze - Achhhhh, to wszystko mnie po prostu przerasta. Wiem, że kolejny raz marudzę, ale już nie mam na to wszystko siły. Moja matka mnie olewa, ojciec nie żyje, zresztą on od zawsze dla mnie nie żył. Tyler mnie zostawił, chociaż z perspektywy czasu chyba wcale nie jest mi żal tego, że nie jesteśmy już razem. Dzisiaj, a raczej wczoraj dotarło do mnie, że moje przyjaciółki były moimi przyjaciółkami, kiedy czegoś ode mnie chciały, a wiesz co jest najgorsze?
- Co takiego?? - zapytał zaciekawiony Klaus. Chyba pierwszy raz widziałam go aż tak zasłuchanego i próbującego mnie zrozumieć.
- Poczekaj, masz tu jakiś alkohol? - zapytałam bez ogródek. On tylko kiwnął głową, zapewne nieźle zbity z tropu i ruszył do jakiejś szafeczki.
- Co sobie życzysz? - zapytał patrząc zza drzwiczek szafki.
- Co masz najmocniejszego...
               Pierwotny podszedł do mnie i wręczył mi gigantyczną butlę z przezroczystym trunkiem. Nie zwlekając chwili dłużej odkręciłam ją i uniosłam do góry pijąc tak łapczywie, iż w pewnym momencie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Kiedy poczułam, że w moim organizmie znajduje się wystarczająco dużo wódki bez najmniejszego skrępowania podałam ją Klausowi. On tylko wpatrywał się to w nią to we mnie oniemiały i tylko pokręcił głową kiedy zauważył, kiedy unoszą ją w jego kierunku.
- No to teraz mogę ci powiedzieć co mnie najbardziej trapi... Otóż jakbyś nie zauważył, dzisiaj w twojej pracowni chciałam cię pocałować, co musisz przyznać, że nie zdarza się często, a ty się po prostu ode mnie odsunąłeś... Pomijam już to, że żaden facet jeszcze nigdy nie wywinął mi takiego numeru... No i ten rysunek!! Powiedz mi po jaką choinkę rysujesz Elenę co?! Tobie już zupełnie odbiło? Zakochałeś się w Elenie?! ....Już teraz rozumiem... Wiesz, że Elena nigdy z tobą nie będzie to podrywasz mnie... A ja głupia myślałam, że coś do mnie czujesz... - ostatnie zdanie z monologu wygłosiłam z przytłaczającym smutkiem.... - Ach ty mój głuptasku - powiedział wampir odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy. Oczywiście na jego ślicznej buźce zawitał ogromny uśmiech. Och, jak ja nienawidziłam kiedy się w ten sposób szczerzył.- Naprawdę uważasz, że zakochałem się w Elenie?? - spytał tym razem już wcale nie powstrzymując wrednego rechotu.
- No to w takim razie kto to był?!
- A co? Jesteś zazdrosna? - i znowu ten głupkowaty uśmiech...
- Może tak, może nie... Ale nie zmieniaj tematu.
- Caroline proszę, nie psujmy atmosfery.
- Masz mi odpowiedzieć! Ty... ty... ach, ty wredny dupku!
- Oj, ty chyba naprawdę jesteś zazdrosna -  i znowu ten głupkowaty uśmiech...
                W tamtej chwili nie wytrzymałam i rzuciłam się na hybrydę. Usiadłam na nim okrakiem i z całej siły trzymałam mu ręce nad głową.
- WCALE NIE JESTEM ZAZDROSNA ROZUMIESZ?! - wycharczałam wbijając paznokcie w dłonie Niklausa. - A więc kto to był? - zapytałam już trochę spokojniej.
- Czy to istotne? - zapytał robiąc obojętną minę.
- Dla mnie tak... - powiedziałam całkiem poważnie schodząc z wampira i tym samym siadając obok niego.- Klaus, jeśli...
- Tatia - przerwał mi nagle hybryda.
- O mój Boże... - powiedziałam bardziej sama do siebie niż do niego. ,, Caroline, ale z ciebie idiotka, jak mogłaś o tym nie pomyśleć?'' - zapytałam samą siebie w myślach. - To ona była twoją jedyną miłością, tak?
- Dawniej tak, bardzo, naprawdę bardzo dawno temu coś do niej czułem, ale to już minęło. Uwierz mi teraz liczysz się dla mnie tylko ty...
- I właśnie z racji tego, że jak ty to ładnie określiłeś liczę się dla ciebie tylko ja, nadal trzymasz rysunki z nią?
- To nie jest tak jak myślisz....
- A jak więc jest, co?? - zapytałam coraz bardziej wściekła.
- Ja nic do niej nie czuję, nie wiem...
-Poczekaj, poczekaj - niespodziewanie mu  przerwałam - czy ona nadal żyje?
- Tak... - oznajmił z rozpaczą w oczach.
               Nie wiedziałam co mam robić. Teraz kiedy zaczynałam coś do niego czuć on mówi mi, że Tatia żyje. Moja furia wymknęła się spod kontroli i bez zastanowienia wymierzyłam krwiopijcy siarczysty policzek. O dziwo w ogóle na to nie zareagował i nadal wpatrywał się we mnie z bólem.
- Caroline, ja cię kocham - wyznał, a ja poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
- Wiesz co? Miałam nadzieje, że alkohol doda mi odwagi... To co ci niedawno powiedziałam, to co niby miało mnie tak trapić to po prostu wymyśliłam na poczekaniu. Tak na prawdę chciałam ci powiedzieć, że największym zmartwieniem jakie posiadam jest to że jak ostatnia idiotka się w tobie zakochałam...  - zrobiłam przerwę na otarcie łez, które ciurkiem spływały po moim policzku. - a teraz nie mam ci już nic więcej do powiedzenia. - stwierdziłam i już chciałam zejść z łoża kiedy niespodziewanie coś złapało mnie w talii. Na początku się szarpałam, ale w końcu dałam za wygraną i spojrzałam na niego.
- Naprawdę nie wiem jakim cudem ten rysunek się tam znalazł, jeśli chcesz mogę go zaraz spalić, zniszczyć, wyrzucić, co tylko zechcesz tylko błagam uwierz mi. - powiedział z całej siły mnie do siebie przytulając.        
                Raptownie poczułam jak robi mi się słabo i bardzo sennie. Najwyraźniej dopiero teraz alkohol zaczynał działać i to dość mocno.
-Możemy dokończył tą rozmowę jutro.. Teraz jestem dość..
- Pijana.... - dokończył za mnie Klaus. Położył mnie delikatnie na poduszkach, po czym okrył cieplutką kołderką. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.

Klaus:

           Co ja najlepszego narobiłem?! Po co powiedziałem jej prawdę? Mogłem ją zahipnotyzować i powiedzieć, że nigdy nie widziała tego cholernego rysunku... Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem... Może zbyt mocno ją kocham, by ją okłamywać? Jedynym pozytywem całej sytuacji jest to że Caroline powiedziała, że .... że mnie kocha? Nie to chyba nie możliwe, musiałem się przesłyszeć...
           Nagle z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon. Bardzo szybko odebrałem go, ponieważ nie chciałem żeby Caroline się obudziła .
- Halo? - zapytałem dość wściekle. Chyba nikt normalny nie dzwoni do kogoś o 3:00 w nocy?!
- Grzecznie prosiłam o to żebyśmy się spotkali, ale jak widzę masz inne WAŻNIEJSZE zajęcia - wrzasnęła ta mała wiedźma.
- Radzę trochę grzeczniej się do mnie zwracać - warknąłem do słuchawki - Czego chcesz?
- Od ciebie niczego. Chciałam ci tylko oznajmić, iż znalazłam sposób aby ożywić Tylera...
- Że co?? - wykrztusiłem, a po chwili usłyszałem odgłos upadającego na podłogę telefonu...    



Wow! Już rozdział 18 za nami! Mam nadzieję, że nie jest bardzo zły, choć mnie osobiście wydaje się trochę chaotyczny. Proszę o komentarze i bardzo dziękuję za te, które znalazły się pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie ile radości może dać jedno wasze słowo. Naprawdę bardzo dziękuję!!!:)