poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 15

Caroline:

          Byłam naprawdę nieźle wkurzona. Jednego dnia moi ,, wspaniali '' przyjaciele ratują mnie od tej popieprzonej hybrydy, a już drugiego bezpardonowo zawracają mi głowę jakimiś cholernie ważnymi sprawami z znanego nam cyklu ,, jak uratować dupsko Elenki''....
           ,, Jeny, jak ja ich nie znoszę'' - przemknęło mi przez głowę. Szybko jednak odrzuciłam te myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że do puki nie spotkam się z nimi to nie dadzą mi spokoju.
           Ospałym krokiem  podeszłam do okna w celu sprawdzenia jaka pogoda panuje dziś w MF. Niestety widok za szybą nie napawał mnie optymizmem. Poranek był bardzo pochmurny, a w dodatku zanosiło się na niemały deszcz. Szybkim krokiem podeszłam do mojej ukochanej szafy. Z racji tego, iż było zimno postanowiłam założyć czarne rurki, biały T- shirt, na który zarzuciłam czarną skórzaną kurtką, a do tego założyłam przepiękne czarne szpilki. Do zestawu dodałam kilka dodatków w postaci turkusowego naszyjnika i kilku srebrnych pierścionków. Całość dopełniłam dość drapieżnym makijażem, a włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone.
            Kiedy skończyłam szykować się do wyjścia postanowiłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze. Gdy do niego podeszłam ujrzałam przed sobą już nie roztrzepaną, głupawą i pustą nastolatką, ale prawdziwą kobietę, która jest pewna siebie, piękna i co najważniejsze niesamowicie niebezpieczna. Nie wiem dlaczego, ale od razu w mojej głowie pojawił się obraz, który strasznie mnie przeraził. Patrząc w swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, że brakuje mi osoby, która zapewne teraz stałaby za mną patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Czułam, że brakuje mi Klausa. Jego obecności, która sprawiała, że czułam się jak księżniczka, najpiękniejsza kobieta na świecie, jak czyjaś ukochana... jak jego ukochana...          
           Wypowiadając w myślach te słowa, zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam od pierwotnego na pożegnanie. Zrozumiałam powagę tego co mi powiedział....  Gdzieś tam w środku cieszyłam się z tego co wampir czuje do mnie, ale mój rozsądek wiedział, że nie mogę pozwolić sobie na odwzajemnienie tego uczucia. Po dłuższej chwili rozmyślań zdałem sobie sprawę, iż jest już 11:00.
           Szybkim krokiem wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pognałam na spotkanie.


Klaus:

           Życie jest naprawdę piękne! Od bardzo dawna nie czułem się tak dobrze. Miałem prawie wszystko, pieniądze, piękny dom, samochody i to co najważniejsze... czyli uczucie, jakim zaczynała darzyć mnie Caroline. Choć ona nadal uparcie twierdziła, że nic do mnie nie czuje to ja i tak znałem prawdę. Wszystko układało się po mojej myśli. Miałem już dokładny plan jak przekonać do siebie Caroline, a bal, który organizowała moja siostra był świetną okazją do zrealizowania go.....
           Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
- Halo.. - powiedziałem obojętnym głosem.
- To ja Bonnie - usłyszałem w słuchawce głos wiedźmy. - Musimy porozmawiać. - powiedziała niezwykle stanowczo.
- Przykro mi NIE MAM CZASU - wysyczałem do słuchawki mając nadzieję, że ta mała da mi spokój.
- Nie obchodzi mnie to, czekam na ciebie o 15:00  w parku. - Stwierdziła, po czym rozłączyła się.
            Nie mogłem uwierzyć w to, iż ta wredna czarownica bez większego strachu pomiatała sobie mną. Niestety wiedziałem, że skoro do mnie zadzwoniła to faktycznie musi mieć jakiś ważny powód.  
            Zdegustowany jej szczeniackimi i głupim zachowaniem postanowiłem wstąpić do baru na małego drinka.
- Hmmm.. jest dopiero 11:15, czyli mam jeszcze trochą czasu - wywnioskowałem spoglądając na zegarek.

Caroline:

             Droga do Salvatorów minęła mi dość szybko, mimo iż wcale się tam nie spieszyłam. Kiedy dotarłam do celu powoli wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Bez pośpiechu zapukałam. Drzwi otworzyły się w sekundę później, a przede mną pojawiła się postać Eleny.
- Prosiłam cię o to, abyś się pospieszyła, a ty co zastanawiasz się 3 godziny co na siebie włożyć!?- wykrzyczała mi na powitanie wampirzyca.
             O mały włos nie spadłam ze schodów ze zdziwienia, a raczej zszokowania jej zachowaniem.
- Też miło cię widzieć.... - powiedziałam powoli nadal nienaturalnie wytrzeszczając oczy. Elena tylko prychnęła ( niczym rasowy koń), wykrzywiła minę w grymasie złości po czym zaprosiła mnie wymuszonym gestem dłoni do środka. Mozolnie przekroczyłam próg domu, a następnie ruszyłam w kierunku salonu. Nie zdziwił mnie widok wszystkich zebranych, a mianowicie Stefana, Damona, Bonnie i Matta.
- O blondi zaszczyciła nas swoją obecnością, niewierze.... - pokiwał głową jak zwykle chamski Damon.
- Proszę cię skończ .... - przerwał mu znudzony całą sytuacją Stefan.
             Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie aż taki straszny. ,, Musisz wytrzymać Caroline'' - powtarzałam sobie w myślach, ledwo co powstrzymując się wbicia kołka w tego wrednego palanta.
- Dobra, czego ode mnie chcecie? - zapytałam, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- Chodzi o to, że nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na tworzenie nowych hybryd, a jak wiesz Klaus nie ma zamiaru długo czekać więc... - poinformował mnie dość szybko młodszy Salvatore.
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam nie mając zielonego pojęcia o co im wszystkim chodzi.
- Było by miło gdybyś przekonała naszą kochaną hybrydkę, aby jeszcze trochę poczekał... no wiesz tu pogadasz, tam dasz buziaka... - zakończył ilustrując ostatnią część zdania.
             Po prostu myślałam, że padnę. Nie sądziłam, że te hieny posunę się do tego stopnia, żeby tylko ratować swój tyłek. Nie mieściło mi się w głowie to, jak moje ,, przyjaciółki'' były w stanie zrobić mi coś takiego. Byłam w takim szoku, iż nie wiedziałam , ani co mam powiedzieć, ani co zrobić....
- Poważnie!?- zapytałam ledwo co stojąc na nogach. - Wiecie co... Mój Boże..... To mi się nawet w głowie nie mieści.... Jak wy możecie prosić mnie o coś takiego, po tym co przeszłam?? - wykrzyczałam, ostatkiem sił hamując łzy.
              Nie czekając na reakcję wszystkich zebranych wybiegłam z domu. Wskoczyłam do auta i obrałam jeden kierunek, którym był oczywiście Grill.






I oto rozdział 15! PRZEPRASZAM, że tak długo nie pisałam, ale te wszystkie kartkówki i sprawdziany....:(
Co o tym sądzicie? Jak dla mnie jeden wielki gniot, ale cóż..... Mogę tylko powiedzieć na pocieszenie, że następny rozdział, przynajmniej w moim mniemaniu będzie dużo bardziej ciekawy.....;)