sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 6


Caroline:

       Ze snu wyrwał mnie bardzo głośny hałas. Po paru sekundach zrozumiałam, iż tym hałasem jest dźwięk dzwonka od drzwi. Nie chciałam jeszcze wstawać, ale osoba., która bezczelnie mnie obudziła nie miała zamiaru mi odpuścić. Dzwonek rozbrzmiewał teraz nieprzerwanie na tyle mocno, że nie pomagało nawet przykrycie głosy stosem poduszek. Wściekła wstałam z łóżka i powędrowałam w stronę drzwi.
- Już idę! - wrzasnęłam, przecierając oczy dłońmi. 
       Kiedy dotarłam w końcu do drzwi przeciągnęłam się mocno i szybkim ruchem pociągnęłam klamkę. O dziwo, widok przede mną wcale mnie mnie zdziwił. Ujrzałam niską, szczupłą dziewczynę o czarnych włosach i pociągłej twarzy. Tuż za nią stał niezwykle przystojny, wysoki mężczyzna. On także miał czarne włosy, które znakomicie wyglądały w połączeniu z bladą cerą. Innymi słowy zobaczyłam po prostu Bonnie i Damona. 
- Siema Barbie!- powitał mnie z szyderczym uśmieszkiem wampir. - Oj, co ja widzę, skoro nie ma twojego wilczka to dla kogo założyłaś taką skąpą koszulką nocną... - uniósł jedną brew. - Blondi naprawdę miło mi, że się tak dla mnie - niestety nie zdążył dokończyć, ponieważ moja przyjaciółka rzuciła w nim jednym z tych swoich niezwykłych spojrzeń, po których Damon zwijał się z bólu. Nie zwracając uwagi na swego towarzysza odwróciła się do mnie.
- Caroline, przyszłam, a raczej przyszliśmy do ciebie w sprawie Eleny. - powiedziała z zatroskaną miną. 
- Co się stało? - zapytałam, a po chwili wszystko do mnie dotarło, zrozumiałam. - No tak..... jak ona to znosi? - zapytałam patrząc na bruneta , który masował skroń.
- No właśnie, jest z nią duży problem - zaczęła ze smutkiem. - Ona.... ona sobie z tym nie radzi..... co prawda przeszła już pełną przemianę, ale od tego momentu nie chce pić krwi - wykrzyknęła przez łzy. - Nie wiem, co mam zrobić, nikogo z nas nie słucha,  a poza tym jest wściekła na Damona.
- Na niego? Za co? - zapytałam z szokiem. Często się kłócili,  ale to właśnie on był z nią w najtrudniejszych momentach.
- Nie ma o czym gadać, stara historia - powiedział z teatralnym uśmiechem chłopak.
            Mimo, iż udawał nieprzejętego całą sytuacją to i tak wiedziałam, że jest bardzo zmartwiony. To oczywiste, przecież ją kocha.
- Car, proszę cię porozmawiaj z nią....- powiedziała po czym z całej siły przytuliła się do mnie. 
- Dobrze, porozmawiam z nią - stwierdziłam, wyrywając się z żelaznego uścisku. 
            Bonnie patrzyła na mnie z wdzięcznością, ale także z niesamowicie wyczuwalnym współczuciem. 
- Powiedz, a jak ty się trzymasz? - zapytała niepewnie bojąc się mojej reakcji. Nie zwracając uwagi na Damona odpowiedziałam jej z radością
- Wszystko jest już w porządku, naprawdę. - stwierdziłam z powagą. Moja przyjaciółka odwzajemniła uśmiech, lecz po chwili znowu mina jej zrzedła.
- Jest jeszcze jeden problem Barbie. - nagle do rozmowy włączył się Damon - Bo widzisz nasza szalona hybryda Klaus, z pewnością będzie chciał skręcić kark swojej dawczyni krwi, która właśnie stała się wampirem, więc gdybyś mogła zająć się nim to było by..... super! -  przy ostatnim słowie zrobił przerwę dobierając słowo tak aby mieć pewność, iż na pewno do mnie dotarło.
- Damon! - Bonnie od razu skarciła go wzrokiem.
- Ok, Bonnie spokojnie, rozumiem..... - powiedziałam łapiąc ją za ramię. - Wiesz co, jest dopiero 9:00, więc myślę, że mogę przyjść do Eleny trochę później, zwłaszcza, że mam jeszcze kilka spraw do załatwienia... - mówiąc że mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, myślałam tylko o jednym, a mianowicie o spotkaniu z Klausem. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco. 
- Przyjdę ok 15:00 dobrze? - zapytałam z czystej grzeczności. Wiedziałam przecież, ze przyjmą mnie o każdej godzinie.
- Ok, to do zobaczenia - powiedziała wiedźma po czym w bardzo szybkim tempie oddaliła się w kierunku samochodu wampira.
- Do zobaczenia - krzyknęłam, znikając za zamykającymi się drzwiami. 
            Usiadłam na skraju łóżka popijając czerwony, życiodajny płyn.
- Ach, uwielbiam słodkawy posmak BRh + - szepnęłam po ciuchu. Zaczęłam zastanawiać się co powinnam zrobić. Iść do Hybrydy, czy nie iść.... oto jest pytanie. Z jednej strony był zły i brutalny, ale za to z drugiej..... 
- Muszę to zrobić dla Eleny - powiedziałam, mając nadzieję, iż te słowa przemówią do mojego serca. 
           Szybko wstałam i powędrowałam w stronę szafy. Było bardzo ciepło więc postawiłam na obcisły top na ramiączkach i mini w kwiaciaste wzory. Do tego granatowe szpilki i mała, czarną kopertówkę. Szybki makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Jak zawsze jeszcze raz stanęłam przed lustrem oglądając się od a do z.      
           Jedna i jedyna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to fakt, że we własnym odbiciu ujrzałam kobietę, która nie tylko wyglądała pięknie, ale także niezwykle pociągająco. Wyglądała, jakby szykowała się na spotkanie przez cały dzień. ,, Po co ja się tak wystroiłam'' - przeszła mi przez głowę myśl, ale szybko ją zignorowałam. Pełna niepewności powędrowałam i kierunku willi  Mikaelson'ów.

Klaus: 

            Obudziło mnie niemiłosiernie głośne walenie, bo pukaniem tego nie można było nazwać, w dębowe drzwi. 
- Już, już..... - zawołałem ubierając spodnie. Szybkim ruchem złapałem koszulę i narzuciłem ją na siebie nie zapinając guzików. Zbiegłem po schodach i spokojnie otworzyłem. 
           Widok przede mną od razu mnie rozweselił. W końcu nie codziennie spotyka się swoją ukochaną przed swoim domem. Uśmiechnęłam się delikatnie, zobaczywszy, jak moja księżniczka lustruje mój goły tors z rozchylonymi wargami.
- Caroline, nie spodziewałem się ciebie o tak wczesnej porze.... - powiedziałem i posłałem jej łobuzerski uśmieszek. 
- Mam sobie iść? -  spytała z powagą. Z lekka zszokowany jej zachowaniem od razu odsunąłem się i gestem ręki zaprosiłem ją bez słowa do środka. Dziewczyna spojrzała na mnie i powoli przekroczyła próg mojej rezydencji. 
              Nie czekając długo odwróciła się do nie i zarzuciła wzrok prosto w moje oczy. Przybliżyłem się do niej o kilka kroków, tak aby dzieliły nas tylko centymetry. Caroline zadrżała, a jej serce zaczęło pracować szybciej. Nagle odsunęła się i zaczęła mówić
- Klaus...... - tak wspaniale wymawiała moje imię, iż mógłbym tego słuchać non stop. Czułem jak się denerwuje, a jej oddech staje się coraz to bardziej płytki i nerwowy.
- Tak najdroższa..... - chciałem jej pomóc w wykrztuszeniu tego co miła mi do powiedzenia. 
             Znowu przybliżyłem się do niej, lecz tym razem Caroline nawet nie uniosła głowy. Wpatrywała się w podłogę zaciskając przy tym ręce w piąstki.
- Ja chciałabym się ciebie zapytać czy to ty wymazałeś członkom rady pamięć. - powiedziała na jednym tchu  unosząc przy tym delikatnie swoją pociągłą twarzyczkę.   
- Bonnie powiedziała mi o twoich kłopotach, więc postanowiłem ci pomóc, to naturalne.. - stwierdziłem, po czym delikatnie złapałem kosmyk włosów mojej królewny. Zacząłem się nim bawić muskając przy tym jej dekolt. Caroline delikatnie przygryzła wargę.
- Nie Klaus, to nie jest naturalne, nie robi się takich rzeczy od tak, po prostu...... - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale gwałtownie wszedłem jej w słowo
- Caroline, to jest naturalne jeśli robisz coś takiego dla osoby na której ci zależy. - powiedziałem, a po chwili złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.... 




Co o tym sądzicie??? Wiem, że przerwałam w najmniej odpowiednim momencie, ale spokojnie, następny rozdział pojawi się góra za 2 dni.... Bardzo proszę o komentarze :)


wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 5


 Caroline:

       Jechaliśmy strasznie szybko. Wiedziałam, że nawet jeśli mielibyśmy wypadek, to możliwość poniesienia przeze mnie śmierci jest praktycznie zerowa. Pomimo to byłam przerażona! Ściskałam siedzenie z całej siły do momentu kiedy to poczułam, że moje palce wbiły się w piękną, czarną i oczywiście skórzaną tapicerkę.
      W ciągu sekundy wyjęłam stamtąd dłonie, ale wiedziałam, że Klaus i tak już zobaczył co zrobiłam.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam, to.... to ze strachu... - dokończyłam spuszczając głowę.
Pierwotny zaśmiał się i spojrzał na mnie. Czułam jak jego spojrzenie pali moje ciało, czułam wręcz jakby rozbierał mnie swoim przenikliwym wzrokiem.
       Patrzył tak na mnie przez dłuższą chwile po czym nagle zatrzymał samochód. Szybko uniosłam głowę i od razu spostrzegłam dwie rzeczy. Po pierwsze byliśmy  przed moim domem, a po drugie Klaus prawie dotykał swoją twarzą mojej. Dzieliły nas dosłownie minimetry, kiedy nagle on pochylił się delikatnym ruchem w stronę mojego ucha.. Jakby tego było mało miał jeszcze czelność jedną ręką oprzeć się o mój fotel, a drugą bawić się kosmykami moich włosów.  
        Przygryzałam wargę i myślałam co ja mam teraz do jasnej choinki zrobić. Moje przeczucie sprawdziło się. Byłam w prawdziwych tarapatach, ale nie chciałam wyjść z auta. Jakaś niezwykle silna siła przyciągała mnie do Klausa czy tego chciałam czy nie.
       Z zamyślenia wyrwał mnie szept hybrydy.
- Wracając do tego fotela.... - powiedział, po czym opuścił dłoń, która zawijała kosmyki moich włosów. Niespodziewanie jego ręka znalazła się na miejscu, w którym znajdowały się dziury. Poczułam, jak uśmiecha  się, a po chwili subtelnie rozchyla usta.
- Naprawdę nic się nie stało. - stwierdził z rozbawieniem. - To tylko maleńkie zadrapanie.- mówiąc to spokojnym ruchem dłoni przejechał, a raczej wjechał ze skórzanego siedzenia na moje kolano. Drgnęłam. Czułam, jak jego palce wspinają się coraz dalej i dalej. Nie wiem czemu, ale wcale się nie broniłam. Po chwili poczułam drugą dłoń błądzącą po moim ciele.
         Nie czekając ani chwili dłużej chwyciłam głowę Klausa i przyciągnęłam ją do swoich ust. To było niezwykłe! Jego usta były takie ciepłe. Wiedziałam, że w tej chwili patrzy na mnie z satysfakcją, wiedziałam że dopiął swego, ale wcale mnie to nie obchodziło.
        Już chciałam rozpiąć drugi guzik jego granatowej koszuli, ale nagle wampir odsunął się ode mnie.
- Coś nie tak? - pytałam ze zdziwieniem. - Coś się stało? - spytałam, zastanawiając się co ja takiego musiałam ( jak zwykle ) spieprzyć. Mężczyzna uśmiechnął się tylko łobuzersko i odpowiedział.
- Najdroższa, nie chcę zmusić cię do czegoś czego potem będziesz żałować... -       ,, No tak, szkoda że w lesie o tym nie pomyślałeś'' pomyślałam. Stwierdziłam jednak, że pomyślę o tym później, a na razie wysłucham mojego przystojnego rozmówcy.
- A tak poza tym twoja mama na nas patrzy. - kiedy tylko to usłyszałam spojrzałam na werandę, na której zobaczyłam niestety mamę stojącą ze skrzyżowanymi rękoma i z nietęgą miną.
         Szybko odwróciłam się do Klausa i dodałam otwierając drzwi.
- Dziękuję za podwiezienie, do zobaczenia - powiedziałam wychodząc z auta.
- Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy! - krzyknął odpalając samochód. Odsunęłam się o kilka kroków, a czarne ferrari pognało w kierunku parku.
         W niezwykłym tempie znalazłam się koło drzwi, lecz niestety zastawiała je ciałem jakże znana mi postać.
- No, moja panno, widzę że czeka nas długa rozmowa. - stwierdziła karcącym tonem. - Wiem co zrobił Tyler. - po jej słowach nogi mi się ugięły.
- Ale jakim cudem,  kto ci powiedział?? - krzyczałam jak opętana mimo tego, iż doskonale wiedziałam, że mama nie jest niczemu winna.       
-Kiedy wróciłam z pracy nie było cię w domu. Nie odbierałaś telefonu więc postanowiłam cię szukać. Zadzwoniłam do Bonnie, a ona powiedziała mi o waszej rozmowie. Dziecko nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! Myślałam, że to członkowie rady coś ci zrobili, ale nie wiem jakimś cudem ktoś wymazał im pamięć mimo, że mają w sobie werbenę... - powiedziała, cały czas zastanawiając się nad ostatnim zdaniem które wypowiedziała.
         Ja nie musiałam się długo głowić. Byłam pewna, że tylko jeden pierwotny mógł to dla mnie zrobić. Pozostawało tylko pytanie w jaki sposób dowiedział się o tym, iż rada miasta wie o mnie i o ... Nie mogłam nawet w myślach wypowiedzieć jego imienia. Nienawidziłam go. Gdybym tylko mogła to rozerwałabym go na strzępy.
- Caroline, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - moja mama wiedziała, że tego nie robiłam, więc wolałam nie pogrążać się kłamiąc jej w oczy.
- Przepraszam, zamyśliłam się.- uśmiechnęłam się delikatnie mając nadzieję, że to trochę ją udobrucha. Niestety moje wysiłki poszły na marne.
- Caroline, nigdy nie mówiłam ci z kim masz się spotykać, ale KLAUS?! - wrzasnęła wypowiadając jego imię. - Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego jaki on jest niebezpieczny! Przecież to pierwotny, który w dodatku jest hybrydą! - mówiąc to złapała się za głowę. - Kochanie, proszę cię, nie zadawaj się z nim...
- Dobrze mamo.- powiedziałam, choć doskonale wiedziałam że kłamię. Z każdą upływającą sekundą brakowało mi go coraz bardziej. Wiedziałam, że jest zły, ale..... ale chciałam być blisko niego.
          Po chwili ciszy moja mama przytuliła mnie, po czym otworzyła drzwi i obie weszłyśmy do środka.
- Mamo, idę się położyć, dobranoc - rzuciłam kierując się w stronę swojego pokoju.
- Dobranoc córeczko - usłyszałam głos mamy zamykając drzwi. Kiedy to zrobiłam upadłam na łóżko. W tym momencie myślałam tylko o tym co zaszło między mną o Klausem. Przysięgałam sobie, że więcej razy taka sytuacja nie może mieć miejsca, ale cóż mogłam zrobić kiedy na samą myśl o nim czułam motylki w brzuchu.
         W mgnieniu oka wykąpałam się. Kiedy leżałam już pod cieplutką kołderką przez głowę przeszła mi myśl.
- Jutro muszę z nim porozmawiać... - stwierdziłam na głos - muszę się dowiedzieć czy to on  ,,uciszył'' członków rady... - mówiąc to zamknęłam oczy. Po chwili zasnęłam......


Co o tym sądzicie??? Mi rozdział niezbyt się podoba, ale cóż..... Myślałam, że wyjdzie jakoś inaczej.... Bardzo proszę o komentarze, są one bardzo, ale to bardzo pomocne ;)




piątek, 20 lipca 2012

Rozdział 4


Caroline:

     Posadził mnie na jakiejś maleńkiej szafeczce, a następnie przygwoździł do ściany. Spinałam uda i wsuwałam się coraz to głębiej w ścianę, byle tylko nie ocierać się swoim ciałem o ciało Klausa. Nie przynosiło to jednak żadnych skutków. Byliśmy coraz bliżej siebie...
    Nie wiem jakim cudem moje ręce powędrowały ku górze. Może miały nadzieję, iż poradzą sobie z przeciwnikiem o stokroć razy silniejszym od nich, jednak Niklaus nie miał zamiaru siłować się z nimi. Chwycił mnie za dłonie i przyłożył je do ściany. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas miał spuszczoną głowę. Delikatnie przysunął swoją twarz do mojego ramienia. Poczułam, że moje ciało przeszywa dreszcz. Zaczęłam ciężko dyszeć i powoli zamknęłam oczy.
    Wiedziałam, że koszmar z lasu zaraz powróci. Byłam pewna, że hybryda zaraz rzuci się na mnie i zmusi mnie do wylądowania z nim w łóżku. Bałam się tego, a zarazem czekałam aż w końcu zacznie. Nie wiem dlaczego, ale podświadomie chciałam tego. Chciałam, żeby mnie zdominował. Co jak co, ale tylko w jego ramionach czułam się jak najbardziej pociągająca dziewczyna na świecie.... Matko! O czym ja w ogóle myślę?! Przecież ja nie mogę! Nie z nim! Nie z Klausem!
     Nagle z rozmyśleń, a raczej z wojny myśli wyrwał mnie spokojny, namiętny, a zarazem przepełniony rozpaczą głos Klausa.
- Przepraszam.... miałaś rację, jestem potworem... uciekaj stąd.... - powiedział, po czym opuścił głowę. Od razu pościł moje ręce i odsunął się o kilka kroków cały czas nie podnosząc wzroku z podłogi.
    Pierwszy raz nie wiedziałam co mam zrobić. Mimo tego, że mój mózg krzyczał tylko jedno słowo, a mianowicie ,, uciekaj'' to serce podpowiadało mi abym tego nie robiła. Przecież on żałował tego co mi zrobił. Pewnie to tak naprawdę ja jestem winna temu co między nami zaszło. To ja od zawsze za namową moich przyjaciół manipulowałam jego uczuciami byle tylko Elenka była bezpieczna. Nikogo nie obchodziło to, czy przy kolejnej misji z cyklu ,, blondi zajmie się Klausem, a my resztą '' nie zginę. Właściwie to dzięki jego wielkoduszności miałam okazję tu stać. To on mnie ratował. Dobrze wiedziałam, że coś do mnie czuje, ale oczywiście nigdy nie traktowałam tego poważnie.
     Jak ja nienawidziłam właśnie takiej okropnej burzy myśli w mojej głowie. Z jednej strony wiedziałam, że w znacznej mierze to ja się do tego przyczyniłam, a z drugiej.... Nie, to nie jest moja wina ! Jeny, jak ja mogę być zawsze taka głupia! Klaus próbował mnie..... Matko! Dopiero teraz dotarło do mnie, co on chciał mi zrobić. O nie! Nie daruje mu! 
- Ty pieprzony sukinsynie! - wrzasnęłam, zeskakując z dębowego mebla. Dziwne było dla mnie to, iż Klaus nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Widziałam tylko, że coraz to bardziej zaciska pięści i usta, ale w tamtej chwili wcale się tym nie przejęłam i dalej ciągnęłam swój monolog:
- Co? Nagle ci mowę odjęło? Nie masz mi nic do powiedzenia? Wiesz co, brzydzę się tobą. Tak, brzydzę się tobą. Jak można być tak zepsutym, żeby najpierw mówić, że niby mnie kochasz, a potem potraktować mnie gorzej niż szmatę? - chciałam powiedzieć jeszcze tak wiele, ale nie pozwoliły mi na to łzy, które spływały coraz szybciej po mojej twarzy. 
     Nagle pierwotny uniósł głowę. Zobaczyłam, jak jego twarz wykrzywiona jest w grymasie cierpienia. Widziałam jak męczył się żeby coś mi powiedzieć, ale sam nie wiedział od czego zacząć....

Klaus: 

     Stałem i nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Caroline, moja najdroższa, moja królewna patrzyła teraz na mnie jak na prawdziwego potwora. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, iż ma rację. Jak mogłem być, aż tak bezmyślny, żeby zrobić jej coś takiego. Nie wiedziałem co mam jej teraz powiedzieć, po prostu nie wiedziałem.
- Caroline, ja - zacząłem niepewnie, ledwo co wyrzucając z siebie kolejne słowa. - ja nie wiem co we mnie wstąpiło..... - wiedziałem, że takie tłumaczenia nic mi nie przyniosą, ale cóż musiałem jakoś zacząć. Zerknąłem na moją ukochaną. Widziałem w jej oczach złość, smutek i coś jeszcze, coś co przypominało mi poczucie winy.
- Wiem, że pewnie po tym co ci dziś zrobiłem te słowa nie będą miały dla ciebie najmniejszego znaczenia, ale cóż muszę ci to powiedzieć, po prostu muszę ..... - Podszedłem do niej bliżej. Nie odsuwała się, więc postanowiłem chwycić ją za podbródek. Nie odepchnęła mojej ręki, więc stwierdziłem, że to czas aby w końcu dokończyć to co zacząłem mówić.
- Caroline, ja.... ja... ja cię kocham, ja naprawdę cię kocham - wyszeptałem ledwo powstrzymując się od płaczu. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko, oddałbym za twój jeden uśmiech moje własne życie. - uśmiechnąłem się, lecz jedna nieposłuszna łza spłynęła po moim policzku. Moja księżniczka spojrzała na nią po czym delikatnym muśnięciem otarła ją. Odwróciła wzrok w stronę okna i uśmiechnęła cię delikatnie.
- Nie wiedziałam, że ty płaczesz. - stwierdziła krótko. Zaśmiała się i po chwili odwróciła w moją stronę.
- Widzisz, ja też nie wiedziałem że płacze, do dziś - pokręciłem delikatnie głową - ty tak na mnie wpływasz.- powiedziałem i posłałem jej łobuzerski uśmieszek w celu rozluźnienia atmosfery. Caroline kiedy tylko go ujrzała zaczęła szczerze się śmiać. 
     Po chwili beztroski spoważniała i zwróciła się do mnie.
- Muszę już iść. - powiedziała i odwróciła się w kierunku drzwi. Dopiero teraz spostrzegłem, że nie ma na sobie bluzki i paraduje jedynie w staniku. W niezwykle szybkim tempie stanąłem tuż przed nią i spytałem:
- Nie potrzebujesz może jakiejś koszulki - spojrzałem na jej dekolt, a następnie uśmiechnąłem się przenosząc swój wzrok na ogromną szafę stojącą tuż obok łóżka. Caroline speszyła się, ale także posłała mi delikatny uśmieszek. Ucieszyło mnie to, ponieważ miałem nadzieję, że już niedługo moja ukochana zapomni o tym co się stało.  
    W mgnieniu oka znalazłem się przy szafie. Szperałem w niej chwilę szukając czegoś odpowiedniego dla mojej księżniczki. Ach, jaka ta dziewczyna była niezwykła! Przez stulecia spotykałem się z wieloma kobietami. Z niektórymi spędzałem noc, inne po prostu zabijałem. Była tylko jedna kobieta, którą naprawdę szczerze pokochałem. Miała na imię Tatia. Była równie piękna jak Caroline. Zakochałem się w niej kiedy jeszcze byłem człowiekiem. ,,Stare, dobre dzieje" - pomyślałem. Nagle w szafie znalazłem, nie wiem jakim cudem, T- shirt mojej siostrzyczki. Bez chwili namysłu wyciągnąłem go i z uśmiechem podałem mojej ślicznotce. Caroline zrobiła nietęgą. Popatrzyła na mnie i ze skwaszoną miną stwierdziła.
- No cóż.... To ,, coś'' wygląda jak z średniowiecza, nie założę tego. Co by pomyśleli cudzie widzący mnie na ulicy?- spytała i po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Słonko, nie sądzę żeby ulice MF były zapełnione paparazzi o godzinie 23: 45.- Powiedziałem, zerkając na zegarek wiszący nad biurkiem. Car wytrzeszczyła oczy i spojrzała na wyświetlacz komórki.

Caroline:

- O matko, która już godzina!- mówiąc to złapałam się za głowę. - Teraz naprawdę muszę już lecieć. Moja mama pewnie strasznie się denerwuje. 
    Już byłam przy drzwiach, kiedy nagle ujrzałam przed sobą Klausa. 
,, Jeny, on nigdy nie przestanie torować mi drogi'' - pomyślałam i potrząsnęłam głową. Oczywiście, moje nogi ugięły się, a serce pompowało krew na pełnych obrotach. Pierwotny wyczuł to i subtelnym ruchem poprawił koszulkę , którą założyłam. W mojej głowie zaświeciła się czerwona dioda sygnalizująca ucieczkę, ale nadal próbowałam zachować pozorny spokój przed wampirem. On tylko uśmiechnął się szarmancko i powiedział
- Jest naprawdę późno, nie powinnaś sama chodzić po ulicy o takiej godzinie. - stwierdził ojcowskim tonem.- Podwiozę cię. - i znowu ten łobuzerski uśmieszek. Patrząc na niego zdałam sobie sprawę, iż jest nieziemsko przystojny. Ach, te oczy i usta wpływały na mnie jak najsilniejszy narkotyk.
      Nagle zdałem sobie sprawę że nie stoję, a siedzę i nie w sypialni Klausa, a w jego czarnym ferrari. Miałam złe przeczucie. Jakiś głos podpowiadał mi, że nie powinnam tego robić, że pakuję się w kłopoty. Nie zwracając na to uwagi zapięłam pasy. Klaus odpalił auto i pognaliśmy w kierunku mojego domu...




Co o tym myślicie? Wiem, że rozdział był nudny, ale musiałam jakoś wybrnąć z sytuacji stworzonej przez Klausa;) Bardzo proszę o komentarze :) Obiecuję, iż następny rozdział będzie dłuższy.  


niedziela, 15 lipca 2012

Wiadomość!!!

Sorki, że tak późno o tym mówię, ale od jutra wyjeżdżam !:) Niestety, nie będę tak często dodawać rozdziałów, ale mam nadzieję że kolejny pojawi się w środę lub w czwartek, kiedy to ukradnę na chwilkę laptopa mamie;) Ale tak na pocieszenie wspomnę, iż nie będzie mnie tylko tydzień!

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział 3

Klaus:

Patrzyła na mnie z przerażeniem! Widziałem także że cała drży. Nie czekając ani chwili dłużej powoli usiadłem obok niej opierając się o tą samą skałkę co moja najdroższa. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co mam zrobić. Ja, Klaus, najsilniejsze stworzenie stąpające po tym globie. Przy tej delikatnej i niezwykłej kobiecie, czułem że...... że jestem słaby, bezsilny ..... dobry! Cisza trwała dosyć długo więc postanowiłem przerwać ten niezręczny czas milczenia.
- Caroline, wiem że jestem pewnie, o ile nie na pewno ostatnią osobą której chcesz się zwierzać, ale ..... - przerwałem, aby móc spojrzeć jej w oczy. -co cię trapi? - spytałem, po czym niepewnym ruchem ręki chwyciłem, a następnie uniosłem podbródek mojej księżniczki.
- Nie myliłeś się, jesteś ostatnią osobą, której chcę się zwierzać, a poza tym to nie jest twój pieprzony interes! - wykrzyknęła, posyłając mi lodowate spojrzenie. Wiedziałem, że muszę postępować z nią łagodnie, bo w przeciwnym razie mój wspaniały plan legnie w gruzach. Trzeba było działać szybko.
- Ależ najdroższa- zacząłem z największą troską jaką potrafiłem okazać. - sądzę iż się mylisz. Zależy mi na tobie, a kiedy widzę cię smutną sam staję się smutny. - dodałem cały czas patrząc w jej głębokie usta,  do których tak bardzo chciały przylgnąć moje.
- Poważnie!? - syknęła moja ukochana.- Jeszcze ci nie przeszło z tą wielką miłością ?? Ile razy muszę ci powtarzać, że między nami NIGDY NIC NIE BĘDZIE !!! - wrzasnęła, po czym odchyliła głowę do tyłu, ukazując tym samym całą swoją twarz umazaną czarnymi krechami spływającymi razem z potokiem łez. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale wiedziałem iż nie mogę. Na razie. Cały czas lustrowałem ją wzrokiem, aż w końcu moje oczy natrafiły na widok, któremu nie mogły się oprzeć. Mój wzrok zatrzymał się na bluzce Caroline, która odsłaniała spory dekolt. Mimowolnie uśmiechnąłem się, co niestety zauważyła moja królewna. Pospiesznie poprawiła T- shirt. Zobaczyłem, że się zaczerwieniła, co niezwykle mnie ucieszyło. Nabrała powietrza i spojrzała na mnie.
- Jestem w takim stanie bo.... - przerwała zasłaniając kolejne łzy spływające po jej smukłej twarzyczce. - bo... Tyler przeżył tak samo jak i ty, ale on...... on uciekł z... z....z inną! - wyjąkała ostatkiem sił. Szybko przybliżyłem się do niej i objąłem ją. Tak, to było to o czym od tak dawna marzyłem! Trzymałem tą delikatną istotkę w swoich silnych ramionach. Łudziłem się, że ta chwila będzie trwała wiecznie. Zacząłem delikatnie głaskać ją po włosach. Na szczęście nie opierała się więc złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Kiedy to zrobiłem Caroline wtuliła się we mnie mocniej. Siedzieliśmy tak przez parę sekund po czym moja ukocham uniosła głowę i zapytała mnie ze smutkiem.
- Dlaczego on mnie zostawił? Czy jestem aż taka głupia i pusta? - spytała. Zauważyłem, że przestała płakać, a jej twarz zrobiła się blada ze wściekłości, którą kierowała zapewne w swojego byłego chłopaka. Strasznie ucieszyło mnie zachowanie Caroline. Teraz miałem pewność, iż jest niezwykle silną dziewczyną.
- Kochanie, nie mów tak! - mówiąc to złapałem ją za ręce. - On nie był ciebie wart... - powiedziałem to, po czym złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.

Caroline:

Nie wiedziałam co mam zrobić! Klaus wplótł swoją dłoń w moje włosy, a kiedy to zrobił jego pocałunki stały się coraz bardziej łapczywe i bolesne. Zaczął całować mnie coraz niżej. Bałam się! Bałam się to przerwać, bo wiedziałam co może mi zrobić w akcie furii. Nagle jego ręka znalazła się pod moją bluzka, a ja niespodziewanie, na moje nieszczęście jęknęłam. Widocznie ucieszyło go to, bo teraz jego ruchy były coraz bardziej śmiałe i brutalne. Zdałam sobie sprawę,że muszę to jak najszybciej  przerwać, ale nie wiedziałem jak! Nie miałam przecież żadnych szans w siłowaniu się z pierwotnym, który był w dodatku hybrydą! W końcu postanowiłam działać.
- Przestań, słyszysz przestań! - krzyknęłam. Niestety moje słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Jednym ruchem rozerwał moją bluzkę. O nie, tego już za wiele - odezwał się głos w mojej głowie. Z całej siły kopnęłam wampira. Na szczęście moje uderzenie było na tyle mocne, iż zdołało oddalić ode mnie pierwotnego o jakieś 2 metry. Widziałam w jego oczach wściekłość. Nie, wściekłość to bardzo delikatne określanie stanu, w jakim właśnie znajdował się Klaus. W niezwykłym tempie przygwoździł mnie do pobliskiego drzewa i powiedział z łobuzerskim uśmiechem:
- Najdroższa, cóż za zmiana nastroju - zapytał z ironią w głosie. - Uwierz mi, jeszcze żadna kobieta nie biła mnie w takiej sytuacji, ale jeśli lubisz takie zabawy...- i znowu zaczął całować mnie w usta. Nie wytrzymałam. Odepchnęłam go od siebie i z całej siły uderzyłam go w policzek. Moje serce zaczęło bić szybciej. Wiedziałam, że zaraz mnie zabije. On tylko spojrzał na mnie spode łba i chwycił za nadgarstki. Chciałam uciec, ale on tylko patrzył na mnie i się śmiał. Tak, właśnie w takiej chwili śmiał się z moich nieudolnych prób ucieczki. Spojrzałam na niego i spytałam:
- Dlaczego mi to robisz? - łzy spływały mi po policzku kiedy wypowiadałam te słowa.
- Bo cie kocham, pragnę cie, chcę byś należała tylko do mnie! - po tych słowach objął mnie w pasie i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w jego willi, a dokładniej w jego sypialni.





I jak???? co o tym sądzicie??? Pisałam to dość szybko więc z góry przepraszam za błędy.;) Bardzo proszę o komentarze. Chciałabym także bardzo podziękować za miłe słowa i właśnie te bardzo budujące komentarze.:)
PS. Jeśli chodzi o ostatnie zdanie to jutro obiecuję dodać kolejny rozdział, który właśnie opisze zdarzenia w domu Klausa;)....

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 2

Caroline:

Po krótkiej przechadzce po parku postanowiłam iść w końcu do Bonnie. Zastanawiałam się co musiało się stać, żeby była aż tak zdenerwowana. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl, a dokładnie tylko jedno imię: Klaus. Tylko kiedy z nim mieliśmy problemy, moja przyjaciółka miała aż tak przerażony głos. Ale przecież to nie logiczne! Klaus nie żyje i żadna siła go nie wskrzesi. Nagle zdałam sobie sprawę, że stoję pod
drzwiami domu Bennett'ów. Sama nie wiem dlaczego, ale rozejrzałam się wokoło. Miałam dziwne wrażenie, że czuję wampira. Wiatr był dość silny, więc po chwili namysłu stwierdziłam, że ten zapach mógł być niesiony przez niego z bardzo daleka. Potrząsnęłam jeszcze szybko głową, w celu odegnania dziwnego uczucia i  szybkim ruchem ręki zapukałam czterokrotnie w dębowe drzwi. Kiedy to zrobiłam znowu pojawiło się to uczucie. Teraz byłam już święcie przekonana, że w pobliży jest jakiś krwiopijca. Co więcej usłyszałam coś przypominającego śmiech lecz nale dźwięk ucichł, a w drzwiach pojawiła się Bonnie.
  - Cześć Caroline, proszę wejdź! - powiedziała z przyklejonym bananem na twarzy. Od razu wiedziałam że coś jest nie tak. Nie ma co się czarować, znałam ją od najmłodszych lat i doskonale wiedziałam co oznacza taka mina. Postanowiłam jednak na wzór mojej przyjaciółki udawać radość, więc powtórowałam jej sztuczny uśmiech i weszłam do kuchni, którą znałam od dziecka. Po przekroczeniu progu tego niezwykłego miejsca powróciły wszystkie wspomnienia. To jak bawiłyśmy się lalkami, opowiadałyśmy sobie o pierwszych miłościach, nasze piżama party.... Ach, to wszystko było takie piękne. Byłam wtedy człowiekiem, a teraz ... Z rozmyśleń wyrwał mnie poważny ton głosu czarownicy.
- Caroline muszę ci coś powiedzieć- zaczęła bardzo niepewnie, jakby stąpała po lodzie, który za chwilę się załamie topiąc wszystko co znajdowało się na nim.
- No to dawaj! - postanowiłam wesprzeć przyjaciółkę w wyrzuceniu tego co tak ją męczyło. - Dalej, przecież i tak nie może być już gorzej...- dodałam roniąc mimowolnie jedną łzę.
- Bo widzisz..... - zaczęła, nie zwracając zbytniej uwagi na mój stan - ok, Caroline zaczynam od początku - poinformowała mnie krótko - wiem że to co teraz powiem może cie załamać, ale trudno, muszę to zrobić. Tak więc wszystko zaczyna się od momentu kiedy Ric ,,zabił ,, Klausa - przy słowie zabił zrobiła charakterystyczny znak cudzysłowia. Przestraszyłam się, bo w mojej głowie pojawiło się mnóstwo myśli, które do prawdy nie napawały mnie optymizmem. Postanowiłam jednak odłożyć myślenie na później, a zamiast tego wysłuchać do końca opowieści Bonnie.- No i właśnie tu pojawił się problem, ponieważ on go wcale nie zabił! - Po jej słowach poczułam, że robi mi się słabo. Choć w tej chwili nie byłam w stanie nic powiedzieć to jednak ostatkiem sił wykrztusiłam z siebie te kilka słów, które wydawały mi się tak nierealne jak to że nie jestem wampirem.
- Czyli Klaus żyje !? Jak to przecież Ric go zabił!!! A poza tym nie żyje też Tyler! - wykrzyknęłam przez łzy. Moja przyjaciółka nie mówiła nic tylko z całej siły przytuliła mnie go siebie. Po chwili nabrała powietrza i powiedziała słowa które miały echem odbijać się w mojej głowie przez resztę mojego życia.
- On żyje, Tyler naprawdę żyje tylko...- zrobiła krótką pauzę by upewnić się czy nadal jej słucham - tylko on wyjechał, na zawsze... - po tych słowach obie zamilkłyśmy.  Przez cały ten czas zadawałam sobie pytanie, a mianowicie dlaczego przeżyłam ja, Stefan, Damon, a dlaczego Tyler umarł. Po chwili ciszy w końcu odważyłam się zadać pytania, których bałam się jak niczego innego w świecie.
- Bonnie, a dlaczego on mnie zostawił? Dlaczego nie pożegnał się ze mną ? Skąd o tym wszystkim wiesz??? - pytałam wręcz z wyrzutem.
- Wiem, bo Tyler kazał mi to powiedzieć... a nie pożegnał się, bo ..... uciekł z inną dziewczyną. Przykro mi Caroline, gdybym mogła... - nie usłyszałam nic więcej. Biegłam prosto przed siebie. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie widzi czy kogoś popchnęłam. Czułam w tym momencie tylko dwa uczucia: ból i wściekłość. Chciałam stąd uciec, zniknąć, po prostu nie żyć.

Klaus: 

Byłem w świetnym humorze! Ba, byłem nawet w stanie skakać z radości. Wszystko szło jak po maśle. Najważniejsze było dla mnie to, iż załatwiłem mojego rywala na amen. Nie dość, że nie żył, to jeszcze ta historyjka wiedźmy o ucieczce z kochanką była naprawdę strzałem  w dziesiątkę! Kto ty pomyślał, że jeden telefon od tej całej Bonnie może aż tak mnie rozweselić. ,,W sumie grzeczna z niej dziewczynka,, - pomyślałem z uśmiechem na twarzy - ,, nie sądziłem, że zaraz po rozmowie z Caroline przekaże mi wszystko o czym rozmawiały,, Stwierdziłem, iż najlepszym sposobem na przybliżenie się do mojej ukochanej jest jak najszybsze pocieszenie jej. Z łobuzerskim uśmiechem wyszedłem z domu i próbowałem zdać się ma mój instynkt łowiecki. Jak zwykle nie zawiódł mnie i w mgnieniu oka wytropiłem ją.
- Jest w lesie.. - zamruczałem cicho i pobiegłem do niej. Po chwili stałem na przeciwko tej niezwykłej dziewczyny.Była taka piękna. Nagle podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi wspaniałymi, teraz pełnymi bólu i żalu oczami. Zobaczyłem w nich coś jeszcze. Coś co wywołało we mnie uczucie smutku, a także radości i podniecenia. Zobaczyłem w jej oczach strach!



I jak, co o tym sądzicie? Bardzo proszę o komentarze, sama nie wiem czy ktokolwiek to czyta i czy jest jakikolwiek sens dalszego pisania :(

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 1

Caroline:
Ze snu wyrwała mnie cicha melodia, oznaczająca, iż ktoś bezczelnie śmie zakłócać moją rozpacz. Ale czy to była prawdziwa rozpacz? Fakt, płakałam, ale nie wylał się ze mnie potok łez. Chciałam umrzeć, ale czy jeśli nadarzyłaby mi się okazja pozwalająca zakończyć mój marny żywot, to skorzystałabym z niej? Czy aż tak bardzo kochałam Tylora? Czy byłabym w stanie poświęcić dla tej miłości nawet własne życie? Z rozmyśleń wyrwał mnie kolejny sygnał wydobywający się z mojej komórki.
- Halo.. - powiedziałam to tak, aby mój rozmówca miał nieodpartą chęć odłożenia słuchawki. Niestety, nie udało się, a zamiast tego usłyszałam jak ktoś nabiera maksymalną ilość powietrza do swoich płuc.
- Cześć Caroline ! Z tej strony Bonnie. Czy mogłabyś wpaść do mnie, powiedzmy za pół godziny?
- Tak, myślę że...
- To do zobaczenia!- przerywając mi powiedziała tylko głupie ,, do zobaczenia,, i rozłączyła się. Zdziwiłam się, bo Bonnie była strasznie zestresowana, co należało w jej przypadku do wyjątku. Nie namyślając się zbyt długo wstałam z łóżka, choć szczerze powiedziawszy wcale nie miałam na to ochoty, powlekłam się na chwilkę do łazienki, po czym ubrałam się w luźny T-shirt, kremowe szorty i czarne obcasy. Mój makijaż polegał wyłącznie na zamaskowaniu śladów po porannej rozpaczy. Byłam gotowa w niecałe 10 minut, a droga do Bonnie zajmowała mi góra 5 minut, tak więc resztę wolnego czasu postanowiłam stracić na spacerowaniu po parku znajdującym się tuż przy rezydencji Mikaelson'ów . Przy rezydencji Klausa.... Po wymówieniu w myślach jego imienia po całym ciele przeszedł mnie dreszcz, który sparaliżował mnie do tego stopnia, iż nawet nie mogłam ustać. W akcie bezsilności osunęłam się po ścianie mając nadzieje, że to pomoże mi w utrzymaniu równowagi. Poważnie!? Jak ja mogę być taka głupia, żeby na myśl o jakimś rąbniętym pierwotnym aż nogi mi się uginały. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę. W wampirzym tempie podniosłam się z podłogi i ruszyłam w stronę lustra. Ostatnie poprawki i byłam gotowa wyjść z domu.
- Dam rade! - wykrzyknęłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pobliskiego parku.

Klaus:
Byłem niezwykle ciekaw co nasza mała czarownica wymyśli byle tylko nie stracić przyjaciółki. Zresztą co mnie to obchodzi! Ważne tylko , by moja słodka Caroline nie dowiedziała się prawdy o tym, że ja też miałem nieznaczny udział w zabójstwie tego jej wilczka. Bonnie łaziła w te i z powrotem po małym pokoiku co niezwykle mnie denerwowało. Przy kolejnym puknięciu korkiem o zdartą już podłogę nie wytrzymałem.
- Usiądź wreszcie !- wrzasnąłem na cały głos - jeszcze jeden krok a rozerwę cie na strzępy! - wysyczałem prawie gotowy spełnić moje groźby.
- Zamknij się ! - krzyknęła zdenerwowana wiedźma. - Jeszcze jedna taka uwaga, a powiem Caroline całą prawdę. - powiedziała ze wściekłością, ale ja bez problemu usłyszałem że drżał jaj głos. Udawała pewną siebie choć dobrze wiedziała że nie jest mi w stanie mi nic zrobić. Na szczęście tym razem to ja miałem asa w rękawie.
- Masz rację kochanie.- powiedziałem z szyderczym uśmieszkiem na twarzy,- Masz rację. Powinnaś opowiedzieć swojej przyjaciółce o tym jak najpierw przeniosłaś ,, mnie,, w ciało tego całego Tylera, a potem w czasie zamiany niestety niechcąco go uśmierciłaś.. Ah..., czyż to nie jest okrutne! - zaśmiałem się, po czym skłoniłem i dodałem na odchodne
- Wierze w  twoją wyobraźnię Bonnie.. Mam nadzieję że po twojej rozmowie z Caroline nie znajdziemy się OBOJE na jej czarnej liście..- spojrzałem na nią tylko porozumiewawczo i wyskoczyłem za okno, w celu ie zetknięcia się przed drzwiami z moją ukochaną. Zdążyłem tylko zrobić krok, kiedy usłyszałem, jak Caroline puka do drzwi. Zaśmiałem się tylko pod nosem i z szybkością światła pobiegłem do mojej willi.




I jak??? Wiem że rozdział jest krótki i nudny, ale mam nadzieję że następny będzie lepszy.... Bardzo proszę o komentarze i podpowiedzi.. :)

Prolog...


Caroline:

Szłam przez wielką polanę. Wokół mnie było mnóstwo wszelkiego rodzaju polnych kwiatków. Tak, było ich naprawdę wiele! Nagle pojawił cię mój ukochany! Choć stał daleko ode mnie to i tak widziałam każdy detal jego smukłej i jakże męskiej twarzy, jego pełnych miłości oczu, jego delikatnie rozchylonych, blado różowych ust.... Był ubrany na czarno, co o dziwo wcale mi nie przeszkadzało, ponieważ wyglądał oszałamiająco. W jednej chwili stanął przy mnie i ujął moją twarz po czym pocałował mnie delikatnie w usta. Ach, jak ja chciałam aby ta chwila trwała wiecznie! Nagle odsunął się ode mnie, poczułam że coś się stało, ale nie chciałam otwierać oczu. Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę że w czasie pocałunku je zamknęłam. Czułam jak oddech Tylera staje się coraz szybszy i oraz bardziej nerwowy. Szybko otworzyłam oczy, ale jego już nie było... Rozejrzałam się wokoło, ale on po prostu zniknął, a ja poczułam tylko jedną wielką nieposłuszną łzę, króra powoli spływała po moim policzku. Niestety, prócz niej znalazło się jeszcze wiele nieposłusznych i buntowniczych łez, które ze wszelką cenę próbowały zrobić ze mnie beksę. Tak jak myślałam dopięły swego. Chciałam z stamtąd uciec, gdzieś się schować i to jak najszybciej. Odwróciłam się napięcie gotowa  jak gepardzica rzucić się do ucieczki z tego przeklętego miejsca, ale nagle poczułam żelazny uścisk, który objął moje nadgarstki. Ujrzałam przed sobą nikogo innego jak samego Klausa. Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi, a zarazem przepięknymi oczami w których bez wahania mogłabym utonąć! Nagle przyciągnął mnie do siebie i szepnął mi do ucha prawie niesłyszalnym, pełnym namiętności głosem ,, Prędzej czy później, i tak będziesz moja...,, po czym jego wargi przylgnęły go moich. Z koszmaru wyrwał mnie niezwykłe otrzeźwiający dźwięk budzika.
- Spokojnie Caroline., to tylko sen.. - starałam sobie samej wmówić. Niestety, ten okrutny sen był o wiele łagodniejszy niż rzeczywistość , z którą musiałam się zmierzyć. Tak, muszę się w końcu pogodzić prawdą. Zostałam całkiem sama.... Elena jest wampirem, Ric nie żyje, Klaus zresztą też, a Tyler... I znowu łzy pociekły mi po twarzy. 
- Nie mam już siły... - stwierdziłam roniąc kolejną małą łezkę. - Nie mam już po co żyć! - po tych słowach opadłam na poduszkę mając nadzieję, że to ona rozwiąże wszystkie moje problemy....  




I jak, co tym sądzicie ??? Proszę o komentowanie, a zarazem o podpowiedz, ponieważ jak już wiecie po raz pierwszy ,, bawię się ,, w pisanie bloga... haha 

Witajcie!!!



Witam wszystkich odwiedzających mój blog!!! Niezwykle ciesze się, iż od tej chwili będę go prowadzić hehe  Blog będzie ( jak pewnie się już domyśliliście.... ) o mojej wizji przyszłości Caroline i Klausa...;)
Mam nadzieję, iż rozdziały będą się podobać... Oczywiście bardzo proszę o dodawanie komentarzy, które z pewnością pomogą mi w układaniu dalszej historii. Tak więc nie pozostaje mi już nic innego jak życzyć wam milutkiego czytania... hehe